Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Panie Ministrze! Koalicja rządząca, rządzący wreszcie dzielnie wypowiedzieli, bo pod koniec drugiej kadencji, wojnę batonikom i chipsom sprzedawanym tonami w szkołach. Niestety, przez siedem lat batoniki, chipsy i kolorowe napoje już mocno ugruntowały sobie miejsce na listach żywieniowych jednego pokolenia. Bardzo trudno będzie to odkręcić. Projektodawcy zmian piszą, że nowe przepisy mają na celu ograniczenie dostępu w placówkach szkolnych i wychowawczych do żywności zawierającej substancje, których nadmierne i wielokrotne spożycie przyczynia się do nieprawidłowego rozwoju i wielu tzw. chorób dietozależnych wśród dzieci i młodzieży. Mówiąc ludzkim językiem, chodzi o to, by dzieci nie jadły śmieciowych, wręcz szkodliwych produktów, które nie dość, że imitują jedzenie, to jeszcze uzależniają, a co gorsze, często wprost prowadzą do poważnych chorób. Trzeba przypomnieć, że za tej władzy jednak w wielu szkołach zlikwidowano stołówki, masowo wprowadza się catering, bo się opłaca. Komu?
O projekcie zmieniającym ustawę o bezpieczeństwie żywności i żywienia rozmawiamy dzisiaj. Szkoda, że tak późno, bowiem zadanie jest trudne i wymaga czasu, lat pracy nad wprowadzeniem i ugruntowaniem zmian. Wymaga przede wszystkim wypracowania nawyków i zmiany myślenia dotyczącego zdrowego odżywiania. Wymaga pracy nie tylko z dziećmi, ale i z dorosłymi, z rodzicami i nauczycielami. Wymaga ogólnie stworzenia klimatu społecznego w tej tak ważnej sprawie, jak zdrowie młodych pokoleń Polaków. Wszechobecne namolne reklamy oraz sponsorowanie badań nad żywnością przez koncerny nie ułatwiają zadania. Istnieje oczywista zależność pomiędzy odżywianiem a stanem zdrowia, szczególnie jest to ważne dla dzieci i młodzieży. Dlatego uważamy, że musimy chronić dzieci, zresztą nie tylko w wieku szkolnym, przed niezdrowym jedzeniem, które popularnie zwane jest jedzeniem śmieciowym. Rządzącym przypomnę jeszcze, że to nie jest jedyny problem, który spotyka polskie dzieci. Koalicja PO-PSL wciąż nie chce dostrzec, czy to ze wstydu ze względu na brak działań, czy z arogancji, że prawie 1,5 mln dzieci dorasta w niedostatku, co trzecie dziecko żyje w biedzie, co szóste w nędzy, aż 10% w skrajnej. To są dane GUS, nie opozycji. Głodne lub niedożywione dzieci na pewno mają mniejsze szanse na dobre zdrowie i prawidłowy rozwój, zaś nadmiar słodyczy w sklepikach szkolnych to nie jest ich największy problem. To kompromitujące władzę fakty, zwłaszcza że głodne i biedne dzieci mieszkają, jak twierdzą rządzący, w dobrze radzącym sobie kraju, na zielonej wyspie z ciepłą wodą w kranie. To rzeczywiście hańba.
Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Polska szkoła pod rządami PO-PSL to nie tylko sklepiki z niezdrową żywnością. Jest ona nękana pseudoreformami, które dotkliwie uderzają w rozwój dzieci, takimi jak choćby przymusowe obniżenie wieku szkolnego skutkujące urazami psychicznymi, które mogą się odbić na całym życiu. Jak to jest wprowadzane, codziennie o tym słyszymy. Z kolei z najnowszego raportu NIK wynika, że w polskiej szkole króluje prawo pięści i lawinowo narastają przemoc i inne problemy. Prawie 3/4 uczniów doświadczyło przemocy w szkole, ponad 1/3 była świadkiem używania narkotyków. Wiele dzieci sięga po papierosy, alkohol i narkotyki. Ta władza zamiast dać pieniądze na poprawę bezpieczeństwa dzieci w szkołach, na stołówki roztrwoniła je na pozbawioną sensu propagandę, która miała przekonać rodziców do posłania 6-letnich dzieci do szkół. Do jakich szkół? Na pewno nie do bezpiecznych.
Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Jesteśmy za poprawą zdrowia naszych dzieci, za wspólną pracą rodziców i nauczycieli, za stworzeniem szkolnego lobby zdrowej żywności, ale mamy obawy, czy ta władza poważnie zabiera się za ten problem. Mieliśmy już przykłady walki z takimi problemami, jak choćby dopalacze. Projekt poselski był wiele razy zmieniany i ostatecznie to minister zdrowia w odpowiednim rozporządzeniu będzie określał, co może być dzieciom sprzedawane bądź podawane w stołówkach. To wielka odpowiedzialność ministra i sprawdzian charakteru, bo szkoła to wielki rynek zbytu i należy się spodziewać ogromnej presji ze strony potężnych międzynarodowych koncernów spożywczych.
Prof. dr hab. Grażyna Cichosz z wydziału nauki o żywności pisze w ekspertyzie: Prawo żywnościowe, podobnie jak zalecenia dietetyczne, jest opracowywane z myślą o zyskach koncernów spożywczych. Niestety, nie mają one nic wspólnego z profilaktyką zdrowotną, czego potwierdzeniem jest rosnąca zachorowalność na choroby dietozależne, takie jak otyłość, cukrzyca, nowotwory oraz schorzenia neurologiczne, przy niemalejącej zachorowalności na miażdżycę. (Dzwonek) Mam poważne obawy, czy ten minister zdrowia sprosta takiemu zadaniu.
Wicemarszałek Eugeniusz Tomasz Grzeszczak:
Pani poseł, proszę o konkluzję.
Poseł Marzena Machałek:
Już kończę, będzie konkluzja.
Przecież nie chodzi o to, aby zastąpić niezdrowe, śmieciowe jedzenie innym, też śmieciowym, ale z odpowiednim certyfikatem, tym razem ministerialnym. Poprzemy ten projekt, ale będziemy patrzeć ministrowi na ręce. Będziemy też przypominać koalicji PO-PSL, co jest zapisane w art. 68 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej: Władze publiczne są zobowiązane do zapewnienia szczególnej opieki zdrowotnej dzieciom. Dziękuję bardzo. (Oklaski)