Strona którą oglądasz dotyczy poprzedniej kadencji sejmu. Aktualne informacje znajdziesz tutaj

16 punkt porządku dziennego:


Informacja ministra spraw zagranicznych o zadaniach polskiej polityki zagranicznej w 2015 r.


Poseł Jarosław Sellin:

    Dziękuję bardzo.

    Pani Marszałek! Panie Ministrze! Wysoka Izbo! Świętej pamięci prezydent Lech Kaczyński mówił często, że aby być poważnym państwem, trzeba chcieć nim być. Trzeba po prostu chcieć nim być, trzeba mieć taką wolę. Mówię o tym, dlatego że chciałbym rozwinąć wątek podjęty przez prof. Krzysztofa Szczerskiego, który przedstawił bilans polityki zagranicznej rządu PO-PSL, a ściślej mówiąc duetu Tusk i Sikorski, zanim przeszedł do oceny wystąpienia nowego ministra spraw zagranicznych pana Grzegorza Schetyny. Moim zdaniem problem jest głębszy. Polega on na tym, że od 8 lat mamy do czynienia z elitą polityczną rządzącą w Polsce, która za bardzo w Polskę nie wierzy, za bardzo nie jest dumna z osiągnięć Polaków jako historycznego narodu, za bardzo nie wierzy w siłę polskiego państwa. Dano temu wyraz również w konkretnych sformułowaniach czy nawet sloganach, które w debacie publicznej przecież od lat się pojawiają, które przez obóz rządzący są powtarzane. Wszystko zaczęło się, ktoś tu już o tym wspomniał, od sformułowania, którego użył wasz sędziwy mentor, zasłużony dla polskiej historii, choć akurat ostatnich lat jego działalności za bardzo nie rozumiem. Na początku waszych rządów powiedział, że Polska jest brzydką panną bez posagu. Takie sformułowanie padło. Mnie się zawsze wydawało, że Polska ma wspaniały posag i jest przepiękną panną. Rząd, który się sformował w 2007 r., a zwłaszcza tandem Tusk i Sikorski, wyciągnął, jak sądzę, z tego wniosek, że Polska nie powinna aspirować za bardzo do roli pierwszoplanowego gracza nie tylko na arenie międzynarodowej, ale nawet europejskiej. Stąd doktryna, i to też często powtarzaliście, płynięcia w głównym nurcie. To miał być przedmiot dumy, że płyniemy w głównym nurcie polityki europejskiej. Bardzo szybko się okazało, że w związku z wybuchem kryzysu europejskiego i wejściem w życie traktatu lizbońskiego ten główny nurt tworzą konkretne państwa. Najpierw był to duet Niemiec i Francji, dzisiaj to wygląda już inaczej. Ten nurt raczej tworzą samodzielnie Niemcy z Francją jako przystawką. Doktryna dotycząca płynięcia w głównym nurcie jest szkodliwa dla dużego europejskiego państwa, a takim jest Polska, bo właściwie oznacza rezygnację z dużej części podmiotowości, jeżeli chodzi o politykę zagraniczną.

    Zawsze się zastanawiałem, skąd ten minimalizm, dlaczego tak to określiliście, dlaczego tak zaczęliście się dopasowywać. Jak jest główny nurt, to ktoś go tworzy, a Polska, płynąc w głównym nurcie, przecież się do tego nurtu przede wszystkim dopasowuje. Dlaczego pana poprzednicy właśnie taką doktrynę realizowali? Mam na to dwie odpowiedzi, które są surowe. Już po zakończeniu misji rządu, chodzi o duet Tusk i Sikorski, jesienią ubiegłego roku napisałem obszerny artykuł w ˝Rzeczpospolitej˝, w którym postawiłem tezę, że w dziedzinie polityki zagranicznej rząd, który powstał w 2007 r., kształtował, podporządkował politykę zagraniczną, i to był błąd straszny, kontynuowaniu straszliwej wojny polsko-polskiej, która wybuchła w 2005 r. Przyjął założenie, że również w tym obszarze po prostu wojujemy z obozem, który przegrał wybory w 2007 r., a także z wówczas urzędującym prezydentem Rzeczypospolitej. Krótko mówiąc, trochę upraszczając, robimy wszystko odwrotnie niż rząd PiS w latach 2005-2007, i wszystko odwrotnie niż urzędujący prezydent Lech Kaczyński. Ten segment polityki polskiej, jaką jest polityka zagraniczna, miał być instrumentem, narzędziem do zaostrzania tej wojny, tego konfliktu, do zwalczania głównego przeciwnika politycznego. I to przyniosło opłakane, moim zdaniem, skutki. Wiadomo, że rząd Prawa i Sprawiedliwości i Lech Kaczyński prowadzili, starali się prowadzić politykę ambitną, jeżeli chodzi o kierunek wschodni, o bilateralne stosunki ze Stanami Zjednoczonymi. Chodziło także o Europę Środkową i realistyczną politykę wobec Rosji. To wszystko zostało odwrócone. Nie będę tego rozwijał, odsyłam do tego artykułu, jeśli ktoś jest zainteresowany.

    To, jaka jest kondycja moralno-polityczna obozu rządzącego od 8 lat, pokazały nam tzw. taśmy prawdy sprzed niecałego roku, ujawnione niecały rok temu. Proszę państwa, poznaliśmy 6 rozmów, choć tych rozmów jest ponoć nagranych, nie wiem, 60 czy 70, i żadna z nich nie jest przyzwoita. Żeby choć jedna taka była, żebyśmy przeczytali i uznali, że jacyś politycy partii rządzącej się spotkali, by z troską rozmawiać o dobru publicznym, że proponowali jakieś rozwiązania, uzgadniali itd. Wszystkie były absolutnie nieprzyzwoite, nie tylko w sferze języka, ale w sferze planów, które snuto w tych rozmowach. Czego się dowiedzieliśmy z tych rozmów? Dowiedzieliśmy się, co prominentni przedstawiciele obozu rządzącego myślą o Polsce i Polakach. Przecież tam padły takie sformułowania, że Polska to jest syf i folklor, a grubym misiem jest się wówczas, kiedy się zrobi karierę na arenie międzynarodowej. Tam poznaliśmy, usłyszeliśmy opinię, że Polaków charakteryzuje jakaś murzyńskość, cokolwiek miałoby to znaczyć, nie wiem, jak poseł Godson to interpretuje, w stosunku do Stanów Zjednoczonych. Potem okazało się, że zwieńczeniem kariery politycznej lidera tego obozu jest właśnie arena międzynarodowa, objęcie stanowiska szefa Rady Europejskiej. Sprzedawaliście to jako sukces, jako powód do dumy, natomiast ja cały czas zastanawiałem się, czy jest możliwe, żeby ktoś, kto własny naród traktuje jako naród dumny i historyczny, własne państwo jako państwo poważne, przyjął takie stanowisko. Czy takie stanowisko przyjęłaby Angela Merkel? Czy takie stanowisko przyjąłby David Cameron albo nawet premier Włoch Renzi? Rezygnować z tak ważnego stanowiska, jakim jest stanowisko premiera własnego kraju, na rzecz usługowego stanowiska w jednej z najważniejszych instytucji Unii Europejskiej, które w gruncie rzeczy, tak jak się okazuje, jak to widzimy również w ostatnich tygodniach, nie ma istotnego znaczenia politycznego? Co człowiek, który przyjmuje taką propozycję, myśli o własnym kraju, którym rządził przez siedem lat? Być może sformułowanie, które było wypowiedziane w warszawskiej knajpie, coś w tej sprawie wyjaśni.

    Mój poprzednik, prof. Krzysztof Szczerski, wspominał, że właściwie powinniśmy się koncentrować na najbliższym półroczu, bo tyle trwa pana misja, panie ministrze. Będziemy ciężko pracować do październikowych wyborów. Mam nadzieję, że inny obóz polityczny będzie rządził po październikowych wyborach i będzie wybrany inny minister, ale przez to pół roku w związku z sytuacją wokół Polski jest parę zadań do zrobienia. Rzeczywiście on niektóre z nich wymienił i jeżeli chodzi o niektóre z nich, to moglibyśmy szukać konsensusu, współpracować.

    Chciałbym się skupić przede wszystkim na poprawie wizerunku Polski za granicą, na tym, co nami wstrząsnęło, tutaj niektórzy nawet emocjonalnie na ten temat się wypowiadali, na reakcjach na akcje dyfamacyjne wobec Polski i Polaków. Uważamy, że czas najwyższy podejść do tej sprawy poważnie i państwowo. Każdy tekst szkalujący Polskę i Polaków w kontekście oceny historycznej w konsekwencji powinien prowadzić do procesu sądowego. To powinno kończyć się procesem sądowym. Nie powinien to być proces sądowy wytoczony przez osobę prywatną, obywatela z Polski albo z zagranicy, jakiegoś przejętego tą sprawą Polaka z emigracji, tylko powinna zająć się tym wyspecjalizowana instytucja działająca w Polsce na wzór żydowskiej instytucji Anti-Defamation League, wspierana finansowo przez państwo polskie. Ona powinna wytaczać procesy w kraju, w którym akt dyfamacyjny miał miejsce. Weźmy choćby przykład wypowiedzi szefa FBI. Taka instytucja natychmiast powinna znaleźć na terenie Stanów Zjednoczonych amerykańskiego prawnika, który będzie dobrze znał prawo amerykańskie, wiedział, z jakiego artykułu można by było urzędnika, który nas obraził, zaatakować i wytoczyć mu proces, a państwo polskie poprzez specjalną instytucję - finansowaną przez państwo polskie, które powinno ponosić koszty takiego procesu - wspierać taką walkę finansowo i zabiegać o duże odszkodowania. Po kilku wygranych procesach, jednym, dwóch, trzech wygranych procesach naprawdę każdy w każdym miejscu globu ugryzie się w język, żeby nie formułować takich fałszywych sformułowań pod adresem Polaków.

    Dwa lata temu byłem na spotkaniu z okazji wyzwolenia obozu w Auschwitz. Była tam bardzo duża grupa Żydów z Izraela i rozmawialiśmy z nimi na ten temat, że szukamy sojuszników w walce z określeniami ˝polskie obozy śmierci˝, ˝polskie obozy zagłady˝ czy ˝polskie obozy koncentracyjne˝. Widzieliśmy, że po stronie społeczności żydowskiej z Izraela, pan też wspomniał o dobrej reakcji organizacji żydowskiej ze Stanów Zjednoczonych, jest duże zrozumienie i chęć pomocy, tylko to trzeba po prostu zorganizować poprzez instytucjonalną współpracę. Co ciekawe, to jest pewna ciekawostka, widziałem, że więcej zrozumienia wśród społeczności żydowskiej z Izraela, z którą spotkaliśmy się w Auschwitz, w kwestii naruszania polskiej wrażliwości jest po stronie ortodoksyjnych i religijnych Żydów niż areligijnych i liberalnych. To też jest bardzo ciekawe. Po prostu uważam, że powinniśmy wykonywać pozytywną pracę nad polskim wizerunkiem, nie tylko zwalczać dyfamacyjne, antypolskie sformułowania, ale też wykonać pozytywną pracę na rzecz naszego wizerunku.

    Tutaj trzeba podjąć odważne działania i nie wstydzić się, że państwo polskie chce takie działania podjąć w kierunku np. ogłaszania konkursów na scenariusze wysokobudżetowych filmów fabularnych. Niech tego nie robi tylko Polski Instytut Sztuki Filmowej, bo mimo wszystko on ma na takie rzeczy za mało pieniędzy, niech się dołożą polskie ministerstwa: Ministerstwo Spraw Zagranicznych, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Co szkodzi takim trzem współpracującym instytucjom ogłosić konkurs na wysokobudżetowy film, który skusi dobrych twórców scenariuszy - pieniądze będą duże - do zrealizowania filmów o Witoldzie Pileckim, Irenie Sendlerowej, Janie Karskim, Żydowskim Związku Wojskowym, a nie tylko o ŻOB-ie, rodzinie Ulmów, Żegocie, siostrach z Nowogródka zabitych za ukrywanie Żydów itd. Dzisiaj taka walka o dobre imię Polski jest prowadzona w dużej mierze przez osoby prywatne, przez mecenasa Obarę, Macieja Świrskiego i jego Redutę Dobrego Imienia, a to powinno być podniesione na wyższy, państwowy szczebel.

    I jeszcze jedno, również MSZ, jak sądzę, powinno być zaangażowane w budowę i wspieranie budowy instytucji funkcjonujących w Polsce, które prowadzą dobrą politykę historyczną i przedstawiają prawdziwy obraz polskiej historii. To nie powinno być cedowane tylko na ministerstwo kultury czy kancelarię premiera. Ministerstwo Spraw Zagranicznych też powinno być zainteresowane tą sprawą, ponieważ coraz więcej cudzoziemców odwiedza Polskę i jest szansa, że będzie takie miejsca odwiedzać. Ciągle nie ma Muzeum Historii Polski. Pomysł, żeby znajdowało się ono na terenie cytadeli jest, moim zdaniem, zły. Cytadela została zbudowana przez Rosjan, żeby pilnować zbuntowanej Warszawy. Tam chcemy budować Muzeum Historii Polski? Dlaczego nie wrócić do dobrego poprzedniego pomysłu? Był już konkurs architektoniczny. Miało ono być zbudowane w istotnym miejscu w Warszawie, w formie nowoczesnej, lepszej. Chodzi też o muzeum kresów w Lublinie, o muzeum ziem zachodnich we Wrocławiu pokazujące polski dorobek kulturowy. Pan wspomniał dzisiaj o liście biskupów polskich i biskupów niemieckich. Tu chodzi o biskupa Kominka i wielki polski dorobek na ziemiach zachodnich po 1945 r. Takiego muzeum też brakuje. Odnosi się to też do Muzeum Żołnierzy Wyklętych w Ostrołęce czy muzeum Westerplatte, którego budowy zaniechaliście, a plany były dobre. Ekspozycja takiego muzeum byłaby zrozumiała dla cudzoziemców. To tyle, jeśli chodzi o poprawianie polskiego wizerunku za granicą.

    Chciałbym się jeszcze odnieść do kilku szczegółowych kwestii, które poruszył pan w swoim exposé, i sformułować parę pytań. Wspomniał pan o komponencie europejskich grup bojowych, o tym, że tutaj trzeba wykrzesać z Europy większe zaangażowanie w obronę militarną naszego kontynentu. Tak, uważam, że należy o tym dyskutować, należy o tym myśleć, ale trzeba trzymać się doktryny, a tego pan nie powiedział. Broń Boże, realizowanie takich pomysłów w Europie nie może być alternatywą dla Sojuszu Północnoatlantyckiego ani alternatywą dla obecności Stanów Zjednoczonych w Europie, bo jeśli zapędzimy się za daleko albo będziemy realizować jakieś plany, które być może są snute w innych stolicach, to może się okazać, że siły amerykańskie znikną z Europy i że nie będą już tutaj obecne w wymiarze militarnym, może się też okazać, że jakiemuś państwu w Europie bardzo zależało na tym, aby tak się stało w długofalowej perspektywie. Nie powinniśmy się wpisywać w ten scenariusz.

    W obszarze stosunków polsko-rosyjskich chciałbym tylko dotknąć jednego problemu. Też za bardzo nie rozumiem tej bezradności czy bezsilności państwa polskiego, jeśli chodzi o wjazd na teren Polski Nocnych Wilków - motocyklistów, gangu Putina, jak ich niektórzy nazywają. Nie jest to kwestia tego - z czego tutaj kpi pan poseł Iwiński - że przesadzamy w tej sprawie, że nie jest to przecież brygada czołgów itd. Proszę tylko zwrócić uwagę, że jest w konstytucji zapis o zwalczaniu na terenie Polski symboliki nazistowskiej i komunistycznej. Ludzie z tego gangu jeżdżą na motocyklach pod sztandarami sierpa i młota, chwalą Stalina. To tak, jakbyśmy się zgodzili, żeby przez Polskę przejechał jakiś gang motocyklowy z portretami Hitlera czy swastyką. Jest to absolutnie niedopuszczalne i choćby z tego względu powinniśmy jednak twardo zabronić im wjazdu. Byłoby łatwiej podjąć tę decyzję, gdybyście wysłuchali naszego postulatu chyba sprzed pół roku, kiedy wybuchła wojna rosyjsko-ukraińska. Chodziło nam o to, aby Polska zaczęła zabiegać o to, żeby takie struktury, instytucje jak Doniecka Republika Ludowa i Ługańska Republika Ludowa zostały uznane za organizacje terrorystyczne, żeby Polska je uznała za takie organizacje, a inne kraje zachodnie wpisały je na listę organizacji terrorystycznych. Łatwo byłoby wówczas uzasadnić to, że członkowie gangu Nocnych Wilków są niepożądani na terytorium Polski. Przecież niektórzy z nich aktywnie walczyli w Donbasie i wspierali struktury republik ludowych donieckiej i ługańskiej.

    Kolejna kwestia - boat people. Dzisiaj odbyły się szczyt Rady Europejskiej i dyskusja na ten temat. Uważam, że jest on poważny. Rzeczywiście, nie powinniśmy zachęcać naszych partnerów europejskich wyłącznie do tego, żeby zajmowali się Wschodem. Chodzi tu o poważny problem dla krajów południowej flanki Unii Europejskiej. Nie powinniśmy być wobec tego faktu obojętni. Jestem bardzo przejęty np. aktywnością i wypowiedziami w tej sprawie papieża Franciszka i uważam, że ma on rację, że syta, bogata Europa nie powinna obojętnie przechodzić obok tego problemu. Kiedy jednak będziemy dyskutować, w jaki sposób i w jakiej skali poszczególne kraje europejskie powinny partycypować w pomocy, choćby poprzez przyjmowanie zrozpaczonych imigrantów przypływających z Afryki łodziami, to nie powinniśmy jednak zgadzać się na zastosowanie tu ludnościowego albo jakiegoś innego parytetu - zgodnie z którym Polska miałaby np. przyjąć tyle samo imigrantów co Hiszpania, gdyż pod względem ludnościowym jesteśmy tej samej wielkości - bo trzeba tutaj wyciągnąć konsekwencje z zaszłości historycznych. Polska nie miała kolonii w Afryce. Inne państwa miały, i to przez dziesiątki, setki lat, więc są bardziej odpowiedzialne za to, co się na tym kontynencie dzieje, w związku z czym powinny wypełniać większe zobowiązania związane z tym problemem. Nie boję się powiedzieć tego z tej trybuny, bo uważam, że dużo krajów europejskich popełniło spore błędy w zakresie polityki imigracyjnej. Te kraje ponoszą dzisiaj tego konsekwencje. Jeżeli będziemy otwarci - nasuwa się pytanie, w jakiej skali powinniśmy być tu otwarci - na przyjęcie części imigrantów rozpaczliwie uciekających z tamtych rejonów konfliktu czy biedy, to powinniśmy zadbać o to, żeby przybywali do nas przede wszystkim chrześcijanie, bo na tych łodziach też są chrześcijanie. Nawet ostatnio słyszeliśmy, że jedna łódź dryfowała i pasażerowie nie mieli już ani picia, ani jedzenia. Ci ludzie byli w rozpaczy, nie wiedzieli, jak się ratować, i muzułmanie wyrzucili chrześcijan za burtę, bo było ich mniej. Tak więc stąd wiemy, że tam są również chrześcijanie.

    Wreszcie kwestia Europy Środkowej. Tutaj będę trochę złośliwy, ale usłyszeliśmy w kilku wypowiedziach polityków Platformy Obywatelskiej podziękowania dla prezydenta Bronisława Komorowskiego za prowadzenie racjonalnej polityki, którą przeciwstawia się radykalnej polityce. Chyba siedem czy osiem razy nazwisko prezydenta Bronisława Komorowskiego padło z ust szefa jego sztabu wyborczego, który jest też przy okazji szefem Komisji Spraw Zagranicznych - z tego też powodu miał tytuł do przemawiania jako pierwszy w imieniu klubu Platformy Obywatelskiej - i który użył tej trybuny i tej dyskusji do prowadzenia kampanii prezydenckiej.

    Odniosę się tu do kwestii dotyczących racjonalności i radykalności. Otóż czy jest racjonalna polityka zagraniczna prezydenta Bronisława Komorowskiego, który dzień po swojej konwencji wyborczej spotyka się w górach z prezydentem Słowacji? Zajmuję się trochę polityką zagraniczną i wyobrażałem sobie, że skoro prezydent Polski spotyka się z prezydentem Słowacji, to będą rozmawiać o czymś istotnym. Pewnie porozmawiają o kryzysie Grupy Wyszehradzkiej, bo jest tu kryzys. Pewnie porozmawiają o tym, że powstaje grupa sławkowska, a Polski w niej nie ma, że integrują się inne państwa Europy Środkowej: Austria, Czechy, Słowacja, być może będą wciągać do tej grupy Węgry. Pewnie porozmawiają o wspólnej polityce energetycznej, bo to przecież nas łączy. Co tymczasem usłyszeliśmy? Po skończonym spotkaniu Bronisław Komorowski powiedział, że odbył bardzo dobrą rozmowę z prezydentem Słowacji. Rozmawiali o tym, czy Janosik i Maruszka są Polakami czy Słowakami, i o tym, które kapele góralskie są lepsze: polskie czy słowackie. To jest racjonalna polityka zagraniczna urzędującego prezydenta, gdy mamy taką właśnie sytuację w Europie Środkowej. (Oklaski)

    Druga rzecz. Mówimy o konflikcie rosyjsko-ukraińskim, o konieczności rozwiązania tego problemu, o polskiej polityce w tej sprawie. Przypomnę wypowiedź Bronisława Komorowskiego sprzed półtora roku, kiedy już trwały wydarzenia na Majdanie, ale jeszcze nie było aneksji Krymu ani wojny. Polski prezydent Bronisław Komorowski powiedział, że nie wyobraża sobie, żeby Rosja potraktowała Ukrainę tak jak Gruzję w 2008 r., że to jest niewyobrażalne, żeby Rosja mogła militarnie wkroczyć na Ukrainę. Czy potrzebny jest nam prezydent tak racjonalnie myślący i mający tak racjonalne horyzonty wyobraźni? Ja wątpię. Dziękuję bardzo. (Oklaski)



Poseł Jarosław Sellin - Wystąpienie z dnia 23 kwietnia 2015 roku.


72 wyświetleń

Zobacz także: