Strona którą oglądasz dotyczy poprzedniej kadencji sejmu. Aktualne informacje znajdziesz tutaj

17 punkt porządku dziennego:


Informacja ministra spraw zagranicznych o założeniach polskiej polityki zagranicznej w 2014 roku.


Poseł Janusz Palikot:

    Pani Marszałkini! Panie Premierze! Wysoka Izbo! Panie premierze, pan naprawdę nie wie, jakie jest stanowisko PiS? Niech pan zapyta Michała Kamińskiego, on na pewno doskonale je zna. (Wesołość na sali, oklaski)

    (Głosy z sali: Brawo!)

    Ale doszło już do takiego zdziecinnienia PO-PiS, on tak się zestarzał, że wszedł w fazę sklerotyczną i mieliśmy naprawdę do czynienia z tak infantylną i dziecinną polemiką, że pan premier musiał wejść i zagrać jednocześnie i Kaczyńskiego, i Tuska we własnej osobie, żeby ożywić tego trupa, którym dzisiaj jest PO-PiS. (Oklaski) Całe szczęście, że Polacy tego nie słuchają i nie oglądają, bo gdyby zobaczyli, jak rzeczywiście toczyła się rozmowa - najpierw była to diagnoza ministra Sikorskiego, a później odpowiedź przyjaciela PiS - to wyjechaliby wszyscy do Londynu jeszcze przed zakończeniem tej kadencji (Oklaski), bo naprawdę Polska w takich rękach, w takich ustach to jest coś przerażającego.

    (Poseł Robert Biedroń: Wampiry polityczne.)

    Sytuacja rzeczywiście jest poważna. Powtarzam: sytuacja jest rzeczywiście poważna, najpoważniejsza od wielu, wielu lat, bo faktycznie doszło do zmiany sytuacji geopolitycznej Polski, porównywalnej z tą z 1989 r. Po prostu jesteśmy w kompletnie innym świecie. I na ten temat musimy naprawdę realnie, trzeźwo i ponad partyjnymi interesami porozmawiać. Otóż nie jest tak, jak mówił minister Sikorski - choć właśnie później premier Tusk nadał temu właściwy wymiar - że dzisiaj czujemy się bezpieczni z racji podpisanych porozumień z Unią Europejską, NATO i z racji obecnej pozycji - silnej czy słabej - Polski w Europie, a w szczególności oczywiście w Unii Europejskiej. Tak nie jest. Nie jesteśmy traktowani poważnie. Przyjazd 150 żołnierzy amerykańskich zamiast tego, co pan proponował, panie ministrze, czyli tych 4, 6, 8 tys., 2 brygad NATO-wskich. Ta różnica jest miarą tego, jak jesteśmy traktowani. Bardzo ograniczona reakcja Unii Europejskiej na ten kryzys ukraińsko-rosyjski to kolejne tego potwierdzenie. Takie fakty, jak zjazd czy też szczyt grudniowy Unii Europejskiej w Wilnie, gdzie do końca podtrzymywaliśmy w iluzji przywódców Zachodu, że Janukowycz podpisze tę umowę, nie budują nam reputacji i prestiżu. Podobnie podpisanie tego porozumienia z Janukowyczem i ministrami spraw zagranicznych Niemiec, Francji i Polski i Majdanem na dzień przed ucieczką Janukowycza także nie buduje wizerunku naszego kraju.

    Polska jest rzeczywiście w trudnym położeniu. Ono w pewnym sensie przypomina to z lat 30. minionego wieku. Iluzją jest, że fakt naszej obecności w NATO i w Unii Europejskiej daje nam poczucie bezpieczeństwa. Nie daje. Co warte są te porozumienia dzisiaj, to najlepiej wiedzą Ukraińcy. Oni przecież mieli podobne przeświadczenie, że w zmian za to, że oddali broń atomową, dostali od Stanów Zjednoczonych, filara NATO, od Niemiec, Wielkiej Brytanii i Francji, najsilniejszych graczy w Unii Europejskiej, gwarancje integralności terytorialnej. I niestety się zawiedli, zostali oszukani przez Stany Zjednoczone, Francję, Wielką Brytanię i Niemcy. Ukraińcy zostali oszukani. Przez Rosję oczywiście też.

    Kto mi teraz, dzisiaj da gwarancję, że z nami nie będzie podobnie. Dlaczego mamy wierzyć w to, że Stany Zjednoczone, które nie zaangażowały się w konflikt ukraińsko-rosyjski tak, jak byśmy tego chcieli, zaangażują się w nasz, jeśli Putin zrobi aneksję, powiedzmy, Lublina czy Olsztyna.

    (Poseł Stanisław Żelichowski: Tylko nie Olsztyna.)

    Nie chciałbym też, żeby Lublina. Ale miejsce, którego ta aneksja będzie dotyczyła, jest obojętne z punktu widzenia tej analizy. Otóż nie mamy żadnej poważnej, powtarzam: żadnej, gwarancji interwencji. Przestańmy oszukiwać siebie i naszych rodaków. Tym bardziej absurdalne i w ogóle dziecinne były wypowiedzi posła PiS, który zachowywał się tak, jak byśmy byli w stanie rozkazać Francji, Amerykanom, co mają robić. Gdyby tylko Jarosław Kaczyński wygrał, to jeden telefon do Baracka Obamy i stałaby tu tarcza antyrakietowa, drugi telefon do Hollande’a i mielibyśmy natychmiast odwołaną wizytę Putina, a trzeci do Merkelowej i przywołalibyśmy ją do porządku w tej czy w innej sprawie. (Oklaski) To jest oczywiście taka sama dziecinada, powtarzam: taka sama dziecinada, to jest tak samo infantylne. Polska nie ma takiej możliwości bez względu na to, kto będzie rządził, czy Kaczyński, czy Tusk, czy ktokolwiek inny. Polska nie ma takiej możliwości, żeby zmusić partnerów w Unii Europejskiej czy Stany Zjednoczone do takich działań, jak byśmy sobie życzyli z punktu widzenia naszego maksymalnego bezpieczeństwa.

    Zatem co robić? To jest pytanie, które pan premier postawił w swojej wypowiedzi. Odpowiedzi na nie nie usłyszałem we wcześniejszym exposé ministra Sikorskiego, w wypowiedzi pana premiera Donalda Tuska też nie ma konkretów. A pytanie jest rzeczywiście zasadne. Co robić? Co dzisiaj Polacy mogą zrobić, realistycznie oceniając, że nie można za bardzo liczyć na Stany Zjednoczone, Francję, Niemcy i Anglię, a siła nasza jest taka, jaka jest, to znaczy: 10, 20-krotnie mniejsza niż dzisiaj siła Rosji? Otóż mamy zapowiedź prezydenta Komorowskiego i rządu, że w ciągu najbliższych 10 lat wydamy ok. 130 mld zł na dozbrojenie polskiej armii. Przypomnijmy, że rocznie Rosja wydaje 70 mld euro na rozwój swojej armii, czyli w ciągu tych 10 lat mniej więcej 30-krotnie zwiększy się przewaga Rosji nad Polską, jeśli te liczby są prawdziwe, jeśli my w ogóle wydamy te 130 mld zł, a Rosja będzie w stanie dalej wydawać 70 mld euro. Tak więc rozbudowa armii, która jest kolejną iluzją przedstawioną polskiemu społeczeństwu, nie da żadnego fundamentu bezpieczeństwa. Owszem, trzeba inwestować w jakąś armię. Jak właśnie pokazuje konflikt na Ukrainie, pewnego rodzaju sprawność nawet ograniczonej armii jest potrzebna. Ale ona nie da żadnego trwałego fundamentu bezpieczeństwa, bo ten dystans między nami a Rosją będzie się tylko pogłębiał.

    Doskonale wiemy, jaką dzisiaj mamy realną ilość samolotów i czołgów zdolnych do działania, jaki mamy poziom amunicji i wszystkich innych środków, niezbędnych do prowadzenia działań wojennych. Tak więc to jest iluzja. Rozbudowa armii, choć potrzebna, nie rozwiąże problemu polskiego bezpieczeństwa. (Oklaski) Co zatem robić? Otóż trzeba rzeczywiście podjąć, ale nie tylko na poziomie sloganów, że jesteśmy za głębszą integracją europejską, rzeczywiście bardzo intensywne działania, głównie dotyczące integracji gospodarczej Polski z Unią Europejską, bo jest ona możliwa. Dzisiaj bowiem też zgodzę się z opinią, że myślenie o tym, że w krótkim czasie da się zbudować głębszą politycznie integrację Unii Europejskiej, jest trochę iluzyjne. Przyszły Parlament Europejski będzie na pewno znacznie bardziej eurosceptyczny. W związku z tym prostej recepty tego typu, że my, ludzie Twojego Ruchu, Platformy, SLD i innych proeuropejskich formacji, namówimy Europejczyków do integracji politycznej, nie ma, jest to kolejna iluzja. Oczywiście, że ich do tego nie namówimy. Musimy iść w tym kierunku, musimy to popierać i promować, ale w ciągu kilku najbliższych lat tego nie zrobimy.

    Jeżeli chodzi o to, co możemy dzisiaj zrobić i gdzie nas jeszcze chcą, to odnosi się to właśnie do strefy euro. (Oklaski) Doprawdy nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy właśnie strefę euro potraktowali jako tarczę antyrakietową, jako element działania militarnego, a nie tylko politycznego czy ekonomicznego. Jest to akurat w pana, panie premierze, gestii, w gestii tego rządu. Możecie to zrobić, co więcej, macie poparcie sporej części opozycji w tym zakresie. To można zrobić. Dopiero to tworzy faktyczny fundament przyszłego bezpieczeństwa. Jeśli bowiem dzisiaj Warszawa jest trochę bardziej bezpieczna niż Kijów, to nie dlatego, że jesteśmy w NATO i Unii Europejskiej, tylko dlatego, że wyeksportowaliśmy do Berlina, wymieniliśmy się z Berlinem na kwotę 76 mld euro, podczas gdy jeżeli chodzi o Rosję, obroty osiągnęły 72 mld. Tak więc dzisiaj to właśnie znaczenie gospodarcze, chociaż wciąż jeszcze za małe, stanowi podstawę umiarkowanego optymizmu, przekonania, że reakcja byłaby mocniejsza, gdyby Polska była zagrożona tak, jak została zagrożona Ukraina. Jeśli ma to być prawdziwe i realne działanie, to potrzebujemy nie 76, tylko 150 mld obrotu. Potrzebujemy strefy euro i skoku technologicznego. Powinniśmy podporządkować wszystkie wydatki z pieniędzy, funduszy europejskich wymogom wynikającym z wyraźnej strategii, która jest z tym związana. Co więcej, możemy przekonać obywateli w Polsce, żeby poparli wprowadzenie euro, mimo że, jak wiemy, według sondaży jest tak, że dzisiaj jest za tym tylko 30% Polaków. Jak jednak mają oni to popierać, skoro żadna siła polityczna nie staje do debaty w tym zakresie? (Oklaski)

    Jeśli dzisiaj rozpoczniemy namawianie ludzi właśnie w kontekście zagrożenia rosyjskiego na Ukrainie, to namówimy Polaków do wprowadzenia euro, to uzyskamy większość do tego potrzebną. Możemy zaproponować prawicy, PiS-owi porozumienie dotyczące zmian konstytucji, polegające na tym, że w zamian za zgodę na wprowadzenie do konstytucji zapisów odnoszących się do euro pozostała część sceny politycznej zgodzi się na referendum w sprawie terminu wprowadzenia euro. Niech to referendum odbywa się co rok, co dwa lata, co trzy - tak długo, dopóki nie zgodzi się na to większość Polaków, ale miejmy załatwioną sprawę konstytucji. Bardzo trudno będzie prawicy odrzucić takie porozumienie. Kaczyńskiemu nie wystarczy pojechać do Pułtuska, żeby nie musieć odpowiadać na to pytanie. Będzie musiał na nie odpowiedzieć, uzasadniając, że jest to polska racja stanu w obliczu zagrożenia. Trudno będzie prawicy znaleźć właściwą odpowiedź, właściwe uzasadnienie odmowy zmiany konstytucji w tym zakresie bez przesądzania daty wprowadzenia euro.

    Takie są niektóre działania, a przecież można dodać do tego całą masę innych niezbędnych posunięć związanych z unowocześnianiem polskiego państwa i polskiej gospodarki, do których zastosowania nie potrzeba już zmiany konstytucji, a których wprowadzenie spowodowałoby, że Polska stałaby się na tyle silna gospodarczo, że byłaby w stanie poprzez głębszą w wyniku tego integrację gospodarczą z krajami Unii Europejskiej mieć poczucie większego bezpieczeństwa. Tych tematów jest cała masa, chodzi tu o system emerytalny, który jest kompletnie rozregulowany za sprawą waszego rządu, rozbite OFE i niezreformowany ZUS, o częściową reformę, która miała być całkowita. Tak naprawdę ten system jest w powijakach. Mój klub złożył propozycję dotyczącą likwidacji ZUS-u, zmiany stawek podatkowych, wprowadzenia emerytury obywatelskiej, która przy likwidacji ZUS-u zniszczyłaby klin podatkowy i spowodowałaby powstanie nowych miejsc pracy oraz wzrost konsumpcji wśród osób najuboższych w Polsce. W znaczny sposób ożywiłoby to rynek wewnętrzny. Nie prowadzimy jednak na ten temat dyskusji. Uważam tę reformę emerytalną w obecnych warunkach także za element działania nie tylko ekonomicznego, ale także polityczno-militarnego, bo wszystko, co dzisiaj powoduje, że Polska jest silniejsza ekonomicznie, zdrowsza gospodarczo i zdolna do większej konkurencji, jest działaniem w imię racji stanu. Potrzebujemy wprowadzenia wielu takich zmian, nie tylko w zakresie emerytur. (Oklaski)

    Weźmy inny przykład: polityka energetyczna. Jest pan premier Piechociński? Nie ma go. Jeżeli chodzi o tę politykę, to panuje tu już kompletny chaos. Mamy program budowy elektrowni atomowych, mamy wydać po 60, 70 mld na każdą z tych elektrowni. Finansowanie inwestycji przez następnych 10, 12 czy 20 lat wyniesie kolejne 50-60 mld, które trzeba będzie zapłacić. Wydaliśmy już 2 czy 3 mld na ten projekt, a nie mamy żadnej uzgodnionej ani społecznie zaakceptowanej lokalizacji dla tej elektrowni atomowej. Pomijam już to, że nie uniezależnia nas to od Rosji, bo uran trzeba będzie gdzieś kupować, i to, że wliczenie kosztów tej inwestycji do kosztów energii spowoduje, że powstanie przy tej kalkulacji duży znak zapytania, bo nie jest pewne, iż energia atomowa będzie tańsza niż inne rodzaje energii. Tak więc mamy rozgrzebany program atomowy bez żadnych konsekwencji. Mamy do czynienia z niby-poszukiwaniem gazu łupkowego. W zeszłym roku zrobiono 28 odwiertów, a trzeba ich robić 2 tys. rocznie, żeby w ogóle znaleźć gaz. Tak więc udajemy, że szukamy gazu łupkowego.

    Potem mamy propozycję ustawy o OZE, która likwiduje OZE, bo wprowadza aukcję na certyfikaty i współspalanie przez duże koncerny, czyli de facto eliminuje samą istotę odnawialnych źródeł energii. Wreszcie chodzi o rozbudowę elektrociepłowni i elektrowni w oparciu o węgiel kamienny, który sprowadzamy z Rosji, bo jest tańszy niż niezrestrukturyzowana produkcja polskich kopalni. W końcu mamy kolejną iluzję, że będziemy liderem wspólnej unijnej polityki energetycznej jako kraj, który jako jedyny, pojedynczo wetował politykę klimatyczną i energetyczną Unii Europejskiej. (Oklaski) Tak więc mamy pięć iluzji. Chodzi o, po pierwsze, fikcję energii atomowej, po drugie, fikcję wydobycia gazu łupkowego, po trzecie, fikcję dotyczącą OZE, po czwarte, fikcję ochrony węgla kamiennego i, po piąte, fikcję możliwości zbudowania jedności energetycznej.

    Zamiast rozwiązywać problemy realne, dotyczące emerytur obywatelskich, polityki energetycznej, konkurencyjności naszej gospodarki, lepszego wydawania pieniędzy europejskich, pan premier wdaje się w spór z trupem, jakim jest PO-PiS, żeby tymi historycznymi sporami na chwilę zająć ponownie scenę polityczną. Pytam: po co? Po co? W jakim celu? Po co spierać się z PiS? O co się z nimi spierać? To nie ma sensu. Oni sami wychodzą, jak pan widzi. Nie potrzeba wiele więcej, wystarczy, że ja wejdę na mównicę i PiS już nie ma. (Oklaski)

    (Głos z sali: Jak pan zejdzie, to będzie...)

    Jednym słowem, my się na ten poziom debaty, który zaproponowała dzisiaj strona rządowa w exposé ministra Sikorskiego, uciekający od realnych problemów i od prawdziwych wyzwań, ani na tę dziecinną, pełną naiwnych uwag odpowiedź PiS nie zgadzamy. My nie zgadzamy się na to, po prostu szkoda Polski. (Oklaski) Naprawdę Polska zasługuje na coś więcej niż na tego demona, który od 10 lat wypija z nas już nie krew, ale wszelki zdrowy rozsądek. Dziękuję bardzo. (Oklaski)

    (Głosy z sali: Brawo, brawo!)

    (Przewodnictwo w obradach obejmuje wicemarszałek Sejmu Cezary Grabarczyk)



Poseł Janusz Palikot - Wystąpienie z dnia 08 maja 2014 roku.


1282 wyświetleń

Zobacz także: