Strona którą oglądasz dotyczy poprzedniej kadencji sejmu. Aktualne informacje znajdziesz tutaj

9 punkt porządku dziennego:


Informacja ministra spraw zagranicznych o założeniach polskiej polityki zagranicznej w 2012 roku.


Poseł Witold Waszczykowski:

    Dziękuję.

    Szanowna Pani Marszałek! Panie Ministrze! Wysoki Sejmie! Pragnę odnieść się do zaprezentowanej dzisiaj informacji ministra spraw zagranicznych o założeniach polskiej polityki zagranicznej w 2012 r. i tylko do tego dokumentu, choć minister prosił o uwzględnienie również dodatkowego dokumentu dotyczącego priorytetów na lata 2012-2016, gdyż to jest podstawa oceny MSZ. Tylko na ten rok, czyli na rok 2012, MSZ otrzymał środki na realizację zadań. Pozostały dokument można traktować jedynie jako ciekawy seminaryjno-publicystyczny materiał, chyba że minister chciałby, abyśmy traktowali ten dokument jako swoistą instrukcję obsługi do zaprezentowanej informacji.

    Zatem omawiając politykę tego rządu, a nie demoniczne mity o rządach Prawa i Sprawiedliwości, należy zwrócić uwagę, że tamte rządy bronią się poprzez dokumenty, poprzez ilość informacji o wizytach i nie uzasadnia to twierdzenia, iż Polska była w tym czasie izolowana, bądź prowadziła jakąkolwiek politykę izolacjonistyczną. (Oklaski)

    W obserwacjach wstępnych chciałbym też zwrócić uwagę na zadziwiający sposób prezentowania informacji. Na wczorajszym posiedzeniu połączonych komisji Sejmu i Senatu minister w niezwykle lakoniczny, sloganowy sposób zaprezentował na slajdach kilka tez swojego exposé. W zdawkowy sposób zbył kilka pytań, części nie zrozumiał, w paru miejscach wprowadził obie komisje w błąd.

    Dzisiaj minister trochę rozwinął tezy, czyniąc to, jak zwykle, w sposób teatralny, publicystyczny, trochę megalomański, gęsto szafując źle dobranymi i wyrwanymi z kontekstu cytatami. Minister od lat, również i dzisiaj, przechwala się ze znaczenia i pozycji naszego państwa. Szkoda zatem, że stosownie do tej rzekomo ważnej pozycji kraju nie traktuje swoich obywateli jako ważnych. Szkoda, że nie chce podjąć rzeczowego i prawdziwego dyskursu na temat polityki zagranicznej. Rozumiem, że minister realizuje ogólny trend rządu, polegający na ograniczaniu wiedzy Polaków i dostępu do informacji. Zamiast rzetelnej analizy historii i teraźniejszości wystarczy pogadanka o sukcesach okraszona bon motami. Takie właśnie propagandowe pogadanki zapewne niedługo zastąpią klasyczne lekcje historii w szkołach.

    Poważna rozmowa z Polakami o Polsce i o otaczającym ją świecie powinna po pierwsze, zawierać oparty na faktach opis sytuacji międzynarodowej. Społeczeństwo oczekuje prawdziwych definicji wyzwań i zagrożeń, jeśli chodzi o nasze bezpieczeństwo i rozwój. Oczekuje opisu, charakterystyki pozytywnych i negatywnych trendów oraz zjawisk zachodzących w najbliższej i dalszej okolicy obecnie i w następnych miesiącach 2012 r. Po drugie, Polacy oczekują jasno i precyzyjnie wyrażonej racji stanu, definicji interesu narodowego, sprecyzowanego celu, do którego będzie pan dążył w tym roku. Wreszcie po trzecie, oczekiwaliśmy, że zaprezentuje pan arsenał sił, środków i instrumentów, za pomocą których polską rację stanu zamierza pan realizować.

    Niestety zamiast precyzyjnej wykładni zagrożeń i definicji racji stanu, sposobu jej realizacji, otrzymaliśmy zestaw publicystycznych refleksji o tym i o owym. Jak zwykle zaczął pan od przechwałek, że to stabilna i przewidywalna polityka. Nie potwierdzą chyba tego Polacy na Białorusi czy Litwie. Czy Budapeszt może przewidywać nasze wsparcie? O wiele można pytać, jeśli chodzi o inne regiony. Jest pewne, że Alesia Bialackiego pan zaskoczył. (Oklaski)

    Prześledźmy pana wywody na temat sytuacji międzynarodowej. Pana zdaniem koniunktura międzynarodowa jest nadal dobra, choć gorsza. No to jaka jest konkretnie? Brzmi to jak wałęsowskie za, a nawet przeciw. Czy jedynym problemem na Wschodzie jest budowa przez Rosję alternatywnego wobec Europy ośrodka politycznego? Czy MSZ nie dostrzega frontalnego odchodzenia od demokracji czy zapowiedzi potężnych zbrojeń w Rosji? (Oklaski)

    Kuriozalnie brzmią dywagacje o kryzysie lat 30., że kiedyś było gorzej. Można zapytać: Czy wzorem liderów minionego reżimu chce pan wypominać Polakom sanacyjne czasy?

    Przyzwyczailiśmy do przechwałek o polskiej prezydencji w Unii Europejskiej. Wiem, że zarzuci nas pan pochlebnymi cytatami medialnymi i tak się stało. Ciekawe, ile jest tam przedruków redaktora Edwarda Lucasa. Przypomnę zatem, że dyplomacji państwa nie ocenia się miarą zagranicznych pochlebstw, ocenia się ją przez pryzmat realizacji interesów narodowych. O tym, że to właśnie interesy narodowe są głównym wyznacznikiem działania państw, a nie te mityczne europejskie, wspólnotowe, boleśnie przypominano nam w ostatnich miesiącach. Po latach mamienia nas europejską idyllą duet Merkozy brutalnie pokazał, kto rządzi w Unii Europejskiej.

    Na naszych oczach na obszarze Unii zaczęły tworzyć się różne kręgi decyzyjne. Trzon stanowi duet niemiecko-francuski, z przeważającą jednak w tej parze rolą Berlina. Kolejny krąg to strefa euro, następny to mało jeszcze sprecyzowany pakt Euro Plus, do którego będą należeć wszyscy sygnatariusze paktu fiskalnego, jednak o różnym statusie. To wszystko dotyczy 27 państw Unii Europejskiej, z oczekującą na członkostwo Chorwacją. Ten galimatias decyzyjny w Unii należy jeszcze dopełnić ilustracją nadal nierozwiązanego kryzysu finansowego Grecji i kilku państw strefy euro, którymi zajmuje się międzynarodowa finansjera i to ona wyznacza premierów w Atenach i Rzymie. Taka sytuacja powstała w Europie właśnie w czasie polskiej prezydencji. To jest ta koniunktura nadal dobra, choć gorsza?

    Dość trywialnie brzmią przechwałki, iż polski rząd poradził sobie z kierowaniem Unią Europejską w czasie prezydencji. Rzeczywiście dzięki wysiłkom wielu urzędników udało się poprawnie przeprowadzić liczne spotkania i konferencje. Nie udało się jednak zrealizować zapowiadanych priorytetów, naszych interesów narodowych. Nie podjęto spraw dotyczących na przykład wspólnej obrony europejskiej, tak ważnych i podkreślanych przez pana ministra. Można było przecież przewidzieć to już od dawna, iż Europa pogrążona w kryzysie, uwikłana w konflikt afgański oraz zmuszona do interwencji w Libii nie będzie miała politycznej woli oraz środków finansowych na dublowanie wysiłków NATO i tworzenie równoległej struktury obronnej.

    Nie uzyskano zadowalającego rozwiązania w sprawie przybliżenia Ukrainy do członkostwa w Unii Europejskiej. Można doszukiwać się wymówek w wewnętrznych uwarunkowaniach Kijowa, ale bezspornym faktem jest, że to strona polska w czasie prezydencji miała instrumenty, aby wywrzeć skuteczną presję na władze ukraińskie oraz zbudować w Europie proukraińskie lobby. Program Partnerstwa Wschodniego również nie przybliżył jego uczestników do członkostwa w Unii Europejskiej, natomiast kwestia partnerstwa została skwapliwie wykorzystana w kampanii wyborczej do zorganizowania wizerunkowego szczytu służącego celom propagandowym, a następnie została totalnie porzucona.

    Prestiżową porażką polskiej prezydencji była wreszcie decyzja Chorwacji o podpisaniu traktatu akcesyjnego w Brukseli, a nie w Warszawie. Chorwacka decyzja to ewidentny dowód, iż państwa naszego regionu przestały traktować Polskę jako rzecznika interesów tej części Europy. W czasie działań naszej prezydencji doszło do faktycznego podziału Grupy Wyszehradzkiej oraz separacji od nas państw bałtyckich. Inną drogą poszły Czechy i Węgry, zaniedbano współpracę z państwami bałtyckimi. W przypadku Litwy doszło nawet do otartego konfliktu z Warszawą. Współpracy z Rumunią i Bułgarią zupełnie nie widać, tak jak z całym regionem bałkańskim.

    Ostatnie miesiące przyniosły też cios politycznym planom Euro 2012. Przypomnę, że ten wielki projekt sportowy miał być nie tylko instrumentem zakładającym budowę kilku stadionów, żeby pograć w gałę, ale zawierał ambitne plany infrastrukturalne. Budowa nowoczesnych dróg, linii kolejowych czy lotnisk miała stworzyć nową jakość polityczno-gospodarczą między Polską a Ukrainą. To miał być zaczyn dla całego regionu Europy Środkowo-Wschodniej do przyspieszenia procesu integracyjnego z Unią Europejską.

    Zaniedbując współpracę regionalną, stwarzano jednocześnie wrażenie, że Polska ma szansę stać się państwem współdecydującym o polityce Unii. Do tej roli miała nas przybliżać bezkrytyczna współpraca z Niemcami. Przychylność Niemiec mieliśmy też zaskarbić sobie pragmatyczną polityką wobec Rosji, czyli wycofaniem się z jakiejkolwiek ambicji na Wschodzie, określanych przez pana ministra jako romantyczne, mocarstwowe iluzje. Nasze podrzędne, zdyscyplinowane wobec potężnych patronów miejsce w regionie ma przypieczętować nowy trójkąt: Niemcy - Rosja - Polska. Ten trójkąt nie dopuszcza nas do procesu, jaki zachodzi, mam na myśli współpracę między Niemcami a Rosją, natomiast alienuje nas całkowicie od naszego regionu. Wydaje się też, że ceną za marzenia o dopuszczeniu nas do współpracy niemiecko-rosyjskiej jest układ o małym ruchu granicznym, który otworzy znaczną część północnej Polski dla mieszkańców Królewca. Oby ten ryzykowny eksperyment, forsowany długo wbrew Europie, nie skończył się restrykcjami na naszych zachodnich granicach.

    Pana polityka polegania na Niemczech i schlebiania Rosji, aby przypodobać się zachodnioeuropejskiej poprawności politycznej, nie przyniosła rezultatów w postaci uzyskania decyzyjnej pozycji w Europie. Można zakładać, że w ostatnim czasie nawet tak przekonany o swojej nieomylności premier Tusk zorientował się, iż nie zdobędzie zapowiadanego miejsca przy europejskim stole. Z tego powodu zaczął podejmować chaotyczne działania. Były to wystąpienia balansujące od ściany do ściany. Należy tu przypomnieć zaskakujące wystąpienie ministra Sikorskiego w Berlinie, gdzie apelował do Niemiec o jeszcze większe przywództwo w Europie. Należy pamiętać o ambiwalentnym wystąpieniu premiera Tuska w Parlamencie Europejskim, gdzie nadal podtrzymywał koncepcję szybkiego wstąpienia Polski do strefy euro. Sprawa została ujawniona przez nowego przewodniczącego Parlamentu.

    Z drugiej zaś strony wydaje się, że premier Tusk pod wpływem jakichś refleksji podejmował próby być może odtworzenia koalicji środkowoeuropejskiej przez pochlebstwa wobec Orbana czy wizytę w Rzymie. I one nie przyniosły pozytywnych rezultatów. Nie zasiedliśmy przy europejskim stole decyzyjnym. Dobitnie wskazują na to zapisy paktu fiskalnego. Nawet mimo polskich prób zniekształcenia tekstu jasno z tych zapisów wynika, że Polska nie zostanie dopuszczona do współdecydowania w grupie euro, grupie, która staje się pozatraktatowym ciałem kierującym Unią Europejską.

    Na marginalną pozycję Polski w Europie wskazuje nawet zamieszanie wokół podpisywania przez Unię porozumienia ACTA. Bo czy jakieś państwo należące do szóstki europejskiej, będące ˝przy stole˝ i tak blisko współpracujące z Niemcami nie zostałoby przez Berlin ostrzeżone, że ta właśnie stolica nie zamierza przystąpić do ACTA? (Oklaski)

    Czy to wszystko można uznać za sukcesy w polityce europejskiej, panie euroentuzjasto?

    Tak jak w poprzednich latach kadencji tego rządu, tak i w ostatnich miesiącach nie doszło do zapowiedzianych przełomów z Rosją w sprawach historycznych, gospodarczych czy najnowszych kwestiach dotyczących śledztwa smoleńskiego. Nad ludobójstwem katyńskim zapadła grobowa cisza. Gaz kupujemy po najwyższych cenach w Europie. Wobec braku działań naszego rządu sprawą musiało zająć się bezpośrednio PGNiG i oddać ją do międzynarodowego arbitrażu. Od miesięcy nic nie dzieje się też ze śledztwem smoleńskim. Rosja przyjęła tu niekooperatywną postawę, mimo iż z polskiego śledztwa coraz bardziej wynika, że katastrofa miała inny przebieg, niż pokazywały to raporty MAK i Millera. Co więcej, rosyjskie postrzeganie katastrofy jest popularyzowane na świecie. Nie widać polskich zabiegów, aby zmienić ten obraz. Deklaruje pan jedynie zabiegi o zwrot samolotu. Pytam się: Czy w tym roku, czy w perspektywie priorytetów 2016 r.?

    Uległa postawa Polski nie została też wynagrodzona przez Rosjan w dziedzinie bezpieczeństwa. Mimo braku realizacji amerykańskiego projektu tarczy antyrakietowej Rosja i tak zapowiada rozlokowanie rakiet typu Iskander na terenie obwodu kaliningradzkiego. W programie wyborczym Putina jest natomiast zapowiedź podjęcia przez Rosję ogromnych zbrojeń, które mogą drastycznie osłabić bezpieczeństwo Polski. Rosyjskie zachowanie nie spotkało się dotąd z żadną reakcją polskiego rządu. Nie pytają panowie ministrowie, po co nasz sąsiad zamierza się tak zbroić, nie widać też żadnej troski o stan demokracji u naszego potężnego sąsiada.

    Całkowity paraliż nastąpił na kierunku białoruskim. Brak tu jakiejkolwiek koncepcji działania wobec władz oraz chęci obrony polskich interesów, w tym Polaków mieszkających na Białorusi. Czeka pan z ofertami współpracy na dzień, w którym ustaną represje. (Oklaski) O tym, że władze białoruskie mogą całkowicie nas ignorować, świadczy incydent z odmową wjazdu na Białoruś delegacji polskiego Sejmu oraz afera z ambasadorami. Nie jestem pewien, czy europejscy ambasadorowie wyjechali ze względu na solidarność z nami, czy po prostu ze względu na fakt, iż wyrzucono z Mińska przedstawiciela Unii Europejskiej. (Oklaski)

    Do sukcesów zalicza pan Europejski Fundusz na rzecz Demokracji. Może zostanie uruchomiony. Pytam jednak: Po co mnożyć byty? Mamy do dyspozycji Wspólnotę Demokracji i Europejskie Centrum Solidarności. Czy nie można było zabiegać o europejskie dofinansowanie tych instrumentów? Czy po rozszerzeniu działalności EBOR na Afrykę należało jeszcze tworzyć kolejny instrument osłabiający europejskie zainteresowanie naszym wschodem?

    Dobrze że termin ˝interesy narodowe˝ pojawia się wreszcie przy nowym budżecie unijnym, ale zapomniał pan o przedwyborczych zobowiązaniach dotyczących 300 mld zł. Widzę, że w tej kwestii już zaczyna się relatywizowanie sprawy, aby za jakiś czas wycofać się z zobowiązań.

    Jak pokazałem wyżej, w informacji ministra większość tych problemów, wyzwań i zagrożeń nie jest odnotowana lub jest zbanalizowana. W jednym przypadku minister cieszy się z intensyfikacji stosunków, w innym żałuje czegoś, jeszcze dalej liczy na coś we współpracy, kolejno: działa ramię w ramię itd. Bardzo często wyraża pan rozczarowanie, zdziwienie, że sprawy poszły inaczej, wbrew pana poprzednim zaklęciom.

    Jeśli brakuje rzeczywistej oceny sytuacji, to może jest określenie celów, do których pan zmierza? A i owszem, jest chęć poprawy naszego bezpieczeństwa, wzrostu zamożności i siły. Bardzo precyzyjnie. (Oklaski) Dalej jest jeszcze bardziej eufemistycznie, np. trzeba sprawić, by negocjacje budżetowe nie ograniczyły się do uzgodnień między największymi państwami, oraz: przystąpienie do kręgu krajów, które posługują się wspólną walutą, albo: działać na rzecz silnej Unii. Polska z każdym rokiem bliższa jest osiągnięcia należnego jej miejsca w świecie. Jakie to ma być miejsce, już pan nie precyzuje.

    Jak pan chce osiągnąć te ˝ambitne˝ cele? Oczywiście błagając Niemcy, aby włączyli nas w proces podejmowania decyzji, czyli przez klasyczną politykę klientelizmu.

    (Poseł Andrzej Rozenek: Niewiarygodne.)

    Ciekawym pomysłem jest też zainicjowanie przewidzianej w traktacie lizbońskim - tylko pytanie, czy on jeszcze jest honorowany w Europie - wzmocnionej współpracy chętnych państw. Okazuje się, że kryzys libijski niestety pokazał, ile taka współpraca może być warta.

    Ale już hitem pańskiego instrumentarium dyplomatycznego jest zapowiedź, o której mówił już poseł Szczerski, rozpoczęcia kampanii na rzecz uzyskania przez Polskę niestałego miejsca w Radzie Bezpieczeństwa ONZ już w 2018 r.

    Minimalizm działania prowadzący do samomarginalizacji można dostrzec w polityce, a w zasadzie jej braku, wobec spraw pozaeuropejskich. Chyba tę polską bierność na świecie dostrzegli Amerykanie, którzy poprosili polską ambasadę w Damaszku o reprezentowanie ich interesów. Ktoś w Waszyngtonie zapewne pomyślał, że jak Polacy już nic nie chcą robić, to może będą przekazywać korespondencję dyplomatyczną i wydawać wizy.

    (Poseł Stefan Niesiołowski: Jak pan do tego doszedł? Ile pan nad tym myślał?)

    Słuchaj pan dalej.

    (Głos z sali: Proszę nie przeszkadzać.)

    Może i Chińczycy z Chin komunistycznych poszli tą drogą rozumowania i zawarli z prezydentem Komorowskim strategiczne porozumienie...

    (Poseł Stefan Niesiołowski: Ale wymyślił nasz geniusz.)

    (Głos z sali: Panie marszałku, pan poseł uniemożliwia wystąpienie.)

    ...o współpracy bilateralnej.

    (Głos z sali: Ale bzdury.)

    Nie wiadomo, o co chodzi we współpracy strategicznej, nie ma tam konkretnej treści, ale jak wzniośle to się nazywa, jak ładnie można sprzedać wizerunkowo.

    Wracając na chwilę do Amerykanów, należy wyjaśnić, iż wprowadził pan wczoraj w błąd obie komisje, nieprawdziwie przypominając kulisy rokowań w sprawie bazy antyrakietowej w Polsce. Nie jest prawdą, że Amerykanie wycofali się z projektu, choć Polska ratyfikowała porozumienie. Polska nie ratyfikowała porozumienia zawartego z administracją Busha. Nie dała tym samym szansy tej administracji na rozpoczęcie realizacji projektu. (Oklaski)

    (Poseł Andrzej Rozenek: Na szczęście.)

    Nie jest prawdą, że przewidywał pan, że administracja demokratyczna zatrzyma projekt. Obama przez wiele miesięcy nie rezygnował z projektu. Pozostawił na stanowisku sekretarza obrony Gatesa, który szybko przybył do Polski z apelami o realizację porozumienia. Po nim wizytował nas senator Levin, szef komisji obrony, również przekonując do porozumienia i starając się odkryć powody polskiej niechęci. Pokazały to depesze WikiLeaks. (Oklaski)

    Obama zrezygnował z tarczy dopiero we wrześniu 2009 r. Dopiero po kilku następnych miesiącach Polska ratyfikowała fikcję porozumienia. Zapowiadając bazę w Polsce w 2018 r., Obama rzeczywiście powiedział Rosjanom, że za jego dwóch kadencji żadna tarcza antyrakietowa w Polsce nie powstanie. Dokładnie to samo potwierdził w nagranej przez media rozmowie z Miedwiediewem w Seulu.

    Błędnie odnosi też pan minister bazę jedynie do kwestii irańskiej. Z polskiego punktu widzenia powinno nam zależeć na tej obecności amerykańskiej ze względu na potrzebę wyrównania naszego statusu bezpieczeństwa, które jest nadal odmienne od bezpieczeństwa zachodniej części kontynentu.

    Szkoda, że nie tłumaczy pan Polakom tych problemów, lecz w następnej części informacji przechodzi pan do seminaryjnych dywagacji o suwerenności, o federalizmie etc., łącząc to wszystko w sposób bałamutny ze spłyconymi ocenami procesów ekonomicznych i finansowych w Europie. Poziom retorycznych bon motów uniemożliwia podjęcie merytorycznej dyskusji. To publicystyka nadająca się raczej do weekendowego wydania gazety. Toczy tam pan lub pańscy ghostwriterzy jakąś polemikę z opiniami, których nikt nie wyraża. Kto dzisiaj w Polsce nawołuje, że nie oddamy ani guzika? Kto i komu ma nie oddać guzika? Zupełnie mijają się też z klimatem politycznym w Europie propozycje politycznych reform. Slogany o pogłębianiu, wzmacnianiu czy dalszej integracji wyglądają wręcz naiwnie na tle rzeczywistości europejskiej, gdzie toczy się brutalna gra interesów narodowych oraz wielkich instytucji finansowych, które narzucają państwom nawet premierów.

    Brak realnej oceny sytuacji międzynarodowej, brak jasno sprecyzowanej racji stanu, interesu narodowego, klarownych zobowiązań i często eufemistyczne wskazywanie instrumentów dyplomatycznych jest wynikiem świadomego zabiegu. Brak konkretów to brak możliwości rozliczenia w przyszłości z niepodjętych czy niezrealizowanych zobowiązań.

    W tej skomplikowanej sytuacji międzynarodowej nie przedstawił pan pozytywnej oferty opartej na prawdziwej ocenie rzeczywistości. Przedstawił pan obraz nieprawdziwy i zamazał go jeszcze sloganową, niespójną wizją mało ambitnych celów. W wyniku takiej dyplomacji Polska będzie nadal staczać się na pozycje peryferyjne, marginalne w Europie i nie będzie dostrzegana poza kontynentem, nawet będąc nadal w Unii Europejskiej.

    Przyłączę się do głosów za odrzuceniem takiej informacji. Dziękuję. (Oklaski)

    (Przewodnictwo w obradach obejmuje wicemarszałek Sejmu Cezary Grabarczyk)



Poseł Witold Waszczykowski - Wystąpienie z dnia 29 marca 2012 roku.


78 wyświetleń