Strona którą oglądasz dotyczy poprzedniej kadencji sejmu. Aktualne informacje znajdziesz tutaj

9 punkt porządku dziennego:


Wniosek o wyrażenie wotum nieufności wobec ministra transportu, budownictwa i gospodarki morskiej Sławomira Nowaka (druki nr 1169 i 1178).


Poseł Patryk Jaki:

    Dziękuję bardzo, pani marszałek.

    Pani Marszałek! Panie Premierze! Wysoka Izbo! To będzie gorzka, ale prawdziwa opowieść o tym, jak z drogowego planu Marshalla dla Polski uczyniono biało-czerwone Waterloo. Tu było ściernisko, dostaliśmy środki na budowę San Francisco. Niestety, zostało z tego tylko lotnisko w Modlinie.

    Wysoka Izbo! To w końcu będzie historia o tym, jak prymitywne cwaniactwo, jak tania propaganda, jak niekompetencja i korupcja wygrały z uczciwym państwem i polską racją stanu. Za chwilę odczytam Wysokiej Izbie zebrany w pięciu punktach, w pięciu obszarach starannie wyselekcjonowany akt oskarżenia. Akt oskarżenia wobec władzy Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, które to zaprzepaściły największą szansę, największą szansę, która prawdopodobnie już nigdy się nie powtórzy, na cywilizacyjne dogonienie zachodniej Europy i świata. Akt oskarżenia, który jest zbiorem faktów, liczb, danych, które stawiają mur chiński dla przepływu propagandy sukcesu, która dominuje od wielu miesięcy w polskim przekazie medialnym.

    I tutaj w tym miejscu, żeby obudzić państwa wyobraźnię, użyję porównania historycznego. Niemcy po drugiej wojnie światowej otrzymali w ramach planu Marshalla 2,5 mld dolarów. Te 2,5 mld dolarów naszym zachodnim sąsiadom pozwoliło nie tylko odbudować zrujnowany kraj, ale dzięki tym środkom połączyli RFN autostradami i zbudowali potęgę i siłę - potęgę i siłę rodzimych firm budowlanych. Platforma Obywatelska otrzymała 6 razy więcej środków, 6 razy więcej środków niż całe Niemcy w ramach planu Marshalla, nie 2,5 mld dolarów, ale 15 mld dolarów na same drogi. I w ramach tych środków nie tylko nie udało się połączyć nawet 1/3 naszego kraju autostradami, ale spowodowano, że upadła większa część polskiego sektora budowlanego, w tym nawet giganci budowlani na skalę europejską, polskie rekiny giełdowe. To jest niebywała sztuka. Chapeau bas, panie ministrze.

    Ale po kolei. Akt oskarżenia nr 1. Polskie drogi. (Poseł Patryk Jaki ilustruje swoje wystąpienie wyświetlanymi na tablicach planszami)

    W każdym państwie jest czas obietnic i czas rozliczeń. W każdej profesjonalnej firmie, korporacji przychodzi czas, kiedy menadżer przygotowuje plan, przygotowuje projekt, oraz czas, w którym chce ten projekt wykonać. Po tym czasie sprawdzamy, czy zostały osiągnięte efekty, czy ten plan został wykonany. Jeżeli ten plan nie został wykonany, to taki menadżer w profesjonalnej firmie albo honorowo podaje się do dymisji, albo zarząd go dymisjonuje. Polskie państwo to nasze wielkie zobowiązanie, to nasza wspólna praca, nasz wspólny dom i nie możemy pozwolić na to, aby w polskim państwie poprzeczka była powieszona niżej niż w prywatnych firmach. A więc najwyższy czas, aby tu i teraz, Wysoka Izbo, powiedzieć: sprawdzam. Proponuję, abyśmy zestawili obietnice, plany i projekty z ich wykonaniem. Co warte podkreślenia, panie ministrze, to są wasze obietnice. To nie jest nawet rytm, który narzuciła wam opozycja, który narzuciło wam społeczeństwo. To jest rytm, który narzuciliście państwo sami sobie. To są obietnice, które przedstawialiście państwo sami. I fakty. Chciałbym przypomnieć Wysokiej Izbie Narodowy Program Wielkiej Budowy. Tak się nazywał wasz program. Możemy go w tej chwili zobaczyć na obrazku tutaj po lewej stronie. Koniec pierwszego etapu był zaplanowany na czerwiec 2012 r. Dodatkowo, co niezwykle istotne, Wysoka Izbo, stempel tym obietnicom przybił osobiście pan premier Donald Tusk w najważniejszym swoim wystąpieniu, w exposé, obiecując, że połączy gospodarzy Euro 2012 na czas tego turnieju autostradami, więc gdyby trzymać się planów, które państwo przedstawiliście, do końca 2012 r. w Polsce powinno powstać 4,5 tys. km dróg ekspresowych oraz 1,5 tys. km nowych autostrad, razem 6 tys. km nowych dróg, dróg szybkiego ruchu. Widać to na tej grafice. Mamy plan, zobaczmy teraz wykonanie. Mamy I kwartał 2013 r. Z 4,5 tys. obiecanych kilometrów dróg ekspresowych zrealizowano dzisiaj zaledwie 705 km dróg ekspresowych. Z obiecanych 1,5 tys. km autostrad zrealizowano zaledwie 600 km. Nałóżmy teraz, zobaczmy, po lewej stronie jest plan, po prawej stronie jest wykonanie planu. I teraz, Wysoka Izbo, nałóżmy plan na wykonanie. Przyjrzyjmy się. Na czarno migają punkty, które jednoznacznie pokazują, w jaki sposób okłamaliście społeczeństwo, pokazują wasze niespełnione obietnice. Tak jak w każdej profesjonalnej firmie powinniśmy zastanowić się teraz nad rozliczeniem. To, co państwu pokazałem, porównajmy ze standardami dotyczącymi profesjonalnej firmy i zastanówmy się, co dzieje się...

    (Na chwilę gaśnie światło, poruszenie na sali)

    Kto sprawuje władzę w naszym kraju nad administracją, która pilnuje oświetlenia? Nie będę tego rozwijał, ale wracając do przemówienia.

    Wysoka Izbo, Wysoka Izbo... wracając do przemówienia. Jeżeli teraz te materiały, które państwu przedstawiłem, porównamy ze standardami dotyczącymi profesjonalnej firmy, to zadajmy sobie pytanie. Co dzieje się z menadżerem, który nie wykonuje 75% planu? Co dzieje się w profesjonalnej firmie?

    (Poseł Jerzy Borkowski: Nagrodę dostaje.)

    (Głos z sali: Kwiaty.)

    A przecież, Wysoka Izbo, nie możemy ciągle degradować roli polskiego państwa. Wysoka Izbo, jaką my sobie wystawiamy legitymację, zatwierdzając tak niskie wykonanie planu, projektu, obietnic? Czy my naprawdę pozbyliśmy się juz aspiracji? Czy jako polskie państwo naprawdę zadowalamy się tymi dwudziestoma kilkoma procentami wykonania planu? Czy naprawdę polskie państwo nie może działać jak profesjonalna firma? I czy naprawdę teraz, patrząc sobie w oczy - mówię tutaj do koalicji - nie jesteśmy w stanie uczciwie przyznać, że wpływ na tak niskie wykonanie planu ma fakt, że za ten obszar przez omawiany okres były odpowiedzialne dwie osoby, które wcześniej miały niewiele wspólnego z zarządzaniem infrastrukturą? W końcu zadajmy sobie pytanie: Czy dla państwa polskiego jest ważny termin ˝kompetencje˝, czy już ten termin nie ma żadnego znaczenia?

    Wysoka Izbo, polskie państwo to nie jest wybieg dla modeli, gdzie ciągle treść można zastąpić formą, przestańmy więc udawać, że kalkulator jest urządzeniem kontrowersyjnym. Nie wmówicie rodakom, że przez 6 lat rządzenia - przy największych środkach w historii na polskie drogi - wybudowanie 1,5 tys. km dróg szybkiego ruchu to jest wasz wielki sukces. Jeżeli będziecie próbowali nam to wmówić, to jest to nic innego, jak żałosny zabieg marketingowy. Żaden rząd, żaden poprzedni rząd, czy to z lewej, czy z prawej strony, nie dysponował tak gigantycznymi środkami na polskie drogi, jak wy. Przestańcie wreszcie się chwalić tym, że wybudowaliście coś, bo się pytam: To co, za 15 mld dolarów na polskie drogi miało nic nie powstać? Oczywiście, że powstało. (Oklaski) Pytanie tylko brzmi: W jakim tempie i czy efektywnie wykorzystujemy nasze środki? Jeżeli chcecie porównywać czas, w którym zarządzaliście polskimi drogami, z czasem poprzednich rządów, to jest mniej więcej tak, jakbyście porównywali portfel zakupowy Billa Gatesa i pani Goździkowej. Spójrzmy prawdzie w oczy. (Wesołość na sali)

    Przecież to nie ja, nie Solidarna Polska, nie opozycja obiecywała, że zasypie nasz kraj drogami, niczym Dziki Zachód piaskiem. Niestety, zamiast Sahary mamy fatamorganę. Twarde liczby nie kłamią. (Poruszenie na sali) Zawiedliście. Zresztą, drogi ekspresowe i autostrady to nie wszystko.

    Panie ministrze, gdzie się nie obrócimy, to słyszymy, że odnieśliście sukces. Niepołączenie żadnego z miast gospodarzy Euro 2012 - to sukces. Brak nawet połowy obiecanych dróg ekspresowych - to wasz sukces. Zablokowanie środków...

    (Ponownie na chwilę gaśnie światło, poruszenie na sali)

    Za chwilę uznam, że jest to celowy ruch, pani marszałek.

    (Głos z sali: Kończ pan.)

    Za chwilę uznam, że nawet zablokowanie środków - 3,5 mld zł - na budowę polskich dróg to już nie jest sukces. To jest wasz wielki sukces. Chyba naprawdę żyję w jakimś matriksie. (Poruszenie na sali) Czy naprawdę państwo uważacie, że Polacy są tak mało inteligentni i uwierzą, że zablokowanie tych środków - 3,5 mld zł - na polskie drogi, to jest wasz sukces. Czy naprawdę w to wierzycie? Zresztą przy tej okazji warto sobie, Wysoka Izbo, zadać pytanie: Z czego się śmiejecie? Z siebie się śmiejecie.

    (Głos z sali: I z ciebie.)

    Dlaczego jest tak, że skoro zatrzymanie i odblokowanie tych środków jest waszym wielkim sukcesem, to informacje o tym, że te środki zostały zablokowane, skrzętnie państwo ukrywaliście przez wiele miesięcy? Skoro jest to wasz wielki sukces? Przecież państwo mieliście wiedzę o tym, że te środki zostały zablokowane już w grudniu poprzedniego roku. Tymczasem przyznaliście się do tego dopiero, kiedy media o tym napisały - 3 miesiące później. To jak to jest? To jest to jednak sukces czy porażka? Czy może rząd premiera Donalda Tuska to jest rząd, który charakteryzuje się przesadną skromnością? Zresztą przy tej sprawie, Wysoka Izbo, warto zatrzymać się dłużej i powiedzieć o sprawie, która, jak sądzę, będzie gwoździem do waszej trumny. O sprawie, o której bardzo mało się dzisiaj mówi, ale która przy tej okazji jest niezwykle istotna, która była tłem zablokowania tych środków. Natomiast w naszej ocenie jest ona najważniejsza, bo sprawa ta obnażyła wasze wielkie kłamstwo drogowe. A dlaczego? Ponieważ do tej pory twierdziliście państwo, że polskie firmy budowlane upadały ze względu na to, że zastaliście zły system, że polskie prawo zamówień publicznych, które preferuje najniższą cenę, jest powodem tego, że upadało tyle polskich firm. To zły system miał powodować taką zapaść polskich firm. Tak? To przytoczę bardzo ciekawy stenogram, rozmowę beneficjentów polskich środków na budowę dróg. Szefowie firm budowlanych rozmawiają ze sobą. Stenogram. Uwaga.

    (Głos z sali: Czy...)

    Tego się też obawiam.

    Szefowie polskich firm budowlanych rozmawiają ze sobą:

    - Załatwiliśmy 60 km drogi za 1 000 720 tys. zł.

    - Ile? Tyle za 60 km drogi? - dziwi się drugi szef firmy. - Przecież to zdzierstwo jest.

    - Miałem właśnie zadzwonić, że w związku z tym ty kupisz sobie mieszkanie w Barcelonie, a ja nowe porsche.

    Pytam więc, czy dalej państwo uważacie - panie premierze, panie ministrze, Wysoka Izbo - że zbyt niskie ceny były powodem upadku polskich firm budowlanych. Czy to prawo zamówień publicznych spowodowało ten upadek? To jest wasze wielkie kłamstwo drogowe. Wielcy gracze jakoś upadają, upadają i upaść nie mogą, a małe rodzinne firmy z wieloletnią tradycją płaczą pod drzwiami Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, bo dalej nie mogą otrzymać swoich wynagrodzeń za wykonaną pracę, za tę przejezdność, na której tak bardzo panu zależało, panie ministrze.

    Zresztą przy tej okazji warto zapytać, gdzie są pana obietnice, panie ministrze. To przecież pan prosił o to, aby na Euro 2012 dać panu spokój. Mówił pan, że to Euro 2012 - z czym zgodziła się Wysoka Izba i z czym zgodzili się również podwykonawcy - to jest nasze wielkie wyzwanie i w tym czasie nie powinniśmy protestować i narzekać, tylko powinniśmy poczekać, a po Euro 2012 wszystkie środki zostaną wypłacone. Mówił pan: Jest specustawa, za którą ja, pan minister, wam ręczę. I co się wydarzyło? Mamy I kwartał 2013 r., wiele miesięcy po Euro 2012 i dalej te sprawy nie są w całości uregulowane. I to jest bardzo poważny zarzut.

    Jednocześnie to nie jest jedyny skandal przy tej okazji. Kilkadziesiąt dni temu dowiedzieliśmy się, że UOKiK nie może wszcząć postępowania wobec firm, które brały udział w zmowie cenowej. Zapytacie państwo: Dlaczego? Otóż dlatego, że polskie państwo nie potrafiło na czas przekazać informacji na ten temat, którymi dysponowało już dawno. Jakie to ma znaczenie? - zadacie teraz państwo pytanie. Ano kluczowe, ponieważ sprawa się przedawniła. Jak państwo wiecie, polskie prawo antymonopolowe dopuszcza możliwość prowadzenia tych spraw tylko przez rok. Państwo poinformowaliście o tym zdecydowanie za późno. Dlatego dla UOKiK sprawa zmowy cenowej, sprawa tej wielkiej kompromitacji jest już przegrana. To jest zresztą bardzo ciekawa sytuacja. Bo mówicie, Wysoka Izbo, panie premierze, panie ministrze, że odblokowanie tych środków - zresztą one nie są odblokowane w całości i też o tym bardzo dobrze wiecie, ale załóżmy nawet, że tak jest - że to odblokowanie to nie jest żaden problem, że takie rzeczy się zdarzają. Tak? Chciałbym więc przypomnieć, że kilka miesięcy temu nikt inny jak polski rząd twierdził, że jednym z najpoważniejszych problemów polskiej gospodarki jest co? Zatory płatnicze, które wynoszą kilka, kilkadziesiąt tysięcy. I to był poważny problem dla polskiej gospodarki. Mija kilka miesięcy i nagle okazuje się, że zator płatniczy w postaci 3,5 mld zł nie jest żadnym problemem. Okazuje się, że miara jest całkiem inna. Warto o tym dzisiaj wspomnieć, bo jest to kolejny element, który buduje wasz przemysł kłamstwa drogowego.

    Wielu podwykonawców wielkich firm będących generalnymi wykonawcami autostrad znajduje są na granicy upadłości, a część już znalazła się w stanie bankructwa. Dotyczy to w pierwszej kolejności podwykonawców takich firm, jak chiński COVEC, Dolnośląskie Surowce Skalne, ale też innych głównych wykonawców. Informacje o dramatycznej sytuacji wielu małych i średnich polskich firm od przeszło roku docierały do ministerstwa infrastruktury i do samego pana premiera. W tym czasie rząd nie podjął żadnych konkretnych działań, aby zapobiec fali oszustw popełnianych na szkodę setek polskich przedsiębiorstw oraz tysięcy polskich pracowników. Przeciwnie, przedstawiciele rządu i Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, świadomi narastającego problemu i dramatu tysięcy ludzi, w wielu przypadkach akceptowali taki stan rzeczy. I co najważniejsze, chełpili się tym, że drogi zostaną oddane na czas, będą tzw. przejezdne.

    W 2012 r. został złożony wniosek o upadłość likwidacyjną Dolnośląskich Surowców Skalnych, kluczowej firmy w całej maszynie inwestycyjnej, jeśli chodzi o polskie autostrady. Uwaga, będzie kolejny cytat. Głos ma pan minister Sławomir Nowak. 24 lutego 2012 r. w audycji w Radiu RMF FM szanowny pan minister powiada tak: To jest gra biznesowa. My się powinniśmy starać jako strona publiczna nie wchodzić w grę pomiędzy wykonawcą a podwykonawcami. Nie ma ryzyka upadłości - powiada pan minister - sprawdzamy ich płynność na bieżąco. Tak powiedział pan minister. Co było dalej - chyba nie muszę państwu mówić. Dwa miesiące później Sąd Rejonowy dla miasta stołecznego Warszawy ogłasza co? Upadłość tej spółki.

    Pani Marszałek! Wysoka Izbo! Członkowie obecnego rządu wielokrotnie, i to z wielkim poświęceniem, bronili kierownictwa Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, określając, że jest to: pierwsze profesjonalne zarządzanie w historii polskich dróg. Tymczasem to właśnie jeden z kierowników tej instytucji ma postawione zarzuty za współudział w zmowie cenowej.

    Żeby nie być gołosłownym, kolejny stenogram, zresztą bardzo ciekawy. Miejsce akcji: Warszawa. Czas: środek inwestycji na Euro 2012. Tło: prezesi kilku firm budowlanych martwią się, co kupić na imieniny dyrektora generalnej dyrekcji. Chodzi o przedsiębiorstwo X i przedsiębiorstwo Y. Kłopoczą się, że obrazy Kossaka, które lubi pan dyrektor, podrożały. Te kosztowały kiedyś 15 tys., teraz kosztują 50 tys. - mówi jeden z prezesów. Ewentualnie, jakbyś coś tam wybadał, czy ten pewien obraz nie starczy albo może jakąś rzeźbę byśmy kupili panu prezesowi, coś takiego - podpowiada mu drugi prezes. Ostatecznie staje na piórze Montblanc za 12 tys. zł. Chwilę po tej rozmowie szanowny pan minister Sławomir Nowak opowiada w ˝Kontrapunkcie RMF FM i Newsweeka˝ tak: szef Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad to sprawny menadżer, będzie dalej budował drogi. Tak powiada pan minister.

    Kilka miesięcy później czytamy depeszę prasową, że prokuratura znalazła w domu tego dyrektora dzieła sztuki warte majątek, a on sam po zwolnieniu z dyrekcji wylądował w jednej z firm budowlanych, która notabene otrzymywała zlecenia za państwowe środki od tego właśnie dyrektora, żeby było śmieszniej. Myślicie państwo: szczyt patologii? Myślicie: Mozambik? Nic takiego. Głos ma szanowny pan minister: państwo zdało egzamin.

    Tak, panie ministrze, to proszę mi powiedzieć: Gdzie była Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, kiedy trzeba było pilnować statusu finansowego tych firm budowlanych? Zadaję panu pytanie: Co wytypowany z pana ramienia inspektor nadzoru, który otrzymuje państwowe środki i z ramienia inwestora dzień w dzień powinien pilnować tych inwestycji, powinien sprawdzać, co dzieje się na tych budowach, czy płynność finansowa jest zachowana? Zadaję pytanie: Co ci ludzie robili w tym czasie, kiedy cała Polska już widziała, że te firmy są niewypłacalne, że polscy wykonawcy płaczą i nie ma żadnych szans, żeby uzyskali te środki? Co wtedy robiliście? Chełpiliście się, że autostrady będą przejezdne na Euro 2012. Zadaję więc kluczowe dla tej sprawy pytanie: Czy władza i rządzenie to zabawa, czy odpowiedzialność? Bo jeżeli rządzenie i władza to odpowiedzialność, to zadaję kolejne pytanie: Kto odpowiada za urzędników Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad: opozycja, Solidarna Polska, globalne ocieplenie czy może pan minister, który wielokrotnie publicznie, jak wskazałem, bronił tych urzędników? Na tym polega właśnie odpowiedzialność, na tym polega rządzenie.

    Pani Marszałek! Wysoka Izbo! Skoro mówimy o drogach, to pan premier i pan minister lubią różnego rodzaju, jak państwo wiecie, rankingi. To może jeden z nich pozwolę sobie zacytować. Światowe Forum Ekonomiczne, rok 2012, kategoria: jakość dróg. Mamy sukcesy, jak się okazuje, Wysoka Izbo. Polska dogoniła już Mozambik i Mauretanię, a jesteśmy tuż, tuż za Ugandą. W raporcie opublikowanym przez Światowe Forum Ekonomiczne na 142 państwa Polska zajęła zaszczytną 134. pozycję. Gratulacje. (Oklaski)

    Najdroższe drogi? Gdzie? Oczywiście w Polsce. Pewnie się państwo zastanawiacie, jak to się stało, że wydaliśmy tyle środków i dalej nie ma dróg. To podajmy bardzo konkretny przykład: ponad 10-kilometrowy fragment obwodnicy Warszawy pomiędzy Powązkami a węzłem autostradowym Konotopa, trasa S8 bardzo dobrze państwu, Wysokiej Izbie znana. Kilometr tej oto drogi kosztował, uwaga, 200 mln zł. To bardzo ciekawe, bo ceny autostrad na niemieckich równinach wynoszą 40 mln zł za kilometr, w Alpach Niemcy budują drogi za 100 mln zł, czyli o połowę mniej niż w Polsce, a nawet okazuje się, że droga na Florydzie, która biegła przez bagno, które trzeba było osuszać i utwardzać... Ile kosztowała? O połowę mniej niż w Polsce.

    Należy zadać uzasadnione pytanie: Czy procedury przetargowe są właściwie nadzorowane, czy jesteście państwo z tego dumni, że obwodnica Warszawy była dwa razy droższa niż budowa drogi na Florydzie przez bagna, które trzeba było utwardzać?

    (Głos z sali: Inny klimat.)

    Widać, że państwo nie panujecie nad tymi procesami. I takich przykładów można by było podawać więcej. Mam przypomnieć ten stenogram dotyczący wypowiedzi polskich prezesów: kupimy sobie porsche i dom w Barcelonie za oszustwo, które zafundowaliśmy polskiemu państwu? Tak pilnowaliście tych inwestycji. Jednocześnie tygodnik ˝Forbes˝ opisał niedawno, że w Polsce dochodziło do gigantycznych nadużyć właśnie przy budowie dróg. Mam nadzieję, że ta sprawa będzie jeszcze wielokrotnie przypominana w Wysokiej Izbie, bo - jak państwo wiecie - jest dopiero badana. Jestem przekonany, że jest to wierzchołek góry lodowej.

    Jesteśmy przy drogach. Proszę bardzo: obwodnice lokalne. Najpierw państwo.

    Panie Premierze! Panie Ministrze! Wysoka Izbo! Platformo Obywatelska! Obiecywaliście wielu miastom w latach 2007, 2008, 2009 budowę lokalnych dróg, obwodnic. W związku z tym powstawały dokumentacje techniczne, studia wykonalności. Jakby to wszystko przeliczyć, te koszty przygotowania tych projektów, to są miliardy złotych. Pan jako fachowiec bardzo dobrze wie o tym, że tego typu dokumentacje mają czas swojej ważności. Po jego upływie środki te w znacznej mierze przepadają.

    I co się okazało? Co się odbywa w chwilę po wygraniu wyborów w 2011 r.? Noc długich noży dla polskich obwodnic. Noc długich noży. Okazuje się, że obwodnice niemalże we wszystkich miastach, przepraszam, oczywiście nie w Gdańsku, ale prawie we wszystkich miastach zostają wycięte. Można by tu podawać wiele przykładów. Ja jeden znam bardzo dobrze, przykład województwa opolskiego, bo tam wycięliście wszystko. Osobiście pan premier przed wyborami odwiedzał województwo opolskie, obiecywał budowę obwodnicy Nysy, Niemodlina, Kędzierzyna-Koźla, których dokumentacje są już gotowe, tylko rozpoczynać proces budowy. Skończyły się wybory. Noc długich noży, wszystkie powycinane. To samo stało się z częścią S5 w Bydgoszczy. Zresztą siedzący tu pan rzecznik z Platformy, Paweł Olszewski, powiedział, że jeżeli ta droga nie zostanie teraz wykonana, to da sobie uciąć rękę. Widzę, że wszystko jest na razie OK, panie pośle, a drogi nie ma. (Oklaski)

    Takich rzeczy jest wiele. Można by podać wiele przykładów, można by podać przykład Koszalina, w którym nie ma nic, ani S11, ani obiecywanej S6, tam nie ma kompletnie nic. Nie ma prostej obwodnicy Olsztyna, Białegostoku. Te drogi można by bardzo długo wymieniać. To, jak skrzywdziliście te miasta, jak skrzywdziliście polskie samorządy, zostanie wam zapamiętane, jestem o tym przekonany. Ale co jest najważniejsze? To jest marnotrawstwo środków publicznych. Te dokumentacje zapewne wylądują w śmietniku, tak jak wiele waszych projektów i obietnic.

    A teraz największe i najważniejsze oskarżenie wobec pana ministra i całego rządu Platformy Obywatelskiej, coś, co nie ma precedensu w historii, coś, co nie mieści się w głowie, coś, za co Trybunał Stanu wydaje się być scenariuszem kreskówki, mianowicie upadek polskiego sektora budowlanego, setek małych i średnich firm stanowiących siłę polskiej gospodarki. Dotknęło to nie tylko małych i średnich firm, byliśmy również świadkami upadków największych polskich rekinów giełdowych. Podam tylko kilka tytułów z prasy, aby państwu uświadomić, co stało się w czasach, kiedy te firmy powinny przeżywać największy rozkwit, w czasach, kiedy otrzymały najwięcej środków, w czasach, kiedy sektor budowlany powinien być dumą i motorem napędowym całej polskiej gospodarki. Oto te tytuły artykułów prasowych, tylko kilka z nich. Po pierwsze, ˝Rekordowa liczba upadłości firm z branży budowlanej˝; po drugie, ˝Budownictwo liderem upadłości˝; po trzecie, ˝Budownictwo wiedzie prym w smutnej statystyce˝.

    Panie Premierze! Pani Marszałek! Wysoka Izbo! Największy zastrzyk środków na drogi w historii Polski w rękach pana ministra i pana premiera okazał się strzykawką z arszenikiem.

    Oskarżenie numer dwa: po polskich drogach polska kolej. Zanim jednak do tego przejdę, chciałbym przekazać panu ministrowi prezent, który podarowali mi pasażerowie polskich kolei, pasażerowie pociągu relacji Olsztyn - Wrocław. Prosili, aby przekazać panu pasażera, który zajął ich miejsce, gdy wsiadali do pociągu. Uwaga, to jest pluskwa. To jest pluskwa i obiecałem, że ją panu podaruję. Proszę bardzo. (Wesołość na sali, oklaski)

    (Poseł Patryk Jaki podchodzi do ław rządowych i stawia przed ministrem słoik)

    Panie ministrze, to jest pasażer bez biletu. Możecie na ten temat teraz porozmawiać. (Gwar na sali)

    W każdym razie przejdźmy teraz...

    (Poseł Stefan Niesiołowski podchodzi do ław rządowych i ogląda zawartość słoika)

    (Poseł Stefan Niesiołowski: Pokaż tę pluskwę, ja to sprawdzę.)

    O, mamy specjalistę. Proszę bardzo, mamy specjalistę. (Wesołość na sali)

    Wysoka Izbo, jeżeli można, przejdę dalej. Panie premierze...

    (Poseł Stefan Niesiołowski: To jest karaluch. Ty nieuku, to jest karaluch.)

    (Wesołość na sali)

    Specjalista, panie premierze.

    Poproszę pasażerów linii... (Gwar na sali) Czy można?

    (Poseł Stefan Niesiołowski: Naucz się entomologii.)

    Panie marszałku Niesiołowski, poproszę pasażerów pociągu relacji Olsztyn - Wrocław, aby również panu przekazali takiego pasażera, bo często zajmuje ich miejsca w pociągu. Może pan też porozmawiać z tym osobnikiem, bo jechał bez biletu.

    Panie Premierze! Panie Ministrze! Wysoka Izbo! Kolej to sfera, w której pan minister ma widoczne sukcesy. Zobaczmy grafikę. Porozmawiajmy o faktach, porozmawiajmy teraz o twardych danych, porozmawiajmy o liczbach, które po raz kolejny obnażą uprawianą przez państwa propagandę. Proszę bardzo, proszę spojrzeć na ten obrazek. Tak wyglądała sieć linii, to jest zestawienie linii kolejowych, aktywnych trakcji kolejowych 25 lat temu. To jest zestawienie, to jest obraz, na którym widać, jak wyglądała kolej w czasach PRL-u. A zobaczmy, jak wygląda teraz. (Gwar na sali) Wysoka Izbo, proszę o chwilę uwagi. Zobaczmy, jak kolej wygląda dzisiaj, za ministra Nowaka. 10 tys. km aktywnych trakcji kolejowych mniej. Pan, panie ministrze, cofnął nas cywilizacyjnie o dekadę. To jest pana gigantyczny sukces. Musimy panu pogratulować.

    Zobaczmy kolejny obrazek. Po lewej stronie pokazane są aktywne linie kolejowe 25 lat temu, po prawej - obecnie. Jest różnica, tu 24, tu 14. Złóżmy je teraz razem. Na czarno wyświetlają się linie, trakcje kolejowe, które za państwa rządów zostały zlikwidowane. To jest kolejny państwa sukces, to jest kolejny element propagandy sukcesu. To są twarde dane, fakty, z którymi trudno dyskutować. Jednocześnie chciałbym po raz kolejny przedstawić kilka liczb. Ale zaczniemy od rankingu. Światowe Forum Ekonomiczne oceniało jakość światowych kolei i tutaj mamy również sukcesy. Nasze państwo znajduje się za takimi potęgami jak: Bangladesz, Ruanda, Mongolia, Pakistan. Tylko pogratulować, panie ministrze. Ponadto, jak widzicie, sieć kolejowa jest mniejsza niż w PRL, ale - co bardzo ciekawe, Wysoka Izbo - pociągi dzisiaj jeżdżą wolniej niż w II Rzeczypospolitej. Żeby nie być gołosłownym, podam kilka przykładów. 1934 r. - podróż z Rzeszowa do Krakowa trwała 2 godz., dzisiaj, kiedy ta kolej jest taka wspaniała, zresztą wielokrotnie pan o tym mówił, panie ministrze, trwa 4 godz. Drugi przykład: 1939 r. - podróż z Katowic do Krakowa trwała 1 godz. i 15 min, dzisiaj, kiedy ta kolej jest taka wspaniała, rządzona twardą ręką pana ministra, trwa 2 godz. i 9 min. Zresztą z Warszawy do Opola jedzie się dzisiaj o godzinę dłużej niż w 1936 r. Gratulujemy, chapeau bas. Tak właśnie wyglądają rządy Platformy Obywatelskiej.

    (Głos z sali: I PSL-u.)

    Ponadto twierdzicie państwo, że Polska jest liderem w wykorzystywaniu środków europejskich. Tymczasem, jak się okazuje, rok temu sam pan minister Nowak przyznał, że administracja, którą zarządzał, nie była w stanie wydać środków europejskich, które zostały przeznaczone na remont kolei, zostały wykorzystane zaledwie w około 1%. Sama pani minister Bieńkowska zwróciła się wtedy do Komisji Europejskiej z prośbą, aby te środki przesunąć, bo ta administracja, którą państwo się tak chwalicie, która podobno jest taka doskonała, nie była w stanie wykorzystać większości środków na kolej, tej cywilizacyjnej szansy, którą Polska otrzymała.

    Pani Marszałek! Wysoka Izbo! Dane Urzędu Transportu Kolejowego są alarmujące. Troszeczkę liczb, bo państwo lubicie liczby, suche fakty, statystyki. W lutym tego roku przewoźnicy pasażerscy w Polsce przewieźli 21 458 tys. pasażerów, o prawie 2% mniej niż w analogicznym okresie roku ubiegłego. W ciągu dwóch miesięcy roku bieżącego z usług kolei skorzystało łącznie 43 800 tys. pasażerów. W roku 2012 było ich w tym czasie o ponad 1200 tys. więcej, oznacza to kolejny spadek - o 3% - w porównaniu z rokiem ubiegłym. Jeszcze gorzej wygląda porównanie pracy przewozowej wykonanej przez przewoźników pasażerskich w styczniu i lutym roku 2012 i 2013. W tym roku wykonali oni łącznie 2575 mln km, czyli o 7% mniej niż rok wcześniej. W najkrótszym miesiącu tego roku przewoźnicy wykonali około 1272 mln pasażerokilometrów wobec 1339 mln kilometrów w lutym 2012 r., czyli kolejny spadek, tym razem o 5%. Tymczasem w styczniu tego roku praca przewozowa ukształtowała się na poziomie 1303 mln km i była o 8,91% mniejsza niż w styczniu ubiegłego roku, kiedy przewoźnicy wykonali pracę na poziomie około 1370 mln km.

    Ostatni pomysł Ministerstwa Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej na poprawę sytuacji transportu kolejowego - uwaga - to wyłączenie z eksploatacji prawie 2 tys. km linii kolejowych. Zarządca infrastruktury kolejowej mówi o wariancie łagodnym. To w praktyce oznacza zamknięcie 1/10 dzisiejszej, liczącej 19 tys. km, sieci kolejowej, która jeszcze w 1990 r. liczyła 26 200 km, a w roku 2000 - 22 600 km. To najlepiej pokazuje, że obecne kierownictwo resortu oraz spółki PKP Polskie Linie Kolejowe nie ma pojęcia o sieci kolejowej, której jest właścicielem i którą zarządza. Zasadniczą sprawą jest kwestia, czy dokument wewnętrzny spółki, jakim jest statut PKP Polskich Linii Kolejowych - trzeba sobie zadać pytanie - jest wystarczającą podstawą prawną do pozbawienia przewoźników możliwości jazdy po 2 tys. km linii kolejowych. Według PKP PLK - tak, mimo iż ustawa o transporcie kolejowym dokładnie opisuje procedurę, w jakiej taki proces powinien przebiegać.

    Przedstawiciele Grupy PKP jak ognia unikają nazwania zapowiedzianego skrócenia sieci kolejowej w Polsce o 2 tys. km ˝likwidacją linii˝, określając ten proces - uwaga - jako ˝czasowe wyłączenie linii kolejowych˝. Wydaje się, że jest ku temu istotny powód. Skutek owego ˝czasowego wyłączenia˝ będzie dokładnie taki, jak likwidacja linii kolejowych opisana w ustawie o transporcie kolejowym. Najpierw jednak zatrzymamy się chwilę przy pojęciu ˝czasowego wyłączenia linii kolejowych˝. Procedura ta jest stosowana wyłącznie w odniesieniu do linii bądź odcinków linii kolejowych, na których odbywają się prace modernizacyjno-remontowe i jest ściśle powiązana z tymi pracami, to znaczy, po ich ustaniu linia ma być znów dostępna. PLK mówi jednak, że na liniach w zasadzie nie będą odbywać się żadne prace, a jedynie będzie możliwość ponownego ich otwarcia. Ponadto czasowość zawarta w nazwie: czasowe wyłączenie sugeruje, że rozwiązanie takie zostało zastosowane na dany okres, a jego koniec jest dokładnie wyznaczony lub przynajmniej przewidziany. PKP PLK widzą to inaczej - czasowe wyłączenie nie będzie ograniczone w czasie. Tymczasem prawo nie mówi nic o trwałym wyłączeniu linii kolejowych.

    Wysoka Izbo! Ustawa o transporcie kolejowym nazywa taki proces likwidacją linii kolejowych lub odcinka linii kolejowej i ściśle go reguluje. Zgodnie z nią zarządca infrastruktury kolejowej może zlikwidować linię, jeśli po przyznaniu tras pociągów stwierdzi, że wpływy za udostępnienie infrastruktury kolejowej nie pokrywają kosztów udostępnienia infrastruktury kolejowej. Podobnym argumentem Zarząd PKP PLK posługuje się, uzasadniając potrzebę ograniczenia sieci kolejowych. Ma to przynieść zarządcy narodowej sieci infrastruktury kolejowej w Polsce od 60 do 80 mln rocznie oszczędności.

    Wynika z tego, że jeżeli mówimy o czasowym wyłączeniu z eksploatacji linii kolejowych ze względu na ich skutek, na ich niedochodowość, co będzie miało w praktyce trwałe efekty, to trudno znaleźć różnicę między tym procesem a likwidacją linii kolejowych w rozumieniu ustawy o transporcie kolejowym, która to dokładnie określa tryb, w jakim ten proces powinien przebiegać. Dodam, że likwidacja linii w rozumieniu tej ustawy nie oznacza jej fizycznej likwidacji.

    Jak więc powinna przebiegać likwidacja linii kolejowej lub jej odcinka w myśl ustawy o transporcie kolejowym? Zgodnie z nią zarządca infrastruktury kolejowej jest zobowiązany w pierwszej kolejności do powiadomienia zainteresowanych przewoźników kolejowych o zamiarze likwidacji linii kolejowej lub odcinka linii kolejowej w następnym rozkładzie jazdy pociągów, jeżeli rezultaty analizy wniosków o przyznanie tras pociągów, które zostaną zgłoszone, potwierdzają deficytowość tej linii kolejowej lub tego odcinka kolejowego. Taki jest stan prawny.

    Warto w tym miejscu zaznaczyć, że w przypadku procesu prowadzonego właśnie przez PKP PLK działanie takie jest przewidziane, a wydaje się nieco spóźnione. Zanim zarząd spółki ogłosił listę linii do czasowego wyłączenia, zdążył porozmawiać na ten temat tylko z jednym przewoźnikiem i to spoza grupy PKP - Arrivą RP. Dopiero 13 marca bieżącego roku podczas rady przewoźników niektórzy z operatorów mieli możliwość zapoznać się i wypowiedzieć się na temat planów PKP PLK co do zamknięcia aż 2 tys. linii kolejowych. W takiej sytuacji znalazł się największy w Polsce pod względem liczby przewożonych pasażerów przewoźnik - Przewozy Regionalne.

    Kolejnym obowiązkiem zarządcy infrastruktury w procesie likwidacji linii kolejowych jest poinformowanie właściwych jednostek organów samorządu terytorialnego, na obszarze których zlokalizowana jest dana linia kolejowa lub odcinek linii kolejowej, o zamiarze ich likwidacji. PKP Linie Kolejowe widzą taką potrzebę także w odniesieniu do czasowego wyłączenia linii kolejowych.

    Ale tu niestety zarządca narodowej sieci infrastruktury kolejowej w Polsce również się nie popisał. Konsultacje z większością urzędów marszałkowskich w sprawie zamykania linii kolejowych rozpoczęły się dopiero po ogłoszeniu linii odcinków do wycięcia, których wyłączenie z eksploatacji jest planowane. Niektórzy z marszałków województw nie kryli zaskoczenia, że taki proces w ogóle się odbywa, gdyż oni nie byli w żaden sposób o tym wcześniej informowani. PKP Polskie Linie Kolejowe zapewniły, iż propozycje optymalizacji sieci konsultowane są z władzami wojewódzkimi. Według informacji podanych przez PKP PLK w połowie lutego takie konsultacje odbyły się w grudniu w województwie mazowieckim czy w styczniu w województwie opolskim. Przedstawiciele samorządów tych województw o żadnych konsultacjach jednak nie słyszeli.

    Są zaniedbania w kolejnictwie, bardzo szczegółowe, o których mówię, w sferze prawa, bo pan, panie ministrze, i zarządcy polskiej kolei bezczelnie łamiecie prawo, statuty polskiej kolei, próbując na siłę wyłączyć 2 tys. km kolejnych linii kolejowych po zlikwidowaniu tych około 10 tys., o których wspominałem wcześniej. Jednocześnie to wspaniałe zarządzanie na granicy prawa jest wynagradzane gigantycznymi środkami. Jak podają niektóre gazety, szefowie PKP zarabiają miesięcznie, jeżeli wliczyć nagrody, nawet około 80 tys. zł. To jest nagroda za tak wspaniale wykonaną pracę. Chyba że zadaniem tych tzw. menadżerów jest właśnie likwidowanie linii kolejowych. Jeżeli tak, to, przyznaję, spisują się fantastycznie, są naprawdę rewelacyjni w tej robocie. Gorzej jeżeli sprawdzimy bilans finansowy spółki PKP, bo naprawdę nie wygląda to różowo.

    Oczywiście można byłoby na ten temat mówić bardzo dużo. Jest jeszcze jedna taka obietnica, wydaje się, mała w skali tych problemów, o których mówię, jeżeli chodzi o kolej, ale jednak istotna, bo odnosi się do państwa wyborców, do wyborców Platformy Obywatelskiej.

    (Głos z sali: I PSL-u.)

    Trzykrotnie obiecywaliście państwo, wydaje się, małą, wyjątkowo banalną rzecz, to znaczy zapewnienie bezprzewodowego Internetu w pociągach. Trzy zapowiedzi. Pierwsza zapowiedź była w 2011 r., druga w 2012 r. Rzecznik PKP obiecywała, że na pewno będzie na Euro. Po Euro obiecywano, że do końca 2012 r. na pewno Wi-Fi będzie dostępne. Do tej pory oczywiście o żadnym Internecie nikt nie słyszał, chociaż wydaje się, że jest to wyjątkowo proste - zakupić skrzynkę, router, wybrać dostawcę Internetu, podłączyć, okablować i wszystko powinno działać. To jest wyjątkowo proste, a jednak mimo to sprawia to panu takie trudności. W 2011 r. się nie udało, w 2012 r. się nie udało. Mamy rok 2013 i, to najlepszy numer, i mamy zamiast wykonanych prac nowe obietnice. Tylko że tym razem obiecujecie w rządzie coś innego, już nie tylko Wi-Fi. To są obietnice składane z gigantycznym rozmachem. Tym razem obiecujecie, że w PKP będzie można oglądać filmy, że udostępnicie państwo videotekę. Gdzieś miałem cytat, który jest wyjątkowo wymowny. O, jest. ˝PKP Intercity chce w swoich pociągach uruchomić system rozrywki pokładowej podobny do tego z samolotów. Pasażer będzie miał dostęp do internetu, filmów, muzyki czy gier˝. To będzie specjalny system, który opracowujecie.

    (Głos z sali: To dobrze.)

    Muszę powiedzieć, że to jest rewelacyjna obietnica. Mnie jeszcze brakuje tylko darmowych tabletów w pociągach i latających dywanów dla każdego pasażera. Myślę, że to byłaby naprawdę rewelacyjna obietnica.

    Dążąc już do podsumowania tego drugiego oskarżenia...

    (Głos z sali: Już dość.)

    ...powiem, iż jestem przekonany, że do historii pan minister Sławomir Nowak przejdzie jako grabarz polskiej kolei.

    Oskarżenie nr 3 - budownictwo.

    Pani Marszałek! Wysoka Izbo! Polskie państwo ma obowiązek zadbać o mieszkania dla teraźniejszych i przyszłych pokoleń. Zmiana czynników demograficznych to najważniejsze wyzwanie dla Rzeczypospolitej. Jak pokazują badania, czynnik tzw. stabilizacji finansowej jest jednym z głównych elementów, które decydują o posiadaniu dziecka. A z kolei w tej stabilizacji finansowej najważniejszą rzeczą jest mieszkanie. To spełnienie tego warunku należy do głównych przyczyn odwrócenia tego negatywnego dla Polski trendu, tej negatywnej dla Polski tendencji. To jest prawdziwa racja stanu. Na nieszczęście Polacy tę niezwykle istotną sferę odpowiedzialności powierzyli panu ministrowi Nowakowi. Litera B, B jak bezczynność. To ten termin jest lustrzanym odbiciem pana pracy w tej sferze. Bezczynność przez duże B. I co pewnie pana zaskoczy, to nie jest moja ocena, tylko moja ocena. To diagnoza obiektywnej instytucji, czyli Najwyższej Izby Kontroli. 7 marca 2012 r. Najwyższa Izba Kontroli napisała w swoim raporcie na ten temat: ˝W Polsce brakuje 1,5 mln mieszkań, a kolejne 200 tys. zostanie w najbliższym czasie wycofane z użytku. 6,5 mln Polaków z kolei mieszka w warunkach poniżej przyjętych norm i standardów˝. Dlaczego tak jest? Mamy kolejną odpowiedź tej instytucji. To brak odpowiednich środków na inwestycje, brak planów zagospodarowania przestrzennego, brak projektów, brak konsekwentnie realizowanej polityki mieszkaniowej, która zdaniem Najwyższej Izby Kontroli praktycznie nie istnieje. Zawieszane są kolejne programy wspomagające budownictwo, nawet jeżeli cieszyły się dużym zainteresowaniem inwestorów i obywateli. Przy tej okazji warto podkreślić, że dwa lata temu zlikwidowany został Krajowy Fundusz Mieszkaniowy. Zapoczątkowało to proces wycofywania się państwa ze wspierania społecznego budownictwa czynszowego i tzw. budownictwa lokatorskiego na wynajem. Środki funduszu wspomagały głównie preferencyjne kredyty dla towarzystw budownictwa społecznego - to są te tzw. TBS, które państwo znacie w swoich samorządach - i spółdzielni mieszkaniowych. Od początku wybudowano w ten sposób 87,5 tys. spółdzielczych mieszkań lokatorskich oraz lokali o umiarkowanym czynszu na wynajem. Mimo to finalne działania zostały zawieszone. Ze złożonych jeszcze w 2009 r. 234 wniosków pozytywnie rozpatrzono jedynie 9. Od 2010 r. TBS i spółdzielnie mieszkaniowe nie mogą składać wniosków kredytowych, ponieważ, panie ministrze, wciąż brakuje odpowiednich aktów wykonawczych. To jest pana odpowiedzialność.

    Kolejny istotny element - ˝Rodzina na swoim˝. To był naprawdę fantastyczny program. To był program, z którego korzystał nie tylko niezwykle istotny dla polskiej gospodarki sektor, budownictwo, deweloperzy. Przede wszystkim z tego programu korzystały polskie rodziny. To nie ja, ale pan zapewniał, że zamiast ˝Rodziny na swoim˝ będzie nowy program. Wymyślaliście nazwę tego programu. Teraz jest MDM. Nie ma to żadnego znaczenia. W każdym razie z rokiem 2013 zakończył się jeden program, a pan nie zdążył przygotować alternatywy, mimo wyraźnych obietnic. Ba, mamy I kwartał 2013 r. i co? I dalej proces legislacyjny w tym zakresie nie został rozpoczęty. Czyja to jest odpowiedzialność? Czyja to jest wina? Albo to jest wyraz niekompetencji, wyjątkowej niekompetencji, albo jest to próba oszczędzania, ale tym razem oszczędzania na polskiej rodzinie. A to polska rodzina rzekomo miała być tym priorytetem, panie premierze, pana priorytetem, w 2013 r. I mamy projekt, za który, wydawałoby się, należą się panu największe brawa - pomysł był fantastyczny - projekt Kodeksu budowlanego. To była koncepcja, panie ministrze, która miała połączyć tony nowelizacji Prawa budowlanego, ze sto nowelizacji, z których można byłoby już ulepić cały mur chiński, w jedną ustawę. Bardzo dobry pomysł. Obiecywał pan, że zostanie zrealizowany. Kiedy? No akurat właśnie mniej więcej teraz. Zamiast tego mamy kolejne obietnice, kolejne przesuwane daty przygotowania tego projektu. Ostatnia data to koniec 2014 r. Widząc zresztą inne pana działania, mam bardzo duże wątpliwości, czy to nie będzie kolejna czcza obietnica, czy to nie jest kolejny element propagandy, z której nic nie powstanie.

    Oskarżenie nr 4 - fotoradary. Panie ministrze, wiem, że przyzwyczajenia do fotografii zostają. Tylko nie sądziłem, że role agencji fotograficznych powierzy pan głównej Inspekcji Transportu Drogowego, która, jak widać, szuka nowych twarzy na widokówki w całej Polsce. Ludzie, panie ministrze, mają różnych idoli. Podobno w Stanach Zjednoczonych największym idolem młodzieży jest wynalazca iPada Steve Jobs. Z przykrością stwierdzam, że pana idolem jest ten pan.

    (Poseł Patryk Jaki pokazuje zdjęcie)

    To jest wynalazca fotoradaru. Chciałbym panu powierzyć ten obrazek. Jest pan w niego zapatrzony, niemalże jak w religię. Może pan dzisiaj sobie go powiesić w domu i codziennie na niego spoglądać: to jest mój idol. Pana idol, twórca fotoradaru. Chciałbym panu go powierzyć.

    (Poseł Patryk Jaki podchodzi do ław rządowych i kładzie zdjęcie)

    (Oklaski, poruszenie na sali)

    (Głos z sali: Brawo!)

    (Poseł Stefan Niesiołowski: Znów się nie pomyl.)

    Ten pan nazywa się Maurice Gatsonides. Zresztą pan pewnie to wie, ale chciałbym to przybliżyć Wysokiej Izbie. Chociaż część z państwa jest też tak zapatrzona w te fotoradary, że również mogę państwu zapewnić taki obrazek, jeżeli Wysoka Izba będzie chciała. Ale fakty są niestety takie: Panie ministrze, na przestrzeni lat liczba fotoradarów wzrosła ze 127 w 2008 r. do prawie połowy tysiąca dzisiaj. Co ważne, większość fotoradarów jest zlokalizowana właśnie nie w miejscach, które gwarantują poprawę bezpieczeństwa, ale w miejscach, gdzie w sposób łatwy, szybki można złupić obywateli, gdzie w sposób łatwy można złapać kierowcę. I to również, zaskoczę pana ministra, nie jest moja teza. To jest teza Najwyższej Izby Kontroli. Raport z 2011 r. - był pan już wtedy ministrem - przeczytam fragment: Bezprawne nakładanie mandatów karnych na kierowców za przekroczenie prędkości po upływie ustawowego terminu od chwili ujawnienia wykroczenia - to jest jedna z części informacji o badaniu fotoradarów, stawiania tych fotoradarów w poszczególnych miejscach - bezpodstawne karanie właścicieli samochodów za niewskazanie osoby, której powierzyli pojazd, oraz pozyskiwanie przez samorządy z tego tytułu dochodów, które powinny zasilić budżet państwa. To tylko niektóre z uchybień, jakie stwierdzili kontrolerzy NIK w działaniu właśnie w tym zakresie. Z raportu NIK wynika również, że nie zawsze miejsca kontroli fotoradarowej były wybierane na podstawie analizy wypadków, kolizji i zdarzeń zagrażających bezpieczeństwu kierowców i pieszych. Część miejsc była typowana w oparciu o samorządowe wpływy do budżetu. To fatalny zwyczaj, owocujący fotoradarami ustawionymi bez związku ze stanem zagrożenia wypadkami i kolizjami.

    Pani Marszałek! Panie Premierze! Wysoka Izbo! Ten cały cyrk propagandowo-fotoradarowy w żadnym miejscu nie trzyma się kupy. A dlaczego? Podam państwu fakty, dane. Otóż raport Policji z 2011 r. co pokazuje? Że w województwach o największej ilości fotoradarów, w województwach mazowieckim i śląskim, dochodzi do największej ilości wypadków. Wydawałoby się, że fotoradary mają poprawiać bezpieczeństwo. Tymczasem fakty i liczby, dane Policji pokazują coś dokładnie odwrotnego. Fotoradary mają być ustawione w najniebezpieczniejszych miejscach, aby ograniczyć liczbę wypadków. Jednak, jak wynika z danych, kierowcy na ogół zwalniają przed fotoradarem, aby uniknąć mandatu, ale tuż po ominięciu fotoradaru gwałtownie przyspieszają. Ryzyko wypadku nie maleje, a wręcz rośnie. Zachwiana zostaje płynność jazdy, co jest przyczyną zagrożeń na drodze. Biorąc pod uwagę, że ma stanąć 300 nowych fotoradarów, to jest równoznaczne ze zwiększeniem liczby miejsc, w których dynamika jazdy zostanie zaburzona. Co tak naprawdę powoduje wypadki? Bo tutaj trzeba też sobie zadać to pytanie. I znów odwołam się do raportu, tym razem nie Policji, ale Najwyższej Izby Kontroli. Cytuję: W Polsce śmiertelnych ofiar wypadków drogowych jest dwa razy więcej niż w Unii Europejskiej. Powodem jest tragiczny stan techniczny dróg, zła organizacja ruchu, niedouczeni kierowcy i zły stan pojazdów.

    Proszę mi wytłumaczyć, panie ministrze: Kwestię którego z wymienionych wyżej powodów wypadków rozwiązuje fotoradar? To jest chyba pytanie tylko i wyłącznie o charakterze retorycznym. Prawdziwą intencję stawiania fotoradarów wskazały inne dane, otóż projekt budżetu. Państwo zaplanowaliście w tym budżecie, że wpływy z fotoradarów będą 30 razy wyższe niż w roku ubiegłym, czyli o 300 mld większe, jeżeli zestawimy ze sobą założenia budżetowe. I gdyby było tak, że przewidujecie - bo to jest jeszcze logika - że w związku z postawieniem nowych fotoradarów liczba wypadków zmaleje i spadnie zagrożenie na drogach, to przecież mandatów powinno być mniej, a nie więcej. A jednak budżet pokazuje coś znacząco innego.

    Ponadto, Wysoka Izbo, polskie państwo nie może oszukiwać. Jeżeli chcemy zachować choć część estymy dla tej instytucji, nie możemy pozwolić na bezczelne kłamanie. Jednego dnia mówi się jedno, a drugiego dnia zaprzecza się temu. I tutaj oddaję głos panu ministrowi. 24 stycznia br.: ˝Zakończyliśmy prace nad zmianą ustawy o Krajowym Funduszu Drogowym, tak aby wszystkie dochody z budowanego systemu automatycznego nadzoru nad ruchem, czyli z fotoradarów, zasiliły budowę dróg. Liczę na to, że to zamknie tę pustą dyskusję nad tym, iż celem budowania systemu fotoradarowego był cel zasilenia budżetu˝. Te pieniądze według pana w 100% miały zostać przeznaczone na budowę nowych dróg. Tyle powiedział pan minister, po czym w Sejmie mamy projekt ustawy, który zawiera coś dokładnie odwrotnego. Okazuje się, że pieniądze z fotoradarów zamiast na nowe drogi zostaną przeznaczone na co? Nie na drogi, a na nowe fotoradary i na nagrody dla urzędników, którzy stawiają te fotoradary. Czy możemy pozwolić na to, aby tak bezczelnie oszukiwać, aby tak bezczelnie kłamać? Jednego dnia mówi się: na drogi, drugiego dnia: nie, jednak na fotoradary. Nie można tak postępować, Wysoka Izbo!

    A już prawdziwą wisienką na torcie, czymś, co obnażyło całą hipokryzję w tym zakresie, jest postępowanie prawej ręki pana ministra Nowaka, osoby, która jest odpowiedzialna za politykę fotoradarową, to znaczy szefa generalnej Inspekcji Transportu Drogowego Tomasza Połcia, który razem z panem przekonywał nas, że osoby, które przekraczają prędkość, to są mordercy na drogach, po czym sam pan dyrektor wsiadł do samochodu i dwukrotnie został przyłapany na piractwie drogowym. Zresztą to nie koniec kabaretu - po tej kompromitacji osoba odpowiedzialna za fotoradary w Polsce zaczęła kwestionować wiarygodność fotoradaru użytego przez dziennikarzy, którzy ją przyłapali. I to jest bardzo ciekawe, bo broniąc się, pan dyrektor napisał, że pomiar tym urządzeniem, to znaczy Iskrą-1d, nie jest żadnym dowodem, ponieważ należy tu dopilnować szeregu warunków, które wymienił w oświadczeniu. I tak, po pierwsze, podczas dokonywania pomiaru dynamicznego należy używać statywu oraz mieć wyłączoną klimatyzację, po drugie, w bezpośrednim sąsiedztwie radaru nie mogą znajdować się urządzenia GSM ani nadajniki radiowe bądź telewizyjne, po trzecie, prędkość pojazdu, z którego dokonuje się pomiaru, musi zostać przed jego rozpoczęciem odpowiednio wyrównana. I dopisał jeszcze rzecz kuriozalną: urządzenie dokonuje pomiaru prędkości wszystkich pojazdów znajdujących się w promieniu 800 m, a wyświetlony wynik niekoniecznie odnosi się do obiektu, który badamy, lecz pokazuje prędkość najszybciej poruszającego się obiektu. I wszystko byłoby w porządku, gdyby pan dyrektor nie opisywał nam urządzenia Iskra-1d, które, uwaga, jest najczęściej używanym przez polską drogówkę. Jest to fotoradar, którego używa większość policjantów, a którego wiarygodność sam pan dyrektor zakwestionował. Coś niezwykle absurdalnego.

    I żeby zobaczyć, sprawdzić, jak istotna jest polityka fotoradarowa dla rządu Platformy Obywatelskiej, sięgnijmy do liczb, bo liczby nie kłamią. Otóż okazuje się, że kiedy brakuje pieniędzy na wszystko i kiedy na wszystkim oszczędzamy, nie brakuje środków na jedną rzecz, na nowych urzędników odpowiedzialnych za fotoradary. Liczba urzędników generalnej Inspekcji Transportu Drogowego za czasów ministra Nowaka wzrosła o 200 osób, a budżet tej instytucji za pana rządów wzrósł o marne 700%, czyli o blisko 150 mln. Można by było zapytać, skąd taka determinacja. No, to jest determinacja właśnie, aby zamiast polskiej Doliny Krzemowej zorganizować polską Dolinę Fotograficzną.

    (Poseł Rafał Grupiński: Ile godzin jeszcze będziesz mówił?)

    Oskarżenie nr 5 - zmierzam już do końca, spokojnie - transport lotniczy, Modlin, który stał się symbolem niekompetencji. Raptem po pół roku funkcjonowania lotniska wojewódzki inspektor nadzoru budowlanego nakazał zamknięcie pasa startowego, 22 grudnia 2012 r. Decyzja ta zapadła po tym, jak okazało się, że pas startowy po prostu się wykrusza. Zamknięte lotnisko, konieczność zdarcia istniejącej tylko pół roku nawierzchni i położenie zupełnie nowej. Zdaniem ekspertów dziennie z tego tytułu lotnisko traci od 150 tys. do 180 tys. zł. Jeżeliby to policzyć, to dziś daje to kwotę około 18 mln zł. Zgodnie z literą prawa minister transportu sprawuje nadzór nad Urzędem Lotnictwa Cywilnego, a Mazowiecki Port Lotniczy Warszawa-Modlin to spółka, w której pakiet kontrolny sprawuje, w proporcji 2/3, Skarb Państwa. To minister właściwy dla transportu lotniczego ponosi za to odpowiedzialność.

    Można tutaj wymienić oczywiście przypadek LOT-u: doprowadzenie do upadku, a teraz sprzedaż, fatalne zarządzanie, setki milionów długów, tą instytucją. I w końcu przy tej okazji trzeba powiedzieć, że Polska to duże państwo w środku Europy, z aspiracjami, i aby miało znaczenie, musi mieć zaplecze w postaci transportu lotniczego. Rząd Platformy Obywatelskiej dąży zaś do tego, aby Polskie Linie Lotnicze LOT zamienić w Turkish Airlines. Nie wiem, czy jest to powód do dumy dla tak dużej grupy Polaków i dla Rzeczypospolitej.

    Zmierzając do konstatacji - stare powiedzenie, znane na całym świecie: transport jest najważniejszą częścią każdej gospodarki, zyskuje dziś wielce na znaczeniu. Znajdujemy się w czasach kryzysu gospodarczego i zagrożenia długą recesją. Bezrobocie rośnie, dotyka coraz większych grup obywateli. Gdyby jednocześnie do statystyk GUS dołączyć statystyki emigracyjne, to termometr polskiego bezrobocia niemalże by pękł, wskaźnik zrównałby się z najwyższymi tego typu wskaźnikami niektórych państw Unii Europejskiej. PKB znacznie niższy niż prognozowany, rekordowe spadki w ważnych sektorach gospodarczych, w produkcji, przemyśle, budownictwie. Można by tak długo wymieniać. Sytuację tę może zmienić tylko silna gospodarka. Silna nie w wyniku starannie wyselekcjonowanych statystyk, ale silna jej sercem, jej najważniejszą częścią, to jest transportem. Niestety, jestem dzisiaj przekonany, że z tym ministrem nie da się tego zrobić.

    Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Na koniec...

    (Poseł Iwona Śledzińska-Katarasińska: Pani marszałek.)

    Przepraszam.

    Pani Marszałek! Wysoka Izbo! Na koniec chciałbym zaznaczyć, że rozliczając wszystkie obszary działalności w ramach poszczególnych części odpowiedzialności pana ministra Nowaka, nie użyłem żadnego z argumentów, żadnej z obietnic, żadnej z liczb, które nie byłyby podawane przez pana, panie ministrze. Jako opozycja zrobiliśmy tylko jedno: zebraliśmy pana obietnice i zestawiliśmy je z wykonaniem. I co wychodzi? Okazało się, że wychodzą bujdy, bajki, legendy na resorach. Co najważniejsze, świstak zawinął te wszystkie legendy i chce odlecieć. Niestety nie może, bo znajduje się w Modlinie. Dziękuję bardzo. (Oklaski)



Poseł Patryk Jaki - Wystąpienie z dnia 04 kwietnia 2013 roku.


127 wyświetleń

Zobacz także: