Opubilkował videosejm.pl
Brak komentarzy
Pani Marszałek! Wysoki Sejmie! Chciałbym podziękować komisji sprawiedliwości, która tak wnikliwie i sprawnie przeprowadziła przeprocedowanie tych dwóch projektów, traktując je jako jeden projekt.
Chciałbym na wstępie powiedzieć jedną rzecz, że my, posłowie, mamy wiele grzechów na sumieniu i częstokroć trzeba sobie popiołem tę głowę sypać. Natomiast jeżeli chodzi o to orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 4 grudnia 2012 r., to odnoszę wrażenie, że troszeczkę przyjęliśmy cudzy grzech na swoje plecy. Powtarzam: cudzy grzech, bo to Sąd Najwyższy w swoim regulaminie przyjął procedurę postępowania w sprawie rozstrzygania o nieważności prawomocnych orzeczeń. Wiem, że opinia publiczna zawsze bije w Sejm, jakie to on ustawy uchwala, że w oczach ludzi nauki, w oczach praktyków tak to wygląda. Ale w tym przypadku - a jest to może jedyny taki przykład, tutaj mogę z dumą to powiedzieć - to nie jest wina Wysokiej Izby. I proszę z godnością i z podniesionym czołem na to spojrzeć. To nie my uchwalaliśmy ten regulamin. To zgromadzenie ogólne Sądu Najwyższego do regulaminu wewnętrznego wprowadziło przepisy proceduralne odnoszące się do praw i obowiązków osób trzecich, do podmiotów zewnętrznych. Regulamin może regulować tylko sprawy wewnętrzne, organizacyjne Sądu Najwyższego, a nigdy nie może stanowić przepisów proceduralnych.
(Poseł Łukasz Zbonikowski: Brakowało ustawy.)
Nie, w ustawie w art. 64 było powiedziane, że to sąd rozpatruje, natomiast nie było powiedziane, w jakiej procedurze to robi. I tutaj trzeba było dookreślić ten przepis wedle przepisów odpowiednio K.p.c. czy K.p.k. w zależności od przedmiotu sprawy, bo to może być i sprawa cywilna, i sprawa karna, jak również ze względu na podmiot, osobę.
Natomiast pan zadał pytanie, panie pośle, na które w sposób jednoznaczny boję się odpowiedzieć. Dokonujemy przeglądu, ale czy na pewno wszystko już zauważyliśmy, wszystkie nasze uchybienia? Najprawdopodobniej nie.
Nie dość tego, przyjmujemy pewne rozwiązania, które od dziesięcioleci, od zarania historii państwa polskiego istniały, tak jak ten klasyczny wytyk z powodu oczywistego naruszenia prawa. Możliwość udzielenia wytyku w prawie o ustroju sądów powszechnych była i przed wojną, i po wojnie. I nikomu do głowy nie przyszło, że trzeba dać prawo wysłuchania sędziemu czy sądowi, którego ten wytyk będzie dotyczył. Nie dość tego, mamy jeszcze inny problem, mamy konstytucję z 1997 r., która prawo do sądu postawiła jako jedno z kardynalnych praw. A w poprzednich konstytucjach tego nie było, i wtedy to nie było niezgodne ani z małą konstytucją, ani z konstytucją peerelowską, ani z przedwojenną konstytucją, w związku z tym tego problemu nie było. Dzisiaj, stosując przepisy K.p.k., K.p.c., które były wcześniej uchwalone, przecież wzorujemy się na czymś - nauka prawnicza nie polega na tym, że my coś tworzymy nowego, ona po prostu narasta - korzystamy z dorobku poprzednich pokoleń, z dorobku poprzedniej nauki, i o pewnych rzeczach zapominamy, uznając je za oczywistość. Kto był sędzią, ten pamięta te wytyki. Pamięta. Siedział cicho, bo to szło do akt osobowych. A dzisiaj mówimy o prawie do sądu. To niech się sąd wypowie, trzeba dać mu prawo, trzeba, żeby przed udzieleniem tego wytyku się sędziowie wypowiedzieli, czy oni uważają za słuszny ten wytyk, czy też nie. I dlatego zgodnie z konstytucją trybunał tak orzekł, jak orzekł. Dziękuję serdecznie. (Oklaski)