Strona którą oglądasz dotyczy poprzedniej kadencji sejmu. Aktualne informacje znajdziesz tutaj
Oświadczenia.


Poseł Tadeusz Iwiński:

    Pani Marszałek! Wysoki Sejmie! W prowincji Ghazni w Afganistanie zginęło wczoraj w wyniku wybuchu miny pułapki 5 żołnierzy, członków polskiego 2,5-tysięcznego kontyngentu wojskowego, uczestniczących w operacji NATO w kraju Hindukuszu. Sejm oddał już hołd pamięci szeregowego Krystiana Banacha, starszego kaprala Piotra Ciesielskiego oraz starszych szeregowych Łukasza Krawca, Marcina Szczurowskiego i Marka Tomali z 20. Brygady Zmechanizowanej w Bartoszycach. Wszyscy pochodzili z Warmii i Mazur, które mam honor reprezentować w naszym parlamencie od 2 dekad.

    Ta największa tragedia w historii polskich misji wojskowych - w Afganistanie w ciągu 10 lat naszego zaangażowania zginęło 26 Polaków, czyli więcej niż w Iraku - wymaga wyciągnięcia właściwych wniosków, tym bardziej iż sytuacja na zachód od linii Duranda bardzo się zaostrza, a władze w Kabulu nadal nie kontrolują większości kraju. Szacuje się, iż talibowie, walcząc z około 130-tysięcznymi obecnie oddziałami Sojuszu Północnoatlantyckiego, na przykład podkładają co roku około 8 tys. coraz bardziej udoskonalonych ładunków wybuchowych. Zmiana taktyki militarnej nie przynosi znaczących efektów. Wciąż przy tym Afganistan jest największym w skali światowej producentem twardych narkotyków.

    Senator Bogdan Klich powiedział, że to krwawy prezent bożonarodzeniowy od talibów, i dodał, iż jeśli wycofamy się z Afganistanu przed uzgodnionym z sojusznikami terminem - 2014 r., to spełnimy ich oczekiwania. To nie jest pierwsza wielce kontrowersyjna opinia bardzo kontrowersyjnego byłego ministra obrony narodowej. Przed rokiem wypowiedział kuriozalne słowa, cytuję: Nie ma takiego poligonu w kraju, na którym można by było wojsko ćwiczyć tak, jak to było w Iraku, a teraz w Afganistanie - koniec cytatu. Pomyliły mu się poligony w Orzyszu, Drawsku Pomorskim czy Bemowie Piskim z niepodległymi państwami.

    Operacja w Afganistanie, rozpoczęta na mocy rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ, a później przekształcona w misję NATO, o czym naturalnie należy pamiętać, zmierzała do podcięcia korzeni międzynarodowego terroryzmu, którego rolę uświadomiono sobie należycie dopiero we wrześniu 2001 r. Jednakże mimo udziału żołnierzy z prawie 50 państw i ogromnych nakładów finansowych nie odniesiono oczekiwanych sukcesów. Międzynarodowe Siły Wsparcia Bezpieczeństwa, ISAF - a zwłaszcza Amerykanie - nie wyciągały do niedawna wniosków z błędów popełnianych przez Armię Czerwoną w ciągu 9 lat okupacji kraju Hindukuszu. Stawiano niemal wyłącznie na rozwiązania militarne, minimalizując kwestie społeczno-gospodarcze i nieodzownego kompromisu politycznego przynajmniej z umiarkowaną częścią talibów afgańskich. Dobrze, że administracja prezydenta Obamy podjęła w ostatnim czasie takie tajne rozmowy m.in. na terytorium Niemiec. Wpłynęła też na to nowa sytuacja w regionie Bliskiego i Środkowego Wschodu oraz śmierć przywódcy Al-Kaidy Usamy bin Ladina.

    W Afganistanie, nazywanym przez Karola Marksa Polską Wschodu i znanym mi nieźle z autopsji jeszcze z czasów przed wkroczeniem tam wojsk radzieckich, przegrali w historii wszyscy cudzoziemcy: Aleksander Wielki, Brytyjczycy (trzy wojny), ZSRR, a teraz operacja międzynarodowa z Zachodu także znajduje się w ślepym zaułku.

    Bronisław Komorowski w toku swej kampanii prezydenckiej zapowiadał wycofanie w porozumieniu z sojusznikami polskich żołnierzy w stosunkowo krótkiej perspektywie. Szkoda, iż później zmienił zdanie. Nie wystarczy samo formalne przekształcenie charakteru misji z bojowej na szkoleniową - w stosunku do Afgańczyków - i zwiększenie skromnych nakładów na pomoc rozwojową ani też zmniejszenie o 100 żołnierzy obecnej zmiany naszego kontyngentu. Przykład Kanady oraz decyzji przygotowywanej przez inne państwa powinien dać do myślenia. Nie wchodzę w tym miejscu w to, czy w końcu 2014 r. ekipa prezydenta Hamida Karzaja będzie zdolna do przyjęcia odpowiedzialności za własny kraj. Do końca tego roku USA, zgodnie z decyzją Baracka Obamy z czerwca 2011 r., wycofają 10 tys. żołnierzy, Francuzi - 500, a Niemcy w ciągu najbliższego roku - 1000. Powinniśmy to wziąć pod uwagę. Tymczasem rząd kładzie raczej akcent, sądząc po rezultatach specjalnej konferencji międzynarodowej w Warszawie z końca października br., na uczenie Afgańczyków procesu transformacji od Polaków. Nie można tego zupełnie lekceważyć, choć to teza wielce kontrowersyjna ze względu na brak podstawowych analogii, ale pamiętajmy o proporcjach. Ponadto mówienie teraz, skądinąd trafne, o błędzie popełnionym przez Polskę, polegającym na wzięciu na siebie odpowiedzialności za całą, jedną spośród 34, prowincję Ghazni, jak czyni to szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego generał Stanisław Koziej, to jest przysłowiowa musztarda po obiedzie. Realistyczne byłoby w sumie wycofanie się Polaków z Afganistanu do końca przyszłego roku.

    Pani Marszałek! Kończę. W końcu lat 20. ubiegłego wieku przyjechał do Polski reformatorski monarcha afgański Amanullach. W prezencie od naszych władz otrzymał lokomotywę (Dzwonek), tyle że w Afganistanie do dziś nie ma nawet kilometra linii kolejowej. Stąd - co sam widziałem - stoi ona pod Kabulem na maleńkim odcinku specjalnie ustawionych szyn. Wykażmy się większą mądrością niż ówcześnie Józef Piłsudski. Dziękuję bardzo. (Oklaski)



Poseł Tadeusz Iwiński - Oświadczenie z dnia 22 grudnia 2011 roku.


92 wyświetleń