Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Klub Twojego Ruchu, który mam zaszczyt reprezentować, wypowiada się przeciwko tej uchwale. Dla nas jest oczywiste, że Wysoki Sejm nie może - powiem wprost - ryzykować swojego autorytetu, przyjmując taką uchwałę dotyczącą człowieka bardzo kontrowersyjnego, człowieka, o którym tak naprawdę niewiele wiemy. Wiemy tyle, że wiemy niewiele. Oczywiście dla pewnych kręgów katolickich, katolicko-narodowych rzeczywistość jest czarno-biała i tak jak wierzą w różnych świętych, których nigdy nie było na świecie, tak wierzą również w historie, które napisano w ich czasopismach, przez nich samych rozprowadzanych.
Tak naprawdę świadkowie tamtych czasów wypowiadają się na ogół negatywnie o pułkowniku Kuklińskim. Trudno przesądzić, czy jest to postać negatywna, czy jest to postać pozytywna. A więc tym bardziej jakakolwiek uchwała Sejmu przesądzająca o tym czy o tamtym jest nie do przyjęcia. Wyobraźmy sobie, że za jakiś czas upewnimy się, że pułkownik Kukliński był np. potrójnym agentem, jak twierdzą niektórzy. W sposób oczywisty autorytet Sejmu bardzo na tym ucierpi, ponieważ taka uchwała stawia w jednoznacznym świetle tego człowieka.
To, co się dzieje na tej sali, można też rozpatrywać w kontekście bajki w kinach, która jest właśnie wyświetlana. W kontekście 10. rocznicy śmierci pułkownika Kuklińskiego wywołało to falę dyskusji, jak uhonorować człowieka, który współpracował niewątpliwie ze stalinowską informacją wojskową, z PRL-owską WSW, z amerykańskim CIA i prawdopodobnie również z radzieckim GRU. Zanim jeszcze pułkownik osiągnął pełnoletniość, w wieku 17 lat był aresztowany za włamanie. Natychmiast, po bodajże kilkunastu dniach został zwolniony z więzienia. W tamtym czasie - był to rok 1946 - sytuacja była jednoznaczna. Późniejsze fakty też wskazują na to, że został zwerbowany przez Urząd Bezpieczeństwa.
Jego koleje losu są zagadkowe właściwie przez całe życie. Całe jego życie jest zagadką. W artykule pt. ˝Pułkownika Kuklińskiego udział w grze wywiadów wielkich mocarstw˝, opublikowanym w Wojskowym Przeglądzie Historycznym, generał Puchała, świadek tamtych dni, wskazuje na szereg przesłanek świadczących o tym, że CIA zwerbowało Kuklińskiego jeszcze w Wietnamie za wiedzą GRU. Godna odnotowania jest ciekawostka, że przed wyjazdem do Azji Kukliński posiadał jacht pełnomorski, a po powrocie kupił luksusowego jak na tamte czasy Opla. W 1974 r. rozpoczął budowę domu, zakończoną cztery lata później. Był właścicielem 10-hektarowego sadu oraz działki rekreacyjnej pod Warszawą. To są, proszę państwa, lata 70. Dla nas w tej chwili to jest coś oczywistego, że ktoś może mieć takie posiadłości, ale wówczas to było wielkie wydarzenie, tym bardziej że pułkownik zarabiał wówczas równowartość 200 dolarów. Na utrzymaniu miał żonę i dwóch uczących się synów.
Wcześniejsze zwerbowanie Kuklińskiego przez GRU potwierdził Jurij Ryliow, były attaché wojskowy w Warszawie. W wywiadzie z 2001 r. dla tygodnika ˝Niezawisimoje Wojennoje Obozrienije˝ Ryliow wspomniał o skomplikowanej, błyskotliwie zaplanowanej i pomyślnie przeprowadzonej kombinacji GRU, która zainicjowała konszachty naszego bohatera z CIA. Ze szczegółów ujawnił jedynie, że w 1974 r. Kukliński przeszedł szkolenie w GRU. Czekała go ponoć (Dzwonek) generalska kariera. Pułkownik profesor Julian Babula, szef służby w Sztabie Generalnym WP, przez dwa lata podwładny Kuklińskiego, pisał w swoich wspomnieniach, że po odkryciu szpiega w tak ważnej instytucji zawsze leciały głowy. Tymczasem po ucieczce Kuklińskiego nic takiego się nie stało. Ze strony radzieckiej nie wprowadzono żadnych istotnych zmian w opracowanych wcześniej planach operacyjnych, specjalnych...
Wicemarszałek Cezary Grabarczyk:
Proszę kończyć.
Poseł Roman Kotliński:
Już kończę.
...a także obowiązujących systemach dowodzenia, co stawia misję pułkownika Kuklińskiego w bardzo dwuznacznym świetle. Dlatego uważamy, że jednoznaczna w swej wymowie uchwała Sejmu temu człowiekowi, przynajmniej w tym czasie, nie należy się. Dziękuję bardzo. (Oklaski)