Strona którą oglądasz dotyczy poprzedniej kadencji sejmu. Aktualne informacje znajdziesz tutaj

   Szanowna Pani Minister! Ostatnie tygodnie to czas dyskusji na temat finansowania oświaty oraz trudnej sytuacji w budżetach samorządów, które poszukują oszczędności właśnie w tym segmencie swojej działalności. Bez względu na ocenę tych działań, bo nie sposób tutaj niczego uogólniać, ich celem musi być dbałość o jakość edukacji, a cel ekonomiczny nie powinien stanowić jedynego kryterium likwidacji szkoły. Większość samorządów ma taką świadomość, dlatego poszukuje różnych dodatkowych kryteriów usprawiedliwiających zamykanie szkół. Z całą pewnością działania takie muszą jednak przebiegać w zgodzie z obwiązującym w naszym kraju prawem. I tu pojawiają się moje obawy, czy decyzje niektórych samorządów spełniają powyższy warunek.

   Z licznych rozmów z nauczycielami wiem, że wprowadza się do naboru do szkół ponadgimnazjalnych progi punktowe. Organy prowadzące, jakimi są j.s.t., wiedzą, że ustawa o systemie oświaty i akty wykonawcze dotyczące systemu egzaminów zewnętrznych nie pozwalają na wprowadzenie zasady progów punktowych uchwałą rady miasta, dlatego też jako pracodawcy wywierają presję na dyrektorach podległych im szkół, aby to rady pedagogiczne podjęły właściwe uchwały. Krótkowzrocznością i zupełnym brakiem rozsądku kierują się te samorządy, które ustaliły, że rady pedagogiczne wszystkich szkół powinny podjąć uchwałę, w której do liceum ogólnokształcącego można przyjąć ucznia o minimalnej liczbie punktów 80, a do technikum 60. Arbitralne, bez koniecznej diagnozy ustalenie powyższych progów jest groźne dla całego lokalnego systemu edukacji i niedopuszczalne z punktu widzenia indywidualnego ucznia, przypomina też czasy centralnego nakazowego zarządzania oświatą z czasów PRL-u.

   Gdyby jeszcze odpowiedni próg punktowy, poniżej którego uczeń nie może zostać przyjęty do szkoły, był wynikiem monitorowania efektów jej pracy rozumianej jako analiza wyników egzaminu maturalnego i edukacyjnej wartości dodanej, można by takiej decyzji bronić. Szkoła miałaby szansę na pozytywne motywowanie swoich potencjalnych uczniów do uzyskiwania takich osiągnięć na egzaminie gimnazjalnym, które zapewnią im naukę w wybranej szkole. Przy czym ˝szkoła wybrana˝ nie dla każdego znaczy to samo. Dla ucznia bardzo dobrego będzie to najlepsze liceum w mieście, ale dla jego słabszego kolegi to będzie liceum ogólnokształcące o niższym poziomie nauczania, być może w zespole szkół, ale wciąż szkoła, która po trzech latach nauki pozwoli mu skończyć szkołę policealną albo wyższe studia zawodowe i odnaleźć się na rynku pracy. Pomijam w swojej interpelacji skomplikowaną materię pomiaru dydaktycznego, ale warto pamiętać także o tym, że 80 punktów w jednej sesji egzaminacyjnej nie da się porównać z 80 punktami w kolejnym roku. To abc pomiaru dydaktycznego. Tymczasem sztywny próg 80 punktów sprawi, że wielu uczniów z pewnymi trudnościami w nauce, ale dającymi się zniwelować odpowiednią pracą dobrego nauczyciela w liceum, rozpocznie naukę w technikach (60 pkt), które oprócz przedmiotów ogólnokształcących uczą przedmiotów zawodowych, a więc są szkołami trudniejszymi. Jeśli uczeń nie poradzi sobie w liceum ogólnokształcącym, to tym bardziej nie poradzi sobie w technikum, a nawet jeśli je ukończy, z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością możemy założyć, że nie zda egzaminów zawodowych nadających mu tytuł technika i pozwalających na zdobycie pracy, ponieważ jednoczesne przygotowanie do matury z przedmiotów ogólnokształcących i egzaminu zawodowego to podwójne obciążenie.

   Ponadto wprowadzając stałe dla wszystkich liceów progi, premiuje się szkoły tradycyjnie uznawane za najlepsze, do których zgłaszają się uczniowie z wysokimi osiągnięciami w nauce, a skazuje na brak naboru szkoły, do których przychodzą uczniowie z niższymi osiągnięciami. Nie ma tu miejsca na różnorodność, wybór i wreszcie autonomię szkoły, która miała być podstawą systemu oświatowego w demokratycznej Polsce. Jest to tym bardziej niesprawiedliwe, że często nauczyciele pracujący w szkołach z młodzieżą trudniejszą, mniej uzdolnioną, wkładają w swoją pracę wielki wysiłek i są naprawdę świetnymi pedagogami, których strata dla systemu edukacyjnego przy tak nieprofesjonalnym podejściu do racjonalizacji sieci szkół jest nieunikniona.

   Samorząd ma uczciwszy i lepszy instrument do zarządzania oświatą, także w zakresie liczby uczniów uczących się w liceach, technikach i szkołach zawodowych. Po rzetelnej diagnozie potrzeb lokalnego rynku pracy, analizie losów absolwentów szkół i zdawalności egzaminów końcowych organ prowadzący podejmuje decyzję o utworzeniu odpowiedniej liczby klas w poszczególnych typach szkół, w tym w liceach o różnym poziomie kształcenia. Taka różnorodność na wszystkich etapach kształcenia jest normą obowiązującą na całym świecie i sprawia, że obok absolwentów Harvardu mamy także absolwentów innych uczelni. Na koniec pragnę podkreślić, że zewnętrzny system egzaminów obowiązujący w naszym kraju od 2002 r. powoduje, że każdy nabór ustala progi minimalne samoczynnie, wystarczy określić liczbę wolnych miejsc w poszczególnych szkołach.

   W związku z powyższymi wątpliwościami proszę o odpowiedź na następujące pytania:

   1. Czy samorząd będący organem prowadzącym dla szkoły może arbitralnie określić liczbę punktów jako warunek przyjęcia do szkoły ponadgimnazjalnej?

   2. Czy przyjęcie przez radę miasta uchwały intencyjnej o zamiarze likwidacji szkoły jest jednoznaczne z zakazem prowadzenia naboru do tej szkoły?

   Z wyrazami szacunku

   Poseł Izabela Leszczyna

   Warszawa, dnia 1 marca 2012 r.