W ostatnich dniach wielu komentatorów wieściło, że dzięki nominacji Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej Platforma odzyska utracone poparcie. Prorządowi publicyści już zachłysnęli się pierwszymi sondażami, które wskazywały na gwałtowny wzrost notowań partii Tuska.

Wczorajsze wybory do Senatu w okręgu rybnickim, świętokrzyskim i na Mazowszu musiały ich niemile zaskoczyć. „Efekt Tuska” już zadziałał. Klęskę ponieśli wszyscy kandydaci PO. Przegrali mimo osobistego zaangażowania się Donalda Tuska w ich kampanie. Kandydaci PO przegrali wyraźnie.

Najdotkliwsza jest przygana Platformy w Rybniku. Skala zwycięstwa kandydatki Prawa i Sprawiedliwości pani poseł, a już za chwilę senator, Izabeli Kloc, to mówiąc językiem sportowym, nokaut. To kolejna porażka PO w okręgu rybnickim. Rok temu, także w wyborach uzupełniających, w tym okręgu wygrał kandydat PiS Bolesław Piecha.

Tym boleśniejsza jest to porażka, że Donald Tusk tuż przed niedzielnym głosowaniem pojawił się w okręgu, żeby na miejscu wesprzeć kandydata PO. To także porażka wicepremier Bieńkowskiej, która również na miejscu wspierała kandydata Platformy. Sorry, taki mamy klimat. Platforma coraz częściej znaczy obciach.

W okręgu świętokrzyskim kandydat PO uzyskał kompromitujący wynik, bo zaledwie 14 procent poparcia. Tutaj też Tusk dostał cios od wyborców. Wszak w trakcie kampanii wspierał kandydata PO nazywając go „osobistym przyjacielem”. Widać przyjaźń z premierem szkodzi.

Oczywiście chór prorządowych publicystów będzie umniejszać zwycięstwo kandydatów  Prawa i Sprawiedliwości wskazując na niewysoką frekwencję. Frekwencja w tych wyborach była znacznie wyższa niż liczba biorących udział we wszystkich ostatnich sondażach, w których PO odnotowała znaczący przyrost poparcia.

Co więcej niska frekwencja sprzyja władzy, bo na wybory chodzą pracownicy urzędów, szkół, instytucji podległych władzy, bojąc się o swoją pracę.

Co spowodowało porażkę kandydatów PO? Może jest tak, że ludzie na dłuższą metę nie dali się nabrać na awans Tuska. Może zauważyli, że wyjeżdża po 7 latach rządów zostawiając Polskę z jej problemami: bezrobociem, brakiem perspektyw dla młodych, emigracją zarobkową, niskimi emeryturami, kulejącą służbą zdrowia.  Może jest tak, że do ludzi, po naturalnych pierwszych dniach euforii, zaczynają docierać fakty. Zaczyna docierać to, że szef Rady Europejskiej wcale nie ma tak mocnej pozycji, że będzie zależny od głosu kanclerz Merkel. Może wyborcy dostrzegli, że awans Tuska nie da Polsce i Polakom wymiernych korzyści, a jedyne profity zgarnie Donald Tusk w postaci gigantycznej pensji, a później wysokiej emerytury. Może „efekt Tuska” za chwile będzie kojarzony z ucieczką przed problemami, które Tusk zostawia innym, a sam wybiera sielskie życie na brukselskich salonach?