262 posiedzenie Komisji

1. Panie przewodniczący, Wysoka Komisjo. Interesują mnie dwie sprawy z tego dużego pakietu, o którym mówiła pani minister. A mianowicie chciałbym wiedzieć, jakie jest stanowisko ministra rolnictwa odnośnie tej idei utworzenia strefy wolnego handlu i inwestycji między Unią i Stanami. Nie tyle mnie interesuje to, co tam gdzieś się dzieje w negocjacjach, tylko to, jakie jest stanowisko polskiego rządu.

Nie ukrywam, że owszem, podzielam obawy o to, czy rolnictwo europejskie nie przeżyje wstrząsu w zderzeniu z innym, wielkoobszarowym rolnictwem Ameryku Północnej. Nie akceptuję również niektórych podejść do żywności, występujących w Stanach Zjednoczonych, takich jak GMO, jak stosowanie niektórych środków chemicznych konserwujących żywność. Moim zdaniem Europa musi tutaj bronić swojego punktu widzenia. Jednak pomimo tego jestem zdecydowanym zwolennikiem integracji euroatlantyckiej.

Znam tryb negocjacji; zresztą w ub. r. gościliśmy w parlamencie szefową negocjatorów amerykańskich. Odbyło się tu również spotkanie, na którym zabierałem głos w imieniu Komisji rolnictwa i mówiłem o tych wszystkich naszych rolniczych wątpliwościach, związanych z utworzeniem strefy. Jestem jednak zdecydowanym zwolennikiem integracji euroatlantyckiej. Stworzenie silnego bloku gospodarczego, powiązanego pewnymi ułatwieniami w handlu i w inwestycjach, dałoby nową jakość w globalizującym się świecie. Byłoby zarówno jakąś szansą rywalizacji globalnej z nowymi potęgami, ale – bliższa ciału koszula – byłoby również dla Europy istotnym wsparciem w trudnych relacjach z Rosją.

Wiem, ilu w Polsce jest przeciwników integracji z Ameryką. Będą podnosili wszystkie możliwe argumenty, żeby nie tworzyć tej strefy. Często czynią to z przekonania, a czasami z głupoty; czasami z sugestii płynących skądinąd i niedotyczących polskich interesów. Ale myślę, że każdy, kto się interesuje tym obszarem, dobrze wie, jakie są naciski, jakie lobby, jakie starania – również międzynarodowe – aby nie doszło do utworzenia strefy.

Moje pytanie jest jednoznaczne – jakie jest stanowisko polskiego rządu? A jeżeli takiego stanowiska rządu minister rolnictwa nie ma, to jakie jest stanowisko ministra rolnictwa? Czy suma korzyści z utworzenia strefy wolnego handlu i inwestycji jest większa niż ryzyko i obawy, związane z przyszłością polskiego rolnictwa?

Drugie pytanie dotyczy również jednoznacznego stanowiska polskiego rządu. Od wielu lat postulujemy w Polsce wprowadzenie znakowania źródła pochodzenia surowców w produktach spożywczych, a jeżeli jest to produkt mieszany, to przynajmniej określenia, skąd pochodzi ponad 50% komponentów. Wydaje się, takie jest moje zdanie, że dla polskiego rolnictwa jest to dobre rozwiązanie. Bo skoro prawdą jest – a ja w to wierzę – że polska żywność broni się swoją jakością, smakowitością, cechami organoleptycznymi, jak również i ceną, to należy tę żywność w jakiś szczególny sposób wyeksponować na rynku, żeby konsumenci mieli możliwość wyboru. A biorąc pod uwagę coraz większą świadomość społeczną i tzw. patriotyzm gospodarczy można oczekiwać, że wielu Polaków zacznie rozumieć związek przyczynowo-skutkowy między kupnem produktu z półki i wspieraniem producenta tego produktu.

Dlatego nie jest istotne znakowanie miejsca wytworzenia produktu, bo co to dla mnie za różnica, czy kiełbasa wytworzona z duńskiej wieprzowiny będzie robiona w Danii, czy w Sokołowie? Nie widzę żadnej różnicy. Natomiast to jest dla mnie różnica, która będzie decydowała o moim świadomym wyborze – czy produkt jest wytworzony z mięsa zwierząt, które były wyprodukowane w Polsce, dając jakąś wartość również dla polskich rolników, czy też nie. Jestem przekonany, że takie oznakowanie per saldo byłoby dla Polski korzystne.

Natomiast ze zdziwieniem przyjąłem stanowisko polskiego ministra rolnictwa – zmieniające absolutnie to, o czym mówił wcześniej – że Polska jest przeciwna wprowadzeniu znakowania źródeł pochodzenia surowca w żywności. Zresztą w notatce, którą pani minister raczyła nam przekazać, polscy przedstawiciele w imieniu rządu polskiego na kwietniowym posiedzeniu Rady również podnosili wątpliwości, czy to nie zwiększy problemów administrowania bezpieczeństwem żywności. A przepraszam – w czym ma zwiększyć? Przecież mamy służby, struktury. Podnoszono, że zwiększy to koszty dla przedsiębiorców. Czym zwiększy? Dodrukowaniem – w uproszczeniu powiem – biało-czerwonej flagi na opakowaniu czy napisu, określającego miejsce pochodzenia?

Doszło do paradoksalnej sytuacji. To inne kraje w Parlamencie Europejskim zaczynają się domagać znakowania, a polski rząd – patrz: minister rolnictwa – jest temu przeciwny. Zaczynam się zastanawiać, jaki tu funkcjonuje mechanizm. Z jednej strony opowiadamy o tym polskim eksporcie, który jest ponoć taką wielką naszą siłą; tyle tylko, że przy analizie kodów celnych okazuje się, iż ten wielki eksport to jest eksport kawy, herbaty, cytrusów, bananów i śledzi, patroszonych koło Koszalina. A oddajemy rynek wewnętrzny, czterdziestomilionowy rynek wewnętrzny.

Czy dla nas rynek wewnętrzny jest nieistotny? Na rynku wewnętrznym to oznaczenie byłoby bardzo ważne, żeby Polacy, polscy konsumenci, mieli pełną świadomość, jakie produkty kupują i z jakich surowców są wytworzone.

A więc interesują mnie te dwie sprawy: jakie jest stanowisko ministra rolnictwa czy szerzej – jakie jest stanowisko rządu odnośnie celowości bądź braku celowości integracji euroatlantyckiej oraz jakie jest stanowisko odnośnie znakowania miejsca pochodzenia surowców w produkcji żywności.

2. Jeżeli mogę wtrącić jedno zdanie. Przecież sprawa znakowania ciągnie się od paru lat – i rząd polski pracuje nad stanowiskiem? Przepraszam, kpimy z siebie czy co? Wiem, że sprawa jest skomplikowana, że interesy są rozbieżne, ale chyba z punktu widzenia polskiego rządu interes polskich rolników powinien być na pierwszym miejscu.

Gdzie pani widzi problem w tym, że mleko litewskie jest oznaczone jako mleko z Litwy? Ja bardzo lubię kwas chlebowy z Litwy i będę go chętnie kupował. Jeżeli ktoś chce kupować mleko z Litwy, to będzie kupował mleko z Litwy. Skoro twierdzimy, że nasze mleko jest takiej wysokiej jakości, to w Niemczech będzie oznaczone jako mleko wyprodukowane w Polsce. Gdzie tu jest problem?

3. Niewystarczający. Tak. Domyślam się. Jest problem z uzyskaniem większości, ale przynajmniej trzeba się starać. Problem tego uproszczenia to jest chyba zabawa w gonienie królika, a nie złapanie królika, bo im bardziej Unia mówi o uproszczeniu WPR, tym bardziej skomplikowana sprawa z tego wychodzi. A więc może powinna przestać o tym mówić, to może mniej szkody by było. Przecież od wielu lat się mówi, że należy uprościć, w szczególności I filar. Wyszło jak wyszło. Teraz trzeba przedłużać termin składania wniosków przez rolników. Rolnicy w dalszym ciągu nie wiedzą, jak wypełniać te kwitki. Czyli wszyscy chcieli dobrze, a wyszło jak zwykle.

Natomiast chcę jednak wrócić do sprawy znakowania, bo ja tego nie popuszczę. Już pomijam to, że minister Sawicki, obejmując kiedyś stanowisko, solennie mi przyrzekł, że doprowadzi do tego, iż będzie znakowanie źródeł pochodzenia surowca. Teraz Polska zdanie zmieniła. Odwróciła kota ogonem. Tłumaczy to bałamutnie i głupio zwiększonymi kosztami dla producentów. Czym? Tym drukowaniem opakowania? Jak skończy się ta partia opakowań, to następna będzie zawierała informację? Jakieś inne mechanizmy muszą tutaj działać, które raczej są, tak sądzę, korzystne dla wielkich importerów i dla dużych zakładów przetwórczych, które w Polsce przerabiają surowce pochodzące z importu. Te mają w tej chwili głos decydujący w kształtowaniu stanowiska ministra rolnictwa.

Panie przewodniczący, dlatego będę prosił o rozważenie przez prezydium wystosowania dezyderatu Komisji do pani premier. Do pani premier. Dezyderatu pokazującego, jak absurdalne jest stanowisko polskiego rządu, które jest od wielu miesięcy przekazywane – nam również.

Pani minister w tej chwili mówi, że nie ma stanowiska i dopiero rząd nad tym pracuje. Przecież informacje na temat znakowania dostajemy trzeci czy czwarty raz w mniej więcej podobnym brzmieniu, a może nawet na zasadzie „kopiuj i wklej”. Zresztą kiedyś mieliśmy tę fiszkę, którą dostaje delegacja wyjeżdżająca na posiedzenie Rady Ministrów, gdzie było wprost napisane, że rząd polski jest przeciwny wprowadzeniu oznaczeń, które wskazywałyby, skąd pochodzą surowce wykorzystane do produkcji żywności.

Nie zgadzam się z takim podejściem i skoro nie można rozmawiać z ministrem rolnictwa, bo tutaj nie widzę zmiany myślenia od wielu miesięcy, to trzeba wystąpić z dezyderatem do premiera.

4. Pani dyrektor potwierdziła moje obawy, że polski rząd z powodów dla mnie nieprzekonywujących jest przeciwny wprowadzeniu znakowania, bo mówiła pani o tym i oceniła pani stanowisko KE. My szczęśliwie jesteśmy jeszcze krajem samodzielnym, tak mi się wydaje, a stanowisko KE – a nie prawo utworzone w UE – nie jest dla nas jakąś wykładnią i czymś nienaruszalnym.

To dotyczy szerszego kontekstu. Chcę wiedzieć, jakie są stanowiska Polski wobec kluczowych problemów UE, ale nie na zasadzie, jak tu przed chwilą pan minister powiedział, że stanowiska polskie są wyważone. Wyważone – czyli nijakie. To znaczy czekamy i słuchamy, co powiedzą Niemcy czy ewentualnie inni więksi i wtedy przedstawimy swoje stanowisko, które niewiele będzie się różniło. Wydaje mi się to jakieś absurdalne.

Jeżeli jesteśmy przekonani, że na polskim rynku wewnętrznym – podstawowym rynku, bo to jest rynek najważniejszy dla nas – rozpoznawalność pochodzenia produktów wpłynęłaby korzystnie na sytuację polskich producentów i byłaby korzystna dla świadomości konsumentów i dla patriotyzmu gospodarczego, to należy za tym optować. To należy o to zabiegać w Unii, a nie czekać, aż sprawę załatwią inni.

Zdaję sobie sprawę z tego, że dla większości Polaków cena jest czynnikiem decydującym. Wczoraj GUS ogłosił porażające dane. Wszyscy się ekscytują wyciekiem informacji o politykach rządzącej koalicji, płynących z taśm przygotowanych nie wiadomo przez kogo, a takie informacje, że 2,8 mln Polaków żyje poniżej minimum ubóstwa, się nie przebijają. Zdaję sobie sprawę z tego, że ludzie nie mają pieniędzy, idą do sklepu i kupują barachło, byle było tanie; ale władze publiczne, w szczególności ministerstwo rolnictwa, mają wykonywać pewną rolę kreatywną – również rolę stymulowania rynku.

Jestem przekonany, że znakowanie pochodzenia surowców jest działaniem jak najbardziej dla polskiego rolnictwa korzystnym. Chyba, że chcemy ukryć MOM sprowadzany z Danii i z Niemiec, który znajduje się w polskich wędlinach; chyba, że chcemy ukryć  7 mln tuczników pochodzących z Danii i z Niemiec, które są w Polsce przerabiane – lub sprzedając polskie produkty, ukryć je pod nic nieznaczącym jakimś innym znakiem, tak jak byśmy się swojego wstydzili. Jesteśmy liczącym się producentem różnych surowców, które były wymienione. Czy Niemcy kupują polską żywność, bo oznaczenie jest zafałszowane, czy kupują, bo są przekonani, że ta żywność jest zdrowa, bezpieczna i niezbyt droga? Czy my musimy się ukrywać z naszym eksportem i tym tłumaczyć niechęć do znakowania?

Podtrzymuję stanowisko o konieczności przygotowania dezyderatu. Chętnie przygotuję taki dezyderat. Niech pani premier się na ten temat wypowie albo przynajmniej niech wie, o czym my tutaj dyskutujemy.