Wystąpienia posła na posiedzeniu Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi w dniu 11 czerwca 2015 r.
263 posiedzenie Komisji
1. Panie przewodniczący, Wysoka Komisjo, pani minister, gdy tak analizujemy sytuację na rynku mleka to dochodzę do smutnego wniosku, że można popsuć nawet coś, co dobrze działało i z czym wiązaliśmy wielkie nadzieje. Mleko zawsze było synonimem dobrobytu – mówiło się o krajach, w których się dobrze dzieje, że są to kraje mlekiem i miodem płynące.
Trzeba na to patrzeć w kontekście światowym a nie tylko już europejskim, dlatego że rynki globalne specjalnie nie znają granic.
Rośnie i spożycie mleka, i produkcja mleka, generalnie koncentruje się ona poza Europą. Spośród dwudziestu krajów czołówki producentów mleka, w Europie jest sześć krajów. No, może siedem, jeżeli liczyć Rosję jako kraj europejski. Reszta to są wielcy światowi producenci. To są Indie, to jest Nowa Zelandia, Australia. Znaczny wzrost produkcji mleka nastąpił w Ameryce Południowej, gdzie są znakomite warunki, duże przestrzenie, pampasy. To są, oczywiście, Stany Zjednoczone. Duża produkcja pojawia się także w Chinach, o Indiach już wspomniałem. Trzeba jednak brać pod uwagę, że produkcja mleka nie będzie postępowała w sposób nieograniczony, również z tego powodu, że część populacji ludzkiej mleka nie trawi ze względu na brak enzymu laktazy. W niektórych krajach mleko nie jest elementem oferty kulinarnej, więc trzeba również to brać pod uwagę.
Polska wchodziła do UE ze znacznie zredukowaną produkcją mleka. To była świadoma decyzja (nie wiem, czy wymuszona, ale świadoma decyzja) ówczesnych negocjatorów – pana Millera i pana Kalinowskiego, którzy zgodzili się na niższą kwotę mleczną niż produkcja, skazując na wygaszanie części produkcji w Polsce, szczególnie w mniejszych gospodarstwach, bo ten wyrok głównie na nie był wydany.
Cieszyliśmy się, że produkcja mleka w Polsce, właściwie jako jedyna produkcja rolnicza, jest w dominującej części zorganizowana w spółdzielczości. Prezentowałem zresztą takie zdanie i prezentuję je do tej pory, że spółdzielcze formy w rolnictwie są bardzo ważne, są może najlepszymi formami współpracy rynkowej rolników. Ale okazuje się, że te polskie spółdzielnie to z ideami spółdzielczości, z międzynarodowymi deklaracjami, choćby deklaracją wiedeńską, to tak średnio mają coś wspólnego. Szanuję spółdzielczość, ale duże polskie spółdzielnie z tą prawdziwą spółdzielczością czasami mają niewiele wspólnego, czyli ze wspólnym działaniem członków spółdzielni i współwłasnością firmy ze strony członków spółdzielni.
Pewnie wyjątki od tej reguły, oczywiście, są. Znam prezesów, którzy mówią: od rządzenia to jestem ja a chłop jest od dojenia krowy i nie będzie mi tu w spółdzielni rządził. Zapominają, że to rolnik jest właścicielem spółdzielni i pracodawcą dla prezesów.
Prawdopodobnie to jest również przyczyną, że część spółdzielni importuje mleko. O tym wspominał pan przewodniczący Jurgiel, ale jest to informacja coraz częściej pojawiająca się w mediach i potwierdzona zresztą przez pana prezesa ARR. Następuje na polskim rynku znaczący wzrost importu mleka do przetwórstwa. A importerami są często spółdzielnie mleczarskie, co jest w ogóle jakimś zjawiskiem dziwnym, niezrozumiałym i kuriozalnym. Takim zjawiskiem jest ograniczanie produkcji mleka w gospodarstwach, płacenie chłopom coraz mniej a podpieranie się tańszym (bo produkowanym w jeszcze gorszych dla rolników warunkach ekonomicznych) mlekiem z Bułgarii, z Litwy, z krajów, gdzie chłopów dobija się jeszcze bardziej niż w Polsce. Jak to się ma do zarządzania spółdzielniami? A gdzie są ci rolnicy, którzy ponoć w spółdzielni są solą i to oni decydują?
Trzeba również bardzo mocno brać pod uwagę sytuację na rynku wewnętrznym. Akurat mleko i przetwory mleczne są tymi produktami, które są w codziennej diecie, przynajmniej w Europie, również w naszym kraju. Są jednym z podstawowych elementów w żywieniu naszego społeczeństwa a, w szczególności – tej ubogiej części społeczeństwa. Dlatego dla mnie popyt wewnętrzny jest sprawą ważniejszą niż eksport, zdecydowanie ważniejszą niż eksport. A doprowadziliśmy w Polsce do takiej sytuacji, że polskie produkty mleczne są coraz bardziej wypychane z rynku wewnętrznego, wtedy jest potrzeba szukania dość egzotycznych rynków, takich jak np. Chiny.
Pani minister kilkakrotnie tu przypominała SIAL jako wielkie wydarzenie. Może jest to wielkie wydarzenie, które może przynieść efekty w innych grupach produktów. Nie bardzo wierzę w to, że nagle w Chinach pojawi się ogromne zapotrzebowanie na polskie produkty mleczne. Chiny są pewnie atrakcyjnym krajem (głównie ze względu na wyjazdy…), natomiast nie upatrywałbym tam wielkich sukcesów eksportowych dla mleka.
To jest trochę tak, jak z promocją wieprzowiny (przez pana ministra Sawickiego) w krajach arabskich.
Proszę państwa, wydaje mi się, że przede wszystkim powinniśmy odzyskać, wywalczyć polski rynek wewnętrzny. Chcę być dobrze zrozumiany: konsumenci mają prawo wyboru i nikt nie powinien im ograniczać tego prawa wyboru, ale rolą władz publicznych jest również stymulowanie pewnych zmian na rynku. Jeżeli mówimy o grupie surowców podstawowych, takich jak mleko konsumpcyjne, jak śmietana, jak masło, to jestem absolutnie przekonany, że one powinny przede wszystkim pochodzić od producentów krajowych.
Oczywiście, jest pewna grupa produktów (nie chcę użyć słowa „ekskluzywnych”, ale – szczególnych), które ludzie chcieliby od czasu do czasu spożyć czy zaprezentować swoim przyjaciołom, zwłaszcza w jakichś dla nich ważnych sytuacjach; na przykład mozzarellę z mleka bawolego z Włoch czy produkty Arli, w jakiś tam specjalny sposób przygotowane i konfekcjonowane. To jest logiczne, ale to, że z naszego rynku jesteśmy wypychani w grupach produktów podstawowych choćby przez firmę Zott, przez Danone czy przez wspomnianą przeze mnie Arlę, to jest coś dziwnego. To znaczy, że nie rozumiemy, iż godząc się na wypychanie (używam tego słowa, pewnie bardziej finezyjne też bym znalazł) z rynku szkodzimy. Zmniejszanie udziału polskich produktów na rynku wewnętrznym w tej grupy produktów podstawowych jest nielogiczne i dla Polski szkodliwe. Szkodliwe dla Polski, bo jeżeli chcielibyśmy utrzymać produkcję mleka to wtedy skazujemy się na szukanie trudnych, kosztownych rynków zewnętrznych, godząc się z tym, że na rynku wewnętrznym zwija się nasza produkcja.
Jaki jest sens dopłacania do krów w ramach 15% koperty przeznaczonej na płatności powiązanie z produkcją, jeżeli wypychamy z polskiego rynku produkty mleczne? Tak mi się wydaje i tej tezy będę bronił. Gdyby zapotrzebowanie polskiego społeczeństwa było zaspokajane w zdecydowanej większości przez produkcję krajową, to i wielkich problemów eksportowych też byśmy zapewne nie mieli.
W tym przypadku chcę zadać zasadnicze pytanie, wracając do wątku dyskusji, którą wczoraj prowadziliśmy na posiedzeniu Komisji. Jeżeli rynek wewnętrzny jest rynkiem ważnym, a jestem przekonany, że jest tym rynkiem najważniejszym, to powinniśmy zrobić wszystko, żeby polscy konsumenci mieli świadomość, mieli absolutną pewność, skąd pochodzą surowce do wytworzenia produktów mlecznych. Czy z Saksonii? Czy ze Skandynawii? Czy z okolic Paryża? Czy też z Litwy, z Bułgarii? Czy z Kujaw, Podlasia i innych regionów Polski? Jeżeli byśmy tak podeszli do tematu to nie widzę żadnego uzasadnienia i logicznego wytłumaczenia oporu rządu polskiego przed wprowadzeniem znakowania miejsca pochodzenia surowca.
Przygotuję ten dezyderat dla prezydium, tak jak się zobowiązałem wczoraj, ale jest potrzebna interwencja pani premier, ponieważ stanowisko ministerstwa rolnictwa jest jednoznaczne (zresztą nie wiem, kto będzie premierem w tym czasie, gdy rząd będzie się zajmował naszym dezyderatem), stanowisko to jest jednoznaczne. Nie – nijakie, czyli trwają prace, tylko jednoznaczne.
Jest dokument z 2012 r., z czasów, kiedy jeszcze pierwszy raz ministrem rolnictwa był Sawicki (zresztą pan minister Kalemba niczego w tej materii nie zrobił).
W dokumencie na rozmowy z prezydencją w sprawie rozporządzenia dotyczącego norm handlowych jest takie zdanie: „Odnośnie do oznakowania miejsca produkcji lub pochodzenia Polska jest przeciwna rozszerzeniu obowiązku oznakowania miejsca produkcji i pochodzenia na przetwory mleczne.”
Jest to stanowisko ministerstwa rolnictwa, przygotowane w departamencie pani dyrektor Kasperowicz.
2. Czy od tego czasu powstało na piśmie inne stanowisko rządu? Nie takie stanowisko, że trwają prace. Co to mnie obchodzi, że trwają prace? W każdej instytucji prace powinny trwać.
Gdzie jest stanowisko polskiego rządu (jeżeli jest prawdą to, co pani mówi, że stanowisko uległo zmianie), gdzie – czarno na białym – będzie napisane „Polska jest za tym, żeby wprowadzić oznakowanie, skąd pochodzą surowce do wytworzenia żywności”? Szczególnie wtedy, gdy chodzi o mleko, to jest to sprawa pierwszorzędnej wagi.
A twierdzenie, że my się musimy utrzymywać w jakimś europejskim nurcie a nasze stanowiska powinny być wyważone… Wyważone to powinny być koła w samochodzie a stanowiska rządu powinny odzwierciedlać nasze oczekiwania i naszą polską rację stanu.
To stanowisko jest dla Polski absolutnie szkodliwe.
3. Nie chciałbym polemiki.
Natomiast warunki, na jakich wchodziliśmy do UE, nie były warunkami najlepszymi z możliwych (a nie było wtedy możliwości rozszerzenia Unii o naszą część Europy bez Polski). Teraz to wiemy, może wtedy zabrakło wyobraźni.
Zresztą chcę pana posła poinformować (przypomnieć, jeżeli pan o tym zapomniał), że byłem wtedy przedstawicielem jedynej w Polsce organizacji rolniczej (jedynej!), która bardzo mocno apelowała o wejście do UE. Wszyscy inni nabrali wody w usta, apelując od sumień do rozsądku, natomiast ja wydałem oświadczenie, za które – prawdę powiedziawszy – cierpię do dzisiaj, że należy wejść do UE.
Rzeczywiście, może dzisiaj pewne historyczne uwarunkowania zostawmy historykom, chociaż – kiedy słyszę pana posła Kalembę – to wydaje mi się, że PiS ponosi cały czas odpowiedzialność za to, co się dzieje do tej pory w Polsce, mimo że nie rządzi już od ośmiu lat. Natomiast każde otwarcie ust to jest atak na Prawo i Sprawiedliwość zamiast tłumaczenia się z tego, co przez osiem lat realizuje obecna koalicja. Wtedy Polska wynegocjowała (bądź przyjęła do wiadomości) znacznie niższą kwotę mleczną niż wynosiła ówczesna produkcja mleka w Polsce.
Notabene przekroczenie kwoty (ze względu na dynamikę produkcji, ze względu na to, że polscy rolnicy są pracowici, że się starają, że szukają jakichś sposobów na rozwój gospodarstwa) bierze się m.in. z tych kwot, które wtedy zostały ustalone. Przepraszam za dygresję.
Spotkałem się wczoraj z radcą rolnym ambasady Holandii, który twierdzi, że Polska przekracza kwoty mleczne, ponieważ polscy rolnicy korzystają z takich form pomocy materialnej, jak wsparcie dla inwestycji, których to form nie ma w Europie Zachodniej. A on jest temu przeciwny, żeby pomagać polskim rolnikom. Nie chcę z nim polemizować, bo nie widzę w tym jakiegoś szczególnego sensu, ale właśnie to wszystko zaczęło się od tego, że zgodziliśmy się na mniejszą kwotę niż ta, na którą wtedy należało się zgodzić.
A UE i tak by nas przyjęła, i tak. Nawet wtedy, gdybyśmy mieli kwotę większą nawet o 2 mln ton.
4. Wydaje mi się, że – nawet jeśli się z panem posłem ministrem Kalembą nie zgadzam – to prezentuję to w sposób kulturalny.
Natomiast proszę zwolnić mnie z obowiązku ustalania, kto był faktycznym ojcem sukcesu negocjacyjnego, bo przed chwilą usłyszałem coś innego, że to SLD i premier Miller wprowadzali Polskę do UE. Zdaniem pana posła Kalemby to ówczesny wicepremier Kalinowski jest ojcem sukcesu.
A więc ustalcie to może między sobą.
5. Pani minister, znam chłonność rynku chińskiego (myślę, że nie gorzej niż pani), szczególnie wzrost klasy średniej w Chinach.
Jednak wydaje mi się, że działania promocyjne trzeba prowadzić na całym świecie. Szkoda, że nie ma systemu promocji, który by również obligował nasze placówki dyplomatyczne do pewnych działań, minister rolnictwa jest zostawiony w dużej mierze sam sobie. Dopiero wtedy mielibyśmy przekonanie, albo przynajmniej jakąś dokładniejszą analizę, gdzie warto nasze towary promować a gdzie nie warto ich promować.
Podtrzymuję swoje zdanie, że w wielu innych grupach produktów Chiny zapewne mogą być atrakcyjnym miejscem eksportu. Trudno mi znaleźć jakieś dane, wynikające ze struktury rynku chińskiego i popytu na mleko w Chinach, że my tam znajdziemy jakiś istotny rynek zbytu. Ale jeżeli się mylę to, tym bardziej, będę się cieszył, że się pomyliłem i Chińczycy uratują polską produkcję mleka.
Wrócę do tego wątku, który mnie najbardziej interesuje, że sprawą absolutnie zasadniczą jest nasz rynek wewnętrzny. Poruszę to w sprawach różnych – a może w tej chwili, bo rozumiem, że przechodzimy powoli do spraw różnych.
Poproszę ministerstwo rolnictwa, w ramach art. 157, o przygotowanie precyzyjnej informacji o tym, jakie jest stanowisko polskiego rządu odnośnie wprowadzenia znakowania źródeł pochodzenia surowców do różnych produktów spożywczych, w tym również mleka. A także – informacjiu o tym, jak to stanowisko było prezentowane w minionych latach na oficjalnych spotkaniach ministra rolnictwa na posiedzeniach rad i jego przedstawicieli na posiedzeniach komitetów. Jakie stanowisko było prezentowane?
Wydaje mi się, że albo jesteśmy wprowadzani w błąd, albo rzeczywiście to stanowisko uległo głębokiej metamorfozie w ostatnich godzinach czy dniach. Będę bardzo dokładnie monitorował, jakie jest stanowisko Polski odnośnie znakowania. Jestem przekonany, że polski rząd powinien tu wykazywać swoje zdecydowane, własne zdanie, pilnujące interesu Polski a nie utrzymywać się w jakimś mitycznym, wyważonym, głównym nurcie polityki europejskiej, dlatego, że my żyjemy w Polsce i jako przedstawicieli władzy publicznej te problemy przede wszystkim powinny nas interesować.
Argumenty organizacji światowych o głodzie na świecie, o wzroście zapotrzebowania na żywność do 2050 r. – te dane są bardzo różne, chociaż i ja się nimi również posługuję do jakichś ogólnych makroanaliz. To są dobre dane do dyskusji, czy tworzyć z Amerykanami strefę wolnego handlu i usług. Natomiast one są zbyt ogólne, by na ich podstawie budować założenia polskiej narodowej polityki rolnej.
6. Chciałbym również podtrzymać prośbę o precyzyjną informację, dotyczącą planów rządu w sprawie Elewarru, ponieważ mamy sprzeczne informacje.
Dla mnie miarodajne są nie nasze przemyślenia czy to, co kto wie, tylko stanowisko Centrum Informacyjnego Rządu, które wypowiada się w sposób, wydaje się, kompletny w sprawie tego, co się dzieje na Radzie Ministrów.
„Pan minister Sawicki przyznaje, że o przekazaniu spółki Elewarr pod zarząd Ministra Skarbu Państwa mówiono na majowym posiedzeniu Rady Ministrów w obecności premier Ewy Kopacz…” – cytuję z Internetu – „…Rząd postanowił prywatyzować Elewarr i przyjął stosowaną ustawę. Minister Sawicki twierdzi, że postanowiono przekazać akcje Elewarru do Ministerstwa Skarbu Państwa w celu budowy narodowego holdingu spożywczego, w skład którego wchodziłyby m.in. Krajowa Spółka Cukrowa czy rynki hurtowe. Ma to ponadto nie wykluczać prywatyzacji. Taki holding byłby więc jednak tylko trochę narodowy.”
Natomiast Centrum Informacyjne Rządu informuje, że „wśród istotnych zmian, przyjętych w ustawie o ARR, miała być możliwość zbywania akcji spółek lub udziałów w spółkach, zajmujących się działalnością związaną z obrotem i przechowalnictwem zbóż. Proponuje się, by w terminie czterech miesięcy od wejścia w życie znowelizowanych przepisów ustawy o ARR udziały w spółkach i akcje wyżej wymienionych spółek Agencja Rynku Rolnego przekazała Ministrowi Skarbu Państwa”.
A więc to jest stanowisko rzecznika rządu, pani Kidawy-Błońskiej, przekazane przez Centrum Informacyjne Rządu.
Chciałbym, żebyśmy byli precyzyjni i dlatego ta informacja jest potrzebna. Potrzebna jest również po to (tu zgadzam się z panem posłem Kalembą) byśmy pojęli (a przynajmniej byli świadomi tego), co może się stać i jakie są zagrożenia dla Elewarru. Jestem absolutnie przekonany, że rząd nie powinien takiego narzędzia wypuszczać z rąk.
Kwestia zarządzania jest sprawą dyskusyjną, czy błędy zostały naprawione, czy nie – one ewidentnie były. To, co wyczyniał pan Śmietanko, nie zasługuje na pochwałę. Natomiast na pewno tego narzędzia nie wolno wypuścić z rąk. A tym bardziej nie wolno doprowadzić do takiej sytuacji, że Elewarr, który miał być również pewną przeciwwagą dla stabilizowania rynku dla wielkich operatorów zbożowych, miałby właśnie stać się własnością tych operatorów zbożowych. A to zakłada projekt ustawy, przyjęty ponoć na posiedzeniu Rady Ministrów. Jeszcze nie trafił do Sejmu, bo procedura jest taka, że ma trafić z Rady Ministrów, ale według Centrum Informacyjnego Rządu taki projekt został przyjęty na posiedzeniu Rady Ministrów.
A więc jeszcze raz powtórzę: informacja jest potrzebna.
Jeszcze jedna uwaga, dotycząca kwotowania. Byłem i jestem zwolennikiem utrzymania kwotowania produkcji w Europie, ponieważ ono stabilizowało rynek europejski. Nie było to, oczywiście, panaceum na wszystko, ale stabilizowało rynek. Nie ma kwotowania mleka, problemy rynkowe zaczynają przerastać naszych rolników. Niestety, wbrew jakimś tam ustaleniom, o których wspomina pan minister Kalemba, z wrześniem 2017 r., czyli już za nieco ponad dwa lata, kończy się kwotowanie produkcji cukru w Europie. Taką decyzję również przyjęła Komisja Europejska.
Ponawiam w tej części posiedzenia Komisji prośbę o informację rządu, w ramach art. 157, o stanowisku polskiego rządu w sprawie znakowania źródeł pochodzenia surowca. A także proszę o informację, jak to stanowisko było prezentowane w ostatnich latach.