Pomarańczowa Rewolucja miała być dla Ukrainy początkiem nowej jakości państwa. Państwa z minimalizmem bizantyjskim i maksymalizmem europejskości. Jakkolwiek Ukraińcy rozumieli demokrację Starego Kontynentu. Nie wyszło. Czym jest obecna rewolucja, której chyba nikt jeszcze nie nadał przymiotnika?

Kiedy umilkły tabloidalne przekazy, nierzadko mediów, które chcą uchodzić za poważne, można było wyciągnąć wniosek, że rewolucja upadła. Otóż nic bardziej mylnego. Na Ukrainie dalej się gotuje. Gotuje się barszcz ukraiński w zachodnim garncu i warzy się czaj we wschodnim samowarze. Czy da się jeść barszcz popijając herbatą? Na siłę i owszem.

Co łączyło wschód i zachód Ukrainy przez dziesiątki lat, że nie dochodziło tam do rewolucji? Komunizm sowiecki. Dzisiaj nie ma idei, bez wartościowania jej, która sprzyjałaby jedności tego państwa w sensie mentalnym. Więcej, odmienność tożsamości i interesów tych z Donbasu i tych z Wołynia nie może tworzyć wspólnoty. Być może ta wspólnota rodziłaby się siłą dobrobytu, tyle tylko, że w państwie oligarchów jest to niemożliwe.

Co dalej z naszym wschodnim sąsiadem? W bliższej perspektywie polityczne wstrząsy sejsmiczne są nieuniknione. Chyba, że nastąpi czas ich pacyfikacji. Jeżeli nawet, to cóż z tego, wszak Ukrainiec to taki Polak, tylko dziesięć razy bardziej. Wolność temu narodowi jest milsza niż śmierć. My bracia Polacy i Europa musimy zrobić wszystko, aby za Bugiem nie brakło wolności. Jak? Dyplomacją panowie, dyplomacją. Smakując barszcz we Lwowie i popijając czaj w Tule.