239 posiedzenie Komisji

Panie przewodniczący, Wysoka Komisjo. Jest oczywiste, że odpowiedzialność za sytuację epizootyczną na swoim terenie ponosi państwo. I tylko państwo dysponuje narzędziami do tego, by w przypadku wystąpienia przede wszystkim masywnych zagrożeń przeciwdziałać. Wtedy uruchamia zarówno zwyczajowo przyjęte środki – takie, jak wykup, jak zapłata odszkodowania – ale również może użyć wszystkich dostępnych środków. Ja nie wiem dlaczego w Polsce do tej pory nie jest rozwiązany, np. problem dzików. W sytuacji, kiedy była kukurydza na polach, można było jeszcze powiedzieć, że myśliwy nie jest w stanie w polu tego dzika namierzyć, bo dzik się skrywa. Jednak od kilku miesięcy kukurydzy na polach nie ma, a problem jest w dalszym ciągu nierozwiązany. To świadczy o słabości państwa.

Pomijam to – bo nie chcę w tej chwili o tym dyskutować – czy wybicie dzików jest elementem ograniczającym czy wstrzymującym rozprzestrzenianie się choroby, czy dziki są rzeczywistym wektorem, czy wydumanym. Tu powinni wypowiedzieć się fachowcy, bo ja się na tym nie znam. Jednak jeśli jest podejmowana jakaś decyzja, to ona powinna być wykonana. I tylko państwo, jako sposób zorganizowania narodu, jest w stanie przeciwdziałać w sytuacji zagrożenia.

Oczywiście, tam, gdzie wchodzimy w obszar strat ponoszonych przez obywateli – w tym przypadku rolników – zasadą podstawową, niezbywalną zasadą, co do której nie powinno być żadnej dyskusji, jest pokrycie wszystkich strat poniesionych przez tego, który doznał szkody. Tu chodzi nie tylko o wypłacenie odszkodowań w wysokości cen rynkowych, ale również i zrekompensowanie utraconych korzyści. Tak to się rozwiązuje w innych krajach.

Problem afrykańskiego pomoru świń, który tu w podtekście się przewija, tak długo w Polsce nie będzie rozwiązany, jak długo będzie przekonanie władz publicznych, że uda się to zrobić bez pieniędzy. A może sam się skończy? Może wirus wyginie? Może zmiany pogodowe coś tu załatwią? A przecież nie potrzeba wyważać otwartych drzwi. Najwyższa Izba Kontroli wskazała, w jaki sposób w różnych krajach był zwalczany afrykański pomór świń. W krajach, które zdecydowały się na działania absolutnie radykalne – owszem, kosztowne – w ostatecznym rozrachunku okazało się to opłacalne. Taka sytuacja była w latach osiemdziesiątych w Belgii. Podjęto tam decyzję, że z obszaru na którym wystąpiła choroba i nie było możliwości zabezpieczenia tego obszaru, wybito wszystko, co mogło być wektorem, co mogło być nośnikiem, płacąc odpowiednie godziwe odszkodowania dla rolników. Efekt? W ciągu sześciu miesięcy czy pięciu miesięcy – nie pamiętam już danych podanych przez NIK – problem ustał. W krajach, gdzie takich działań się nie podejmuje, dopuszcza się do tego, że choroba szerzy się na coraz większym obszarze i wtedy jest już nie do opanowania. I wtedy będzie trwała już dziesiątki lat. A jakie skutki gospodarcze dla Polski to przynosi – widać gołym okiem.

W związku z tym, ja nie rozumiem tych zapisów. No, może poza mechanizmem czy procedurą tworzenia budżetu, gdzie trzeba podawać kwoty. Państwo musi mieć tyle pieniędzy, nawet modyfikując budżet i uruchamiając wszystkie dostępne rezerwy, żeby tych środków było tyle, ile jest niezbędnych, ile wskazuje logiczne uzasadnienie. Dlatego taki zapis, że zapłacimy tyle ile mamy, dokonamy korekty, zmniejszymy, jest zapisem absolutnie chybionym. Ja już nie chcę mówić – ze względu na Środę Popielcową – o słabości kondycji ludzkiej, ale takich zapisów nie może być.