Strona którą oglądasz dotyczy poprzedniej kadencji sejmu. Aktualne informacje znajdziesz tutaj
Oświadczenia.


Poseł Artur Górczyński:

    Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Rzadko zdarza mi się wygłaszać oświadczenia poselskie. Robię to w sprawach ważnych, nie tylko po to, żeby nabić statystykę wystąpień, czytać żywoty świętych czy opowiadać o uroczystościach, w jakich wziąłem udział. Staram się dotykać spraw ważnych. Dziś chciałbym odczytać list, jaki otrzymałem od pracownika socjalnego. Może otrzymaliśmy go wszyscy, może otrzymali go tylko członkowie Komisji Polityki Społecznej i Rodziny, a może otrzymałem go właśnie tylko ja jako doświadczony pracownik socjalny, który trafił do ław poselskich prosto z terenu, można by tak powiedzieć, jako pracownik pierwszego kontaktu, nie z jakichś stanowisk kierowniczych, dyrektorskich czy też z departamentów pomocy społecznej. Myślę, że ten list może sprawić, że zrozumiecie, iż jest już pora na to, żeby - szczególnie w czasie kryzysu, kiedy ubożeje polskie społeczeństwo - na poważnie zająć się sprawami pracowników socjalnych i w ogóle pomocy społecznej.

    Podczas procedowania wielu ustaw dotyczących pomocy społecznej często zabierałem głos na tej sali. Mówiłem, że przepisy, które są proponowane w ustawach, często są awykonalne. Nikt mnie nie chciał słuchać. Jedni dlatego, że uważają mnie za przedstawiciela opozycji, drudzy dlatego, że reprezentuję klub Ruch Palikota. A więc może wysłuchacie tego listu, który za chwilę odczytam. Nie jest to list ani opozycjonisty, ani też członka Ruchu Palikota, ale pracownika socjalnego, jakiego nikt z was tutaj, na tej sali, podczas debat nie widzi w mojej osobie.

    Oto treść listu zatytułowanego ˝Obraz polskiej pomocy społecznej˝ i wcale nie jest to tytuł przesadzony.

    Jestem pracownikiem socjalnym w małej gminie liczącej ok. 5 tys. mieszkańców. Od 1996 r. pracuję w gminnym ośrodku pomocy społecznej. Nasza załoga to dwóch pracowników socjalnych - powinno być trzech, ale nie ma pieniędzy - jeden pracownik od świadczeń rodzinnych, dodatków mieszkaniowych, stypendiów, kierownik i główna księgowa. Przez 6 miesięcy był również asystent rodziny, ale - uwaga - skończyły się pieniądze. Czasami mamy stażystę, który zanim czegoś się nauczy, to już odchodzi.

    Gdy rozpoczynałam pracę, w zawodzie było dużo biurokracji, papierów, wywiadów, pism itp. Jednak w latach 1996-2004 moja praca czasami przypominała pracę pracownika socjalnego. Owszem, wypełniałam stosy dokumentów, zajmowałam się głównie wypłatą zasiłków, ale i miałam czas na to, żeby wyjść w teren. Obecnie tak nie jest. Od 2004 r. systematycznie samorząd dokłada nam kolejne zadania bez dodatkowych pieniędzy. Jesteśmy pracownikami socjalnymi, którzy większość czasu powinni spędzać w środowisku, a zamiast tego piszemy wywiady, piszemy aktualizacje, kontrolki, sporządzamy decyzje, naliczamy listy wypłat, osobno zasiłków stałych, osobno okresowych, osobno celowych. Realizujemy świadczenia rodzinne i alimentacyjne, dodatki mieszkaniowe, rozliczamy i naliczamy stypendia, prowadzimy profilaktykę uzależnień, ˝Niebieską kartę˝, zespół interdyscyplinarny, kombatantów, nadzór nad pracami interwencyjnymi, organizację kolonii, zimowisk, rozładowuję tony żywności, potem je wydaję podopiecznym. Z powodu braku pieniędzy rozwozimy również decyzje - to jest absurd - które powinny być skutecznie doręczone.

    Jedyną zadowoloną osobą w zespole jest kierownik z pensją 5,5 tys. Kierownik nie jest zainteresowany zmianami, bo po co. Nie przyjmuje petentów, nie chodzi w teren. Jedyne, co robi, to podpisuje decyzje, no i dba, aby w papierach wszystko grało. Wywiady mają być długie, wyczerpujące, aby nikt nie zarzucił nam, że nie ma pracy socjalnej. Również zeszyt wyjść należy uzupełniać codziennie, nawet gdy wywiady robię zza biurka. Jak widać, staliśmy się robotami do wykonywania niezliczonej ilości papierkowej roboty.

    Ja tylko dodam, że wywiady nie powinny być przeprowadzane zza biurka. Niestety tak to wygląda, jeżeli chodzi o to, co obecnie przeżywają, że tak powiem, pracownicy socjalni.

    Gdy do GOPS-u przekazano świadczenia rodzinne, przestałam być pracownikiem socjalnym. Owszem, zatrudniono jedną osobę. 3% wydatków wystarczyło jedynie na zatrudnienie jednej osoby, no i oczywiście tysiąc złotych dodatku dla kierownika za nadzór. Wydzielono nawet specjalną komórkę, ale tylko na papierze: dział świadczeń rodzinnych i alimentacyjnych. Oczywiście kontrole nie dopatrzyły się żadnych zaniedbań. Uznały, że jest wydzielona komórka, więc nie ma potrzeby ingerencji.

    Kierownik zachwalał dobrą organizację, my miałyśmy siedzieć cicho, bo taki był nakaz. Jest to jednak fikcja stworzona na potrzeby wymagań ustawowych. Prawda jest jednak taka, że dziewczyna zajmująca się świadczeniami rodzinnymi sama nie daje rady, ludzi jest dużo, problemów mnóstwo. Świadczenia pieniężne są w naszej gminie priorytetem, nie można się spóźnić z wypłatą, bo ludzie zaraz idą na skargę do wójta. A przecież to jego wyborcy. Co innego praca socjalna - ta może poczekać, przecież ona i tak nie daje efektu. Nie daje, bo jej nie ma. Mając na uwadze urlopy, chorobowe - częste, bo dzieci chorują - szkolenia osoby realizującej świadczenia pieniężne oraz potrzebę wsparcia w okresach od września do grudnia każdego roku, okazuje się, że częściej jestem w dziale świadczeń niż swoim. (Dzwonek)

    Panie marszałku, skończę ten list, dobrze?

    W okresie od września do grudnia byłam w terenie jeden raz. Tak, jeden jedyny raz. Nie dlatego, że nie chciałam, ale dlatego, że zastępowałam chorą koleżankę. W okresach spiętrzenia pracy wracamy do domu często po godz. 18 (pracujemy do godz. 15). Albo inaczej, powinno być: powinniśmy pracować do godz. 15. Cały czas wykonujemy prace administracyjne zamiast pracy socjalnej. W naszym ośrodku nie ma mowy o zwiększeniu zatrudnienia, radni kategorycznie nie wyrażają na to zgody. Były nawet propozycje - uwaga - redukcji etatu. To przyczynia się do tego, że wywiady nowych osób bardzo często robię przy biurku, bo po prostu nie mam czasu. Zresztą po co je robić, jak i tak służą one jedynie do tego, by przyznać zasiłek. Najbardziej przerażają nas jednak nasze zaniedbania w kwestii pracy socjalnej. Jak to się ma do haseł, jakimi byliśmy karmieni na studiach, szkoleniach? W moim ośrodku nie ma pracy socjalnej, jest tylko praca mająca na celu przyznanie pomocy finansowej. Patrząc na to, co się dzieje w naszym zawodzie, mogę stwierdzić, że błędem było kończenie pedagogiki z zakresu pracy socjalnej. W mojej pracy nie wykorzystuję tego, czego się nauczyłam, za to niezbędna okazałaby się znajomość prawa administracyjnego.

    Zawód pracownika socjalnego był kiedyś moją pasją i misją. Niestety, ale od 2004 r. przestał spełniać swoją rolę. Od tego czasu należałoby zmienić mój angaż z ˝pracownika socjalnego˝ na ˝pracownika administracji˝. Jest to dla mnie przerażające, gdyż mam świadomość, jakie niesie to za sobą zagrożenia. Często słyszymy w mediach o zaniedbaniach, jakich dopuścili się pracownicy socjalni. Wszyscy krzyczą: Czy można było zapobiec tej tragedii? Oczywiście osoby, które stanowią prawo, również nie czują się winne. Winny jest tylko jeden - pracownik socjalny.

    W swojej pracy miałam również przypadek, który niemal doprowadził mnie do podjęcia decyzji o natychmiastowej rezygnacji z pracy. Moja podopieczna, która cierpiała na depresję poporodową, próbowała popełnić samobójstwo. Na szczęście została uratowana. Nie pomogłam dziewczynie, chociaż wiedziałam o problemie i taki był mój obowiązek. Dziewczyna bardzo mi ufała, miałam z nią dobry kontakt, ale po prostu zabrakło czasu. Niestety, ale jej kryzys miał miejsce we wrześniu, czyli w okresie składania nowych wniosków o stypendia, świadczenia rodzinne i alimentacyjne. Ta sytuacja była dla mnie wstrząsem. Ile takich sytuacji jeszcze przede mną?

    Proszę odpowiedzieć na pytanie, jak mam wykonywać swój zawód, skoro mamy takie warunki pracy. Ośrodków podobnych do mojego jest wiele. Moje koleżanki z małych ośrodków borykają się z tymi samymi problemami. Nie mówią o tym głośno. Zresztą mówienie głośno o własnych zaniedbaniach może ściągnąć na nas tylko kłopoty. Nie mamy wsparcia w kierowniku, wójcie, urzędzie wojewódzkim, ministerstwie. Więc trwamy i utrzymujemy fikcję. Czy państwo nie widzicie tych zagrożeń? Czy sądzicie, że małe OPS-y zatrudniające łącznie 4-6 osób mogą skutecznie realizować swoje zadania? W naszym OPS na 3 pracowników merytorycznych jest 2 szefów (kierownik i główna księgowa). Przy takiej ilości zadań potrzeba przede wszystkim ludzi do pracy, a nie do zarządzania. Pensja kierownika wystarczyłaby na zatrudnienie 2 osób merytorycznych. Ale kierownik przecież musi być, choćby po to, żeby tylko podpisywał decyzje.

    Mam ogromny żal do ludzi, którzy nadzorują pracę jednostek pomocy społecznej. Dlaczego nikt nie dopatruje się nieprawidłowości w funkcjonowaniu małych jednostek liczących 4-7 osób? Czy ogrom zadań, jaki jest przerzucany na pomoc społeczną, może realizować taka mała garstka ludzi? Państwo nie macie najmniejszego pojęcia o problemach pomocy społecznej. Również kontrolujący nie mają wyczucia, że coś nie gra. Przecież papiery są w porządku, więc jest dobrze. Tworzycie stanowiska asystentów rodziny w sytuacji, gdy macie wykwalifikowaną kadrę w postaci pracowników socjalnych. Czy nie prościej byłoby odciążyć nas od pracy, której nie powinniśmy wykonywać? Nie mogę tego zrozumieć.

    Moje koleżanki z miast nie muszą sporządzać decyzji, list prac, nie wiedzą, co znaczy praca przy stypendiach, świadczeniach rodzinnych, alimentacyjnych, a mimo to narzekają na nadmiar pracy papierkowej. Co w takim razie mają powiedzieć pracownicy socjalni z małych gmin? Z niecierpliwością czekałam na każdą zapowiedź zmian w zakresie ograniczenia możliwości przekazania pomocy społecznej zasiłków rodzinnych, potem alimentacyjnych. Niestety, ale do tej pory argumenty burmistrzów brały górę. Nie pomyślano o ludziach, o pracownikach w małych ośrodkach. Tłumaczono, że przecież ośrodki w Warszawie czy w Krakowie nie mają problemów z rozdzieleniem pomocy społecznej od świadczeń pieniężnych. Wierzę, że w dużych miastach tak właśnie jest. W małych gminach ta zasada się nie sprawdza.

    Ja tylko dodam, że w dużych miastach też są te problemy.

    Mam nadzieję, że obecne zapowiedzi zmian nastąpią niebawem. Jeżeli nie, będę musiała zrezygnować z pracy. Nie chcę się budzić w nocy z przerażeniem, że coś przeoczyłam, że czegoś nie dopilnowałam, że nie zauważyłam problemu. Moim marzeniem jest pracować z ludźmi, nie z papierami. Czy jeszcze będę mogła wykonywać swój zawód? Bardzo bym chciała być pracownikiem socjalnym w pełnym tego słowa znaczeniu, ale to nie zależy ode mnie. Proszę o pomoc. My chcemy pracować i dobrze wykonywać swoją pracę. Pozwólcie nam na to, pozwólcie nam spać spokojnie.

    PS. Nie podaję swoich danych, nie mogę tego zrobić, bo oznaczałoby to natychmiastowe zwolnienie mnie z pracy.

    Podpisano: pracownik socjalny.

    Gdybyśmy pochylili głowę nad głosami takimi jak ten, nie byłoby może przypadków Pucka czy Hipolitowa. Dziękuję. (Oklaski)



Poseł Artur Górczyński - Oświadczenie z dnia 19 lutego 2013 roku.


312 wyświetleń