Obecny prezydent musi się pożegnać ze swoim stanowiskiem po pięcioletnim, niezbyt pracowitym (nie licząc ostatnich dwóch tygodni) okresie przebywania w pałacu. Widoczną gorycz porażki nie przykrył wymuszony, sztuczny uśmiech na twarzy. Widać to było, a raczej słychać, bo werbalnie nie zdołał ukryć niechęci nie tylko do przyszłego prezydenta, ale i do jego wyborców. Cóż to za podziękowania i gratulacje?! Jakaż to „zgoda” bije z jego sztandaru wyborczego, kiedy dziękując swoim wyborcom mówił o 47 procentach jako pospolitym ruszeniu, które ma powstrzymać falę nienawiści i agresji?[1] Biedny taki prezydent kraju, którego większość obywateli sieje „nienawiść i agresję” (przeciwko niemu?). Fałsz i obłudę urzędującego (jeszcze) prezydenta było słychać i widać zanim otwierał usta.