Pani Marszałek! Wysoka Izbo! Zacznijmy od opisu kontekstu, w jakim toczy się ta debata. Niektóre posłanki i niektórzy posłowie z Platformy Obywatelskiej oburzali się na stwierdzenia dotyczące tego, że to przedłożenie rządowe, bo na nim się skupię, jest elementem kampanii wyborczej. Wystarczyło wysłuchać prezentacji pana ministra Arłukowicza, by posiąść wiedzę o tym, że jest przede wszystkim elementem kampanii wyborczej, bo o ile sobie przypominam, pan minister mniej mówił o zarodkach, a więcej o Jarosławie z Warszawy, więcej czasu na to poświęcił. Tak jest i nie należy temu zaprzeczać, należy działać w takich warunkach.
Jedna z przedmówczyń mówiła o tym, że przedłożenie rządowe nie jest ani lewicowe, ani prawicowe, lecz jest opowiedzeniem się za życiem. To nie jest prawda. Rząd, na czele z panią premier Kopacz, z określonego wachlarza możliwości dokonał pewnego wyboru, wyboru związanego z już toczącą się kampanią i z kampanią wyborczą, która będzie toczyć się na jesieni, wybierając z tego wachlarza możliwości rozwiązania raczej kojarzone z lewicą, a nie - niechby umiarkowaną - prawicą. To są dwa elementy, moim zdaniem, kluczowe. Pierwszy dotyczy kwestii nadliczbowych zarodków. Nie jest tak, że ustawodawstwa państw członkowskich Unii Europejskiej w każdym przypadku dopuszczają utworzenie nadliczbowych zarodków. Jest rozwiązanie niemieckie, jest rozwiązanie szwajcarskie, mówił o tym pan poseł Gowin. Głos w tej sprawie zabierało wielu mówców.
Skupię się na innym elemencie, może niedostatecznie poruszanym w tej debacie, i to elemencie zaskakującym, mianowicie rozwiązaniu, które dopuszcza zapłodnienie in vitro w przypadku par pozostających w związku pozamałżeńskim. Projekt ustawy jest pod tym względem zdumiewający, gdyż możliwość tę wprowadza się w art. 2, słowniczkowym, w którym jest mowa o oświadczeniu takiej pary, natomiast nie wiadomo, w jakim trybie, w jakim momencie ma być składane to oświadczenie. Problem jest jednak głębszy. Wysoka Izbo, mamy tu do czynienia z zabiegiem inżynierii prawno-politycznej, która ma zmienić podstawy funkcjonowania społeczeństwa polskiego. Sprawa jest bardzo prosta. Jeżeli dopuszczamy in vitro w przypadku par pozamałżeńskich, to jak można sprzeciwić się, jeżeli to rozwiązanie zostanie przyjęte, wprowadzeniu ustawy o związkach partnerskich? Jeżeli istnieje pewne uprawnienie dla pary, która oświadcza, że żyje wspólnie, nie wiadomo, w jakim trybie, nie wiadomo jak, nie wiadomo, w którym momencie ona metodą in vitro chce powołać do życia nowe ludzkie istnienie, to wszystkie inne kwestie, które podnosiło się przy okazji debat nad potrzebą bądź brakiem potrzeby ustawy o związkach partnerskich, są już nie drugo-, ale pięciorzędne, np. dotyczące wizyt w szpitalu, dziedziczenia ustawowego, bo co jest istotniejszego, ważniejszego niż powołanie dziecka do życia?
W związku z tym, jeżeli to rozwiązanie zostanie w końcu zaakceptowane, to będziemy mieli zmianę dotyczącą nie tylko in vitro, ale także podstaw funkcjonowania społecznego Polski. Mamy de facto do czynienia już nie z uchyleniem, otwarciem drzwi, a z czymś więcej: z wiążącą zapowiedzią uchwalenia ustawy o związkach partnerskich. I mam pytanie: Czy jest to chytry zabieg ministra Arłukowicza, czy stoi za tym pani premier Kopacz i kierownictwo Platformy Obywatelskiej? Wysuńcie argumenty przeciwko mojemu rozumowaniu. Gdzie tu jest błąd? Gdzie tu jest nielogiczność?
Dlatego zwracam się przede wszystkim do tych kilkudziesięciu posłów Platformy Obywatelskiej, bo w ostatecznym głosowaniu to od nich będzie to zależało: albo będziecie popierać ewentualnie zgłoszone poprawki dotyczące liczby zarodków nadliczbowych, nietworzenia zarodków nadliczbowych i wykreślenia możliwości stosowania procedury in vitro (Dzwonek) dla par niebędących małżeństwami, albo wasz konserwatyzm jest konserwatyzmem bezobjawowym i nie ma w was niczego, co sprawiłoby, że w jakiejkolwiek sprawie powiedzielibyście: non possumus.
Na tym skończę. Powiem tak: o projekcie SLD nie warto dyskutować, a zarówno projekt PiS-owski, jak i projekt rządowy nie zasługują, by je poprzeć; PiS-owski jest zbyt restrykcyjny. Przy obu tych projektach w głosowaniu wstrzymam się od głosu, bo większość tej Izby jest zdeterminowana, by ta ustawa została uchwalona przed wyborami, a mi zależy na tym, żeby była to ustawa możliwie najmniej zła, bo dobrej nie będzie.
(Głos z sali: Brawo!)