Poniżej wywiad z posłem Arkadiuszem Mularczykiem, który ukazał się na portalu wPolityce.pl.

 

wPolityce: Zmiana nastawienia większej części polskiej klasy politycznej do Rosji jest zadziwiająca. Najpierw rusofilia a teraz rusofobia. Takie gwałtowne metamorfozy nie są bezpieczne, bo świadczą o emocjonalnym niezrównoważeniu?

Arkadiusz Mularczyk: Ta metamorfoza jest rzeczywiście zdumiewająca, gdy nagle widzimy tych do niedawna bardzo uległych wobec Rosji polityków, czołowych polityków Platformy, myślę tu o premier Kopacz, ministrze Schetynie, senatorze Klichu, czy Radosławie Sikorskim, którzy jeszcze do niedawna chcieli wprowadzać Rosję do NATO, którzy jeszcze nie tak dawno twierdzili, że Putin to jest ich człowiek w Moskwie. Uważali, że z Putinem dobrze jest współpracować i rozmawiać. Dzisiaj wszyscy oni krzyczą, że Putin jest zagrożeniem dla Europy i Polski. To pokazuje jak polityka zagraniczna Platformy Obywatelskiej była krótkowzroczna, jak koniunkturalna, nastawiona na doraźne krajowe zyski polityczne. Kluczowa sprawa dla tych relacji, to oczywiście katastrofa smoleńska. Jak przygotowano wyjazd do Smoleńska a później jak „starano” się tę katastrofę wyjaśnić. Nie wykorzystano jakichkolwiek instrumentów międzynarodowych do tego, aby zmusić Rosję, aby oddała wrak i prowadziła śledztwo zgodnie ze standardami wyjaśniania katastrof lotniczych. Nie wnioskowano, aby powstała komisja międzynarodowa lub by było międzynarodowe śledztwo. Kilka lat temu Sejm odrzucił taką uchwałę. Dopiero teraz w Parlamencie Europejskim, czy w Radzie Europy z inicjatywy PiS i SP powstały projekty rezolucji, aby zobligować Rosję do wydania wraku Tupolewa. To oznacza, że to opozycja wszystkimi możliwymi, dostępnymi środkami starała się więcej zrobić w tej sprawie niż dotychczas rząd premiera Tuska, który powiedział, że ma pełne zaufanie do Rosji Putina, że wyjaśni katastrofę. Tutaj pojawia się taka analogia, która musi uderzać. Przypomnijmy, że po katastrofie smoleńskiej Putin powiedział, że ta sprawa jest dla niego priorytetowa i on obejmuje bezpośredni nadzór nad śledztwem. Po pięciu latach widać, że sprawa jest zagmatwana a odpowiedzialność przerzucona na Polaków. Podobne słowa powiedział Putin po zabójstwie Niemcowa, że on też obejmuje bezpośredni nadzór nad śledztwem. Co to oznacza? To chyba pytanie retoryczne. Cała dotychczasowa historia z relacjami polsko-rosyjskimi pokazuje jak koniunkturalna, krótkowzroczna, sprzeczna z polskim interesem narodowym była polityka zagraniczna prowadzona przez Platformę.

Ona była chyba w głównej mierze obliczona na zdobycie przychylności Polaków, którzy boją się Rosji? Wpisywała się też w socjotechnikę uprawianą przez media głównego nurtu o „końcu historii”, z której wynikało że PiS i czy w ogóle prawica, to w dzisiejszym świecie anachronizm?

W pierwszym rzędzie chodziło o zdobycie przychylności, pokazanie, że jesteśmy partią przewidywalną, rozsądną, że nie będziemy z szabelką biec na Moskwę ale w podtekście było cały czas pragnienie przypodobania się mainstreamowi w Europie, zwłaszcza Niemcom dla których kompromis z Rosją to priorytet w regionalnej polityce bezpieczeństwa. Nie bez znaczenia było dążenie polityków do zdobycia lukratywnych stanowisk. Nie drażnijmy zatem Rosji, bo wtedy Niemcy, czy Francuzi nie będą nas popierać na funkcje europejskie. To bez wątpienia przyświecało i Sikorskiemu i Tuskowi. I dopiero teraz, gdy nie walczą już o żadne funkcje w Europie, dopiero teraz gdy Putin pokazuje całemu światu twarz, maska opada i panowie z PO mówią, że się musimy zbroić, musimy obligować różnego rodzaju instytucje europejskie, aby się zajęły Rosją.

A minister spraw zagranicznych Schetyna wyrasta na jastrzębia?

Ta sytuacja pokazuje, jak koniunkturalna była dotychczasowa polityka zagraniczna liderów Platformy.

Po 1989 roku wszystkie ekipy, które rządziły w Polsce, nawet SLD starały się zachować równy dystans wobec Kijowa i Moskwy. To był swoisty imperatyw polskiej polityki zagranicznej. W momencie zdobycia władzy przez Platformę zerwano z tą rozsądną polityką. Odwrócono się od Litwy, Łotwy, Estonii. Trudno to zrozumieć?

Te motywacje związane często z osobistymi karierami, chęć przypodobania się elitom zachodnich sąsiadów, robiących gigantyczne interesy z Rosją, niestety bardzo zdeterminowały wektor polskiej polityki zagranicznej po 2007 roku. Trzeba także pamiętać, że każdy z krajów Europy środkowo-wschodniej ma pewne swoje własne wewnętrzne problemy, także własne interesy. Niestety popełniono wiele błędów, a wręcz zaniechano budowania pozycji Polski, jako lidera w tej części Europy. Dzisiaj widzimy tego skutki, że te kraje, dla których potencjalnie moglibyśmy być liderem w regionie, one w tym momencie historycznym, być może kluczowym dla przyszłości regionu, nie widzą wspólnych interesów z Polską. To jest jako efekt tej polityki najbardziej tragiczne i przygnębiające. Myślę tu o krajach bałtyckich, o Węgrzech, Czechach, Słowacji. Przez kilka lat ostatnich zaniechano budowania, jakichkolwiek relacji w tej części Europy i dzisiaj widzimy tego efekty. Nie jesteśmy w stanie mimo wspólnego, kluczowego interesu, w szczególności myślę tu o zachowaniu bezpieczeństwa, stworzyć skutecznych koalicji na płaszczyźnie europejskiej czy międzynarodowej. A przecież te kraje, myślę o krajach bałtyckich, o krajach Europy środkowo-wschodniej, włączając w to Rumunię i Bułgarię mają wspólny interes. Bezpieczeństwo fizyczne tych krajów. Radosław Sikorski, co jest wręcz kuriozalne, zrażał sobie liderów tych krajów, traktując ich z góry. Ciekawy to sposób postępowania jak na dyplomatę. Efekty tej polityki teraz dostrzegamy. Nie pozostaje nic innego jak odbudowywać to, co zostało zaniechane. Pewną szansą jest to, co podjęli liderzy PiS-u, między innymi Wicemarszałek Marek Kuchciński. Odbywają się ostatnio spotkania mające na celu budowę zespołu państw grupy karpackiej. Myślimy tutaj o takich krajach jak Czechy, Słowacja, Ukraina, Rumunia, Serbia i oczywiście Węgry. To kraje, które wchodzą w skład szeroko rozumianego pasma Karpat. Wymienione kraje łączą podobne problemy i wyzwania. Ta część Europy jest niestety zaniedbana, z tej części Europy mamy dużą migrację obywateli.

Słowacja jest tradycyjnie prorosyjska, podobnie obecnie Węgrzy?

Właśnie dlatego trzeba podejmować współpracę. Jest to wyzwanie, żeby w oparciu o wspólne wartości i zbieżność interesów, położenie geopolityczne, podjąć prace na rzecz wspólnej przyszłości i dbania o wspólne interesy. Jeśli te kraje nie będą ze sobą współpracować, to nie będzie żadnych wielkich europejskich projektów kolejowych, czy drogowych. Myślę tu na przykład o połączeniu kolejowym Via Carpathia, czy autostradzie z północy na południe. Bez współpracy na poziomie państwowym pomiędzy tymi krajami nie będzie wielkich projektów infrastrukturalnych. Wszystko będzie podporządkowane opcji wschód-zachód. A Polska i te kraje będą jedynie przestrzenią tranzytu. Myślę, że to dobry czas na zmianę podejścia do polityki zagranicznej w Europie. Trzeba starać się położyć nacisk na współpracę regionalną, bo jeśli my sami nie zatroszczymy się o ten region, to nie łudźmy się że ktokolwiek w Brukseli zrobi to za nas. Kraje zachodnie będą wykorzystywać tanią siłę roboczą z tego regionu, a region nadal będzie się wyludniał, jak dzieje się to obecnie.

Jak Pan ocenia politykę Orbana?

Po I wojnie światowej, po traktacie w Trianon, Węgry zostały najbardziej upokorzone ze wszystkich państw europejskich. Utraciły dostęp do morza, prawie dwie trzecie ludności oraz dwie trzecie obszaru Państwa. Poza granicami znalazło się 3, 5 mln Węgrów, którzy musieli żyć i nadają żyją poza granicami ojczyzny. Do dzisiaj ich potomkowie mieszkają na Ukrainie, na Słowacji, w Rumunii. W związku z tym Węgry, którzy wydają się naturalnymi naszymi sojusznikami, do teraz mają poczucie wielkiej krzywdy. Może oni nie będą tego w sposób głośny artykułować ale na pewno istnieje taki sentyment do odbudowy tych wielkich Węgier. Orban to czyni na wielu płaszczyznach. Nie można też wykluczyć, że dla części Węgrów każda sytuacja, która narusza obecny układ sił w Europie odpowiada im mentalnie, choć pewno tego nie powiedzą głośno. Rok temu przecierałem oczy z zdumienia, gdy jeden z węgierskich deputowanych w Radzie Europy nałożył koszulkę z poparciem dla Putina aneksji Krymu. To tak, jakbyśmy my, nigdy nie pogodzili się z utratą Kresów. Nie pogodziliśmy się, ale uznaliśmy fakty dokonane. Oni stracili zdecydowanie więcej niż Kresy, terytorialnie nic nie zyskali i stąd ta polityka nie jest do końca dla nas jasna. Musimy pamiętać, też przez długi okres czasu Węgrzy byli traktowani przez Unię Europejską po dojściu do władzy Orbana jako „chory człowiek” Europy. Byli szykanowani przez różne europejskie instytucje, a Orban był traktowany jako czarny charakter. Stąd poszukiwanie zasobów energetycznych po stronie rosyjskiej. Faktem też jest, że w chwili obecnej Węgry nie mają dostępu do innych niż rosyjskie źródła energii.

Można zatem rzec, że polityka Unii Europejskiej popchnęła trochę Węgry w objęcia Rosji?

W pewnym sensie tak. W kwestiach wartości na pewno są po stronie Europy, tu nie mam żadnych wątpliwości. Jednak węgierska polityka gospodarczego zbliżenia z Rosją musi niepokoić. Putin będzie wykorzystywał każdy słaby element europejskiej układanki, aby rozbijać jej jedność.

Kontrowersyjne wypowiedzi wicepremiera Piechocińskiego, także przedstawicieli SLD, dotyczące konfliktu na Ukrainie są wodą na młyn dla rosyjskiej propagandy?

Wypowiedzi kontrowersyjne wicepremiera Piechocińskiego, ale nie tylko jego, wiąże z tym, że niektórzy politycy chcą się odróżniać od głównego racjonalnego nurtu, grać na pewnych emocjach Polaków, na obawach przed konfliktem. Musimy pamiętać, że Polska w tej całej układance nie jest kluczowa, ponieważ sami jako tacy nie mamy możliwości zasadniczego odziaływania na konflikt na Ukrainie. Powinniśmy jednak robić wszystko w ramach międzynarodowych relacji, w których jesteśmy, i to powinna być nasza rola, aby angażować głównych graczy europejskich i światowych do wejścia w rozwiązanie tego konfliktu. Pomimo biernej postawy do tej pory USA (teraz zaczyna się to na szczęście zmieniać) także Niemiec, to zaangażowanie mogłoby by być większe. To „embargo” na broń dla Ukrainy jest niezrozumiałe, niejasne. Pokazuje politykę Zachodu, który stawia na kompromis za wszelką cenę. Gdyby opór Ukraińców byłby większy, bardziej profesjonalny, żołnierze byliby lepiej uzbrojeni, postęp „separatystów” nie byłby tak szybki jak obecnie. Również zabójstwo Niemcowa pokazuje, że jastrzębie w Rosji czyszczą pole. Tylko twarda postawa Zachodu może powstrzymać Putina. Ta rosyjska strategia była przygotowywania od wielu lat. Rosja zbroi się i likwiduje wewnętrzną opozycję, niezależne media. Tylko konfrontacja z realną siłą może powstrzymać wojska separatystów, może skutecznie ten konflikt zahamować.

Narodom europejskim, które żyją w erze post-politycznej trudno przebudzić się. A gdy to przebudzenie zaczyna następować o nie w taki kierunku jakiego byśmy sobie życzyli. Na przykład we Francji Front Narodowy jest wyraźnie prorosyjski. Chwalony za eurosceptycyzm Nigel Farage również nie jest rusofobem.
Społeczeństwa zachodnie nie są jednolite. Tam też są różne nurty. Zagrożenie dla Zachodu ze strony Rosji nie jest bezpośrednie. Różne głosy różne ugrupowania polityczne starają się niuansować, w zależności na czym można politycznie więcej ugrać. Kluczowa jest spójność Unii Europejskiej i świata zachodniego wobec Rosji. Żeby dalej podtrzymywać sankcję, które są dotkliwe i odczuwalne dla Rosji. One po pewnym czasie przyniosą efekty.

Problem z Rosją jest taki że to społeczeństwo jest bardzo wytrzymałe w sensie fizycznym, zwłaszcza gdy wojna i sankcje do efekt spisku „sił ciemności” przeciw świętej Rosji?

To nie jest tak do końca. Sytuacja gospodarcza i społeczna pogarsza się w Rosji z każdym miesiącem. Demografia jest w Rosji ujemna. Duża część młodzieży i biznesu emigruje. Nie ma inwestycji zagranicznych, bo kto mógł wyjechał. W raczej w bliższej niż dalszej perspektywie są już i dalej będą odczuwalne negatywne tendencje. Chodzi o to, aby skutki gospodarcze i społeczne sankcji dla obecnej władzy były jak najbardziej bolesne i dotkliwe. Ten konflikt ma być przede wszystkim dotkliwy dla samej Rosji.

Dopiero zmiana władzy w Polsce może uczynić polską politykę racjonalną?

Tak wiele zepsuto, że teraz na ugorze trzeba mozolnie odbudowywać, tworzyć realne sojusze w Europie środkowo-wschodniej. Mam nadzieje, że zmiana prezydenta po majowych wyborach będzie początkiem zmiany. Andrzej Duda reprezentuje stanowisko racjonalne, które będzie w sposób strategiczny zabezpieczało obecny i przyszły interes naszego kraju jeśli chodzi o szeroko rozumiane bezpieczeństwo Polski. Deklaruje kontynowanie polityki Lecha Kaczyńskiego. A to jak się okazuje była słuszna polityka. Dziś kiedy konflikt na Ukrainie narasta, UE nie ma pomysłu na Putina, często interesy gospodarcze wygrywają z wartościami wspólnotowymi potrzebny jest prezydent, który zmobilizuje partnerów, stanie w obronie wartości, zadba o nasze realne bezpieczeństwo. Odważny prezydent suwerennego Państwa, a taki był Lech Kaczyński.

Rozmawiał Maciej Mazurek

źródło:http://wpolityce.pl