Pani Marszałek! Wysoka Izbo! 13 lat temu jako przewodniczący rządowego zespołu budowy cmentarzy w Katyniu, Charkowie i Miednoje wielokrotnie rozmawiałem z przedstawicielami rządu ukraińskiego na temat tamtej zbrodni mającej swój kres w Charkowie. Wszyscy, nawet przygodni mieszkańcy Charkowa rozumieli tragizm tamtych dni, tym bardziej że na cmentarzu charkowskim spoczywają również pomordowani Ukraińcy. Szczere wydawały się wówczas słowa, jakie wypowiedział ówczesny premier Ukrainy Wiktor Juszczenko, kiedy ubolewał nad losem pomordowanych. Jednak jakże ogromne było moje zdumienie, kiedy Wiktor Juszczenko już jako prezydent Ukrainy pod koniec swojej kadencji nazwał członków UPA i innych ukraińskich nacjonalistycznych organizacji bohaterami.
Trudno porównać te dwie tragedie, które dotknęły Polaków na Ukrainie w 1940 i 1943 r., ale musimy pamiętać, że zbrodnia z 1943 r. była tym straszniejsza, że dokonana była nie rękoma NKWD, ale właśnie Ukraińców, często tych, którzy wcześniej przez całe lata żyli w wielkiej symbiozie z Polakami w tej samej miejscowości.
Jesteśmy zobowiązani o tamtej zbrodni pamiętać choćby dlatego, że miejsca pochówku przytłaczającej większości pomordowanych nie są do dziś znane. Mówienie o tamtej tragedii w sposób szczery, otwarty na pewno nie stanie na przeszkodzie dobrym, wręcz wzorcowo układającym się stosunkom polsko-ukraińskim. Aby były one trwałe, prawda o rzezi wołyńskiej musi być jednak powszechnie znana wśród Ukraińców i Polaków.
Z tego, co wiem (Dzwonek), tak myśli większość posłów Platformy Obywatelskiej. Panie przewodniczący, czy tak jest w istocie?