Strona którą oglądasz dotyczy poprzedniej kadencji sejmu. Aktualne informacje znajdziesz tutaj

15 punkt porządku dziennego:


Informacja dla Sejmu i Senatu Rzeczypospolitej Polskiej o udziale Rzeczypospolitej Polskiej w pracach Unii Europejskiej w okresie lipiec-grudzień 2012 r. (podczas prezydencji cypryjskiej) (druk nr 1159) wraz ze stanowiskiem Komisji do Spraw Unii Europejskiej (druk nr 1208).


Poseł Jarosław Sellin:

    Dziękuję.

    Pani Marszałek! Wysoka Izbo! Przyznać to muszę i potwierdzam to, co już poseł sprawozdawca wzmiankował, że w tej 18. już debacie półrocznej nad informacją rządu o uczestnictwie Polski w pracach Unii Europejskiej otrzymaliśmy wreszcie dokument, który stara się opowiedzieć właśnie o polskiej aktywności, a nie, jak dotąd, streścić działania odpowiedniej prezydencji, w tym przypadku ciekawej, bo cypryjskiej. Zresztą nie ustrzegła się trochę tego błędu pani posłanka Pomaska, która streszczała działalność Cypru, a my mówimy o dokumencie, który ma streszczać aktywność Polski w pracach Unii Europejskiej w odpowiedniej połowie roku. Postulowałem to od dawna, gdyż dotąd właśnie w trakcie tych debat często odnosiło się wrażenie, że polski minister z MSZ opowiada nie o tym, co nasz kraj robił w czasie tego półrocza, lecz zamieniał się w swoistego rzecznika prasowego odpowiedniej ambasady kraju sprawującego prezydencję w Unii Europejskiej. Tak było w czasie ostatnich kilku debat nad podobnym punktem do dzisiejszego.

    Właśnie z powodu lektury streszczającej aktywność Polski w Unii Europejskiej w drugiej połowie 2012 r. rodzą się wątpliwości i pytania. Dokument streszcza politykę polską we wszystkich dziedzinach polityki, jakie Unia Europejska prowadzi - niektóre z nich pan minister raczył tutaj przybliżyć - ale w gruncie rzeczy najważniejsze wątpliwości dotyczą tego, jaka była polska polityka w odniesieniu do pomysłów, które w Unii Europejskiej rodziły się i nadal rodzą się z powodu piątego już roku kryzysu gospodarczego, a ściślej mówiąc, finansowego, który toczy Europę. Nawiasem mówiąc, nie zgadzam się na to, że to jest kryzys wyłącznie strefy euro, to jest kryzys całej Europy, pewnego sposobu podchodzenia całej Europy do kwestii gospodarczych. To jest też kryzys zadłużenia poszczególnych państw i Polska nie jest wolna od tej choroby, od tego nadmiernego zadłużenia, które dostrzegamy zwłaszcza w czasie sześciu lat rządów obecnej koalicji.

    Najważniejsze wydaje mi się to, że kryzys ten, tak to interpretuję, to przede wszystkim kryzys europejskich banków i zdecydowana większość uwagi elity europejskiej skoncentrowana jest właśnie na ratowaniu banków, a nie na ratowaniu na przykład upadającej produkcji czy miejsc pracy. Polska nie odważa się mówić otwarcie o tym, że kraje, w których nie bano się i godzono na upadki największych, nawet skompromitowanych toksyczną polityką banków, na przykład w Stanach Zjednoczonych czy w Islandii, w gruncie rzeczy z kryzysu wyszły po 2-3 latach. A dlaczego w Europie jest inaczej? Być może tajemnica tkwi w tym, że duża część elit politycznych Europy wywodzi się ze sfery bankowej i wciąż myśli przede wszystkich w kategoriach ich interesów.

    Europejska opinia publiczna ze zdumieniem obserwuje, jak ci, którzy w dużej mierze do kryzysu doprowadzili swoją błędną bądź toksyczną polityką, nie tylko nie idą z torbami, ale jeszcze podwyższają swoje i tak już wysokie wynagrodzenia i wypłacają niewyobrażalnie wysokie dywidendy. Lepiej byłoby, aby banksterzy - to nie jest moje określenie, tylko jednego z najwybitniejszych ekonomistów polskich - zapłacili za swoje błędy, a nie byli z ich skutków wyciągani za uszy. Coraz częściej odnosi się wrażenie, że Unia Europejska jest przede wszystkim instytucją bankierów czy też banksterów, a nie wspólnotą obywateli.

    Dobrze byłoby, żeby Polska opowiadała się za zdrowymi regułami kapitalizmu powodującymi, że firmy, nawet banki, które popełniają błędy, mogą upaść, mogą zbankrutować, że nie są świętymi krowami. Takiego głosu Polski osobiście bym oczekiwał. Nawet jeżeli kontrargumentem może być to, że zdecydowana większość banków w Polsce to są filie banków zagranicznych, to właśnie proces oczywiście jakiegoś kontrolowanego upadku tych banków mógłby doprowadzić do tego, żebyśmy wreszcie procent udziału polskiego kapitału w sferze finansowej czy bankowej powiększyli. Być może filie matki byłyby sprzedawane i nieliczne polskie banki, które jeszcze pozostały, byłyby w stanie tę dysproporcję zmienić.

    Próby wyjścia z kryzysu owocują też gorączkową debatą polityczną i coraz to nowymi pomysłami politycznymi, często niebezpiecznymi, do których Polska również odważnie się nie ustosunkowuje. Polska właściwie jest z boku tej debaty, boi się jej, gra na przeczekanie lub podporządkowuje się silniejszym. Generalnie Polska zgadza się na niemądry, wciąż powtarzany dogmat, slogan, że wyjście z kryzysu jest możliwe jedynie wówczas, gdy będzie więcej Unii w Unii albo więcej Europy w Europie. Bezalternatywność tej tezy poraża, przypomina determinizm historyczny marksistów. W ogóle nie pojawia się refleksja, że może jest dokładnie odwrotnie, że kryzys być może wziął się stąd, iż nadmiernie przyspieszono proces integracji, na przykład budując na politycznych, a nie na ekonomicznych przesłankach wspólną europejską walutę.

    Jakie pomysły w praktyce pojawiają się w związku z dogmatem, że trzeba budować więcej Unii w Unii czy więcej Europy w Europie? Przyjrzyjmy się im, to są pomysły właśnie z drugiej połowy 2012 r. W ramach debaty politycznej z drugiej połowy ubiegłego roku najważniejsze moim zdaniem było przedstawienie na szczycie w grudniu dokumentu autoryzowanego przez najważniejszych czterech eurokratów, szefa Komisji Europejskiej Jose Manuela Barroso, szefa Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya, szefa Eurogrupy holendra Dijsselbloema i szefa Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghiego. Dokument ten nazywa się ˝Plan działania Komisji Europejskiej na rzecz pogłębionej współpracy i rzeczywistej unii gospodarczej i walutowej˝, czyli na rzecz pogłębiania strefy euro. Ma też znamienny podtytuł: Otwarcie debaty europejskiej, a więc jest to propozycja debaty europejskiej.

    Jest to dokument moim zdaniem cenny, bo szczery. Pokazuje on jasno wolę budowy europejskiego państwa federalnego i praktycznej likwidacji państw narodowych. Pytanie, czy tego chcemy. Rząd Donalda Tuska chyba tego chce, gdyż mamy na piśmie stanowisko polskiego rządu wobec tego dokumentu. Dowiadujemy się z niego, że mamy zastrzeżenia tylko co do dwóch rzeczy zawartych w tym dokumencie. Po pierwsze, do planu budowania odrębnego budżetu europejskiego dla państw strefy euro, po drugie, do planu powołania odrębnych komisji dla tych państw w Parlamencie Europejskim. Ale już inne pomysły, które znalazły się w tym ważnym dokumencie, polski rząd uznał za ˝zasadniczo pozytywne˝ i stwierdził, że ˝podziela kierunek działań˝. Jakie to są pomysły?

    Po pierwsze, wprowadzenie wspólnego nadzoru bankowego. Czyż to nie oznacza końca suwerenności polskiej Komisji Nadzoru Finansowego, której przecież roztropną polityką tak lubimy się chwalić? Czy nie oznacza zagrożenia dla narodowej waluty, dla depozytów w polskich bankach, chronionych dotąd dobrze polskim prawem?

    Drugi pomysł, w odniesieniu do którego rząd Donalda Tuska uznał, że trzeba podzielać kierunek działań, to jest wspieranie inwestycji w strefie euro. Czyż to nie oznacza uszczuplania środków inwestycyjnych dla państw spoza tej strefy, a więc również dla Polski?

    Kolejny pomysł, w odniesieniu do którego rząd Donalda Tuska uznał, że trzeba podzielać kierunek działań, to jest wzmocnienie reprezentowania strefy euro na zewnątrz, a więc w stosunkach ze Stanami Zjednoczonymi, z Chinami, z Rosją. Czyż to nie oznacza marginalizacji pozycji Polski w relacjach ze światem zewnętrznym? Wreszcie czwarty pomysł, który rząd Donalda Tuska uznał za pozytywny, to jest doprowadzenie do pełnej unii bankowej. Czyż to nie oznacza na samym końcu likwidacji Narodowego Banku Polskiego, ustalania budżetu państwa polskiego w Brukseli? Dlaczego rząd Donalda Tuska ma zasadniczo pozytywny stosunek i podziela kierunek tak niebezpiecznych działań i pomysłów? Trzeba zadać pytanie, czy to przypadkiem nie oznacza, że rząd Donalda Tuska, oczywiście w jakiejś perspektywie czasowej, opowiada się za likwidacją narodowego państwa polskiego i budową superpaństwa pt. Europa?

    Kolejna sprawa, też dyskutowana w drugiej połowie ubiegłego roku - reforma traktatów. W dokumencie, który rząd przedstawił, czytamy, że o reformie traktatów nie ma mowy w agendzie politycznej, ale może być o tym mowa w perspektywie najbliższych miesięcy, a więc już niedługo. Traktat z Lizbony ledwie wszedł w życie, jeszcze go w pełni nie skonsumowaliśmy, a już ma iść do kosza. Pamiętam, że nawet pan minister Serafin na jednym ze spotkań z Komisją do Spraw Unii Europejskiej przestrzegał, że każdy nowy traktat jest na ogół gorszy od poprzedniego. Tak więc może to być niebezpieczny proces.

    Co się szykuje w tej materii, w materii zmiany traktatu? Komisja Europejska mówi otwarcie o reformie traktatu w tzw. średniej perspektywie czasu, czyli już za od 1,5 do 5 lat, a więc niedługo. Co na to Polska, nie wiem. Komisja Europejska precyzuje, że szybko trzeba doprowadzić, po pierwsze, do wspólnej emisji długu, po drugie, do integracji budżetowej i fiskalnej strefy euro, czyli do już jawnego podziału Unii. Nie słyszę głosu Polski w tej sprawie. Może jest nim gorliwe przystąpienie do dwupaków, sześciopaków, czy paktów fiskalnych? Jeśli tak, to znaczy, że Polska na ten podział Unii po prostu się godzi. Dalej, Komisja Europejska postuluje, by za ponad 5 lat, czyli w nieco dalszej perspektywie, traktatowo zbudować pełną unię bankową, fiskalną, gospodarczą, polityczną. Ponownie więc należy zadać pytanie, czy ma to oznaczać europejskie superpaństwo, likwidację państw narodowych. I co na to Polska, na tę propozycję Unii Europejskiej, też nie wiem.

    Jeszcze może ,jedna kwestia szczegółowa, bo już mi się czas kończy. Polska opowiada się za liberalizacją wizową wobec krajów wschodnich i mówi, że ˝stoi na stanowisku zachowania równowagi między ofertą proponowaną Rosji a państwami Partnerstwa Wschodniego˝. (Dzwonek) A ja pytam: Niby dlaczego? Przecież my chcemy, i tak oficjalnie mówimy, żeby państwa Partnerstwa Wschodniego były kiedyś członkami Unii Europejskiej. Rosja nie chce być członkiem Unii Europejskiej i w gruncie rzeczy Rosji też nikt nie chce w Unii Europejskiej. Tak więc dlaczego ma być równowaga i dlaczego szczycicie się tą równowagą? Powinna być nierównowaga. Państwa Partnerstwa Wschodniego powinny być bardziej uprzywilejowane w polityce wizowej, Rosja mniej. Pytań mam więcej, ale nie zdążyłem ich zadać.

    Wnoszę o odrzucenie informacji rządu. Jej lektura dowodzi, że mamy wciąż do czynienia z polityką polską wewnątrz Unii Europejskiej nieambitną, niepodmiotową, asertywną, defensywną. I właściwie na szereg pytań strategicznych, na które należałoby udzielać odpowiedzi, tych odpowiedzi nie słyszymy. Ten wniosek składam na ręce pani marszałek. (Oklaski)



Poseł Jarosław Sellin - Wystąpienie z dnia 18 kwietnia 2013 roku.


192 wyświetleń

Zobacz także: