Udzielanie bezpłatnej pomocy prawnej osobom potrzebującym, które same sobie nie potrafią tej pomocy zapewnić, to zamysł bardzo szlachetny, ale z doświadczenia wiadomo, że zamysł to jedna sprawa, a wykonanie to sprawa druga. Około 10 lat temu jedno z dużych miast w Polsce zapewniało taką bezpłatną pomoc prawną, gwarantując prawnikom wynagrodzenie odpowiadające wynagrodzeniu na pełnym etacie, natomiast jeśli chodzi o efektywność pracy tych prawników, to średnio rzecz biorąc, było to półtorej porady dziennie. Skąd taki wynik? Zapewne stąd, że wielu radzących się jest w sporze z danym urzędem, więc wiarygodność prawnika, który ma udzielić takiej porady, a który jest opłacany przez urząd, z którym zainteresowany jest w konflikcie, jest dosyć ograniczona, żeby nie powiedzieć: bardzo ograniczona. Wychodząc właśnie z takiej hipotezy, stawiam następujące pytanie: Czy nie lepiej byłoby w całości powierzyć organizowanie takiej bezpłatnej pomocy prawnej organizacjom obywatelskim, które angażowałyby stosownych prawników, których wiarygodność pracy byłaby wówczas o wiele większa? Organizacje te oczywiście starałyby się w trybie grantowym i konkursowym o odpowiednie środki finansowe. (Oklaski)