"Nie oddajmy Polski gów***rzom!" - miał zakrzyknąć pewien redaktor. "Oddacie" odpowiedzieli, demografia jest bezlitosna. Co przegapili politycy?

Wyniki I tury wyborów prezydenckich były dla wielu zaskoczeniem. Nie byłyby, gdyby większą uwagę zwracano na to, co dzieje się w internecie. Proces, który był i jest od dawna widoczny na zachodzie w polskich warunkach został zaburzony, najprawdopodobniej za sprawą Janusza Korwin-Mikkego, polityka z największym internetowym poparciem, które nie przekłada się na jego wyniki w wyborach. I chociaż jest to polityk wyjątkowy, nie przeszkodziło to najwyraźniej wielu osobom w wysnuciu ogólnych wniosków na podstawie jego działań i jego wyników. Wniosków, że poparcie w internecie nie przekłada się na realne wyniki. Dzisiaj widać, że były to wnioski błędne. Oto pojawił się kandydat, który nie wzbudzał tak wielu (słusznych bądź nie) kontrowersji.

41,1% osób w wieku 18-29 lat głosowało na Pawła Kukiza. W grupie 30-39 lat Kukiz był drugi, zdobył 29,9% głosów. W Polsce grupa wiekowa 18-34 lata to 53% użytkowników Facebooka i 50% użytkowników Twittera. Wszystko wskazuje więc na to, że Paweł Kukiz potrafił najlepiej dotrzeć do tej grupy odbiorców. Być może jest to też kolejny dowód na to, że świetnie ich rozumie. Wcześniej, jako aktywny artysta także dbał o swoją popularność i komunikację z fanami (z pewnością odczuwając jej spadki i wzrosty), każdy koncert był dla niego "wyborami", a dzisiaj swoje umiejętności świetnie wykorzystał.



Politycy, przede wszystkim ci, którzy nie pojawiają się na pierwszych stronach gazet, mogą zrobić dokładnie to samo. Publikować informacje, zadbać o zaangażowanie sympatyków - skala działań podczas wyborów parlamentarnych może być i jest przecież znacznie mniejsza. Koszt takich działań również.

W serwisach społecznościowych niezwykle trudno jest być zupełnie nieobecnym - można je tylko zaniedbać. Całkowita nieobecność oznaczałaby zupełny brak zainteresowania (ze strony zwolenników i przeciwników), co w przypadku działalności politycznej jest niemal niemożliwe. O ile w tradycyjnych mediach treść trafiająca do szerokiego grona odbiorców jest pod kontrolą redakcji, o tyle w serwisach społecznościowych rolę redakcji pełni każdy użytkownik decydując o tym, co zaprezentuje swoim znajomym (średnia liczba znajomych to ok. 130). Warto się z takim aktywnym użytkownikiem komunikować. Jeśli polityk nie zadba o dotarcie z pozytywną informacją bezpośrednio do takiego aktywnego użytkownika bardzo prawdopodobne jest, że zadba o to ktoś inny. Łatwo zaobserwować, że to negatywne emocje bardziej motywują do działania, dlatego zaniedbania i bezczynność w kwestiach wizerunkowych najczęściej szkodzą.

Informowaliśmy o zjawisku w 2011 roku w tvp.info:

W Internecie największym powodzeniem cieszy się wpisywanie na forach internetowych wpisów szkalujących kontrkandydata oraz pozycjonowanie negatywnych informacji w ten sposób, by ukazywały się na początku listy wyników w wyszukiwarkach. – Zainteresowanie czarnym PR zawsze rosło przed wyborami. [...] – mówi portalowi tvp.info Piotr Jaskółka, właściciel firmy Infinity. Jego firma zajmuje się przeciwdziałaniem czarnemu PR. – Na zlecenie polityków podejmujemy kroki, mające na celu ograniczenie dostępu do negatywnych informacji na ich temat.

A jaki użytkownik jest najcenniejszy? Każdy! Często ci negatywnie nastawieni przekonani do naszych racji stają się naszymi sojusznikami. Gdzie można ich znaleźć? Niewątpliwie będzie on zainteresowany tematami politycznymi. Z całą pewnością tacy użytkownicy odwiedzają stronę internetową polityka, obserwują jego profile społecznościowe. Nad tymi narzędziami polityk ma pełną kontrolę, warto więc zadbać, aby publikowane tam treści były atrakcyjne dla odwiedzających (materiały wideo dokumentujące pracę, dobrej jakości zdjęcia). Kolejnym miejscem są serwisy polityczne, z którymi warto nawiązać współpracę. To miejsca, na które można mieć realny wpływ, dlatego z całą pewnością warto je wykorzystać. Większość serwisów internetowych z chęcią nawiąże współpracę. Oczywiście nie należy przy tym zapominać o dotychczasowych formach działań, a tego typu nowe działania zlecić osobom doświadczonym.



Politycy coraz lepiej uczą się wykorzystywać szczególnie jedną ważną cechę internetu - to, że nic w nim nie ginie. Dla tych, którzy prezentują niezmienne poglądy jest to świetne narzędzie do przypomnienia swoich wypowiedzi z poprzednich lat. Ci, których poglądy z różnych przyczyn uległy zmianie powinni być przygotowani na tego typu działania ze strony oponentów i komentatorów. Nie jest żadnym problemem odświeżenie artykułu czy posta sprzed paru miesięcy czy lat umieszczonego na facebooku, twitta czy wystąpienia sejmowego z videosejm.pl prezentującego stanowisko, które dzisiaj przyjął i prezentuje dla odmiany oponent polityczny. Ten mechanizm - wcześniej wykorzystywany przecież przez stacje telewizyjne - już teraz wykorzystywany jest przez wiele osób i jeśli politycy zechcą dotrzeć bezpośrednio do elektoratu w wieku 20-40, będą zmuszeni korzystać z niego w przyszłości. Bardzo wpływa na wiarygodność - pozytywnie, jeśli zatroszczy się o to sam polityk.

O negatywnych przykładach mówiliśmy w 2014 roku w Gazecie Prawnej:

– Znany przykład ze słowem „kłamca” wpisanym w wyszukiwarkę bardzo jaskrawo pokazał, w jakim celu można to wykorzystać – tłumaczy Piotr Jaskółka z firmy Infinity. Po wpisaniu tego słowa na pierwszym miejscu wyświetla się klip z przemówieniem Donalda Tuska. Jaskółka przyznaje, że zapytania o możliwość wypromowania określonego negatywnego artykułu związanego z politykiem trafia się w jego firmie dość często. Odrzuca je, bo to działania nieetyczne.

Jesteśmy dzisiaj z każdej strony zalewani informacjami. W przypadku działalności politycznej, publicznej nieuniknione jest pojawienie się negatywnych treści, komentarzy, słabych zdjęć itp. I choćby tych lepszych i bardzo wartościowych w rzeczywistości było więcej, to kluczowe jest to, czy polityk zadba o dotarcie z nimi do wyborców.



Warto odpowiedzieć sobie na pytanie, czy lepiej zadbać o swój wizerunek w internecie, budować odpowiednio wcześnie i ciągle poszerzać grupę odbiorców, czy pozwolić na to, aby jedynym źródłem informacji były anonimowo tworzone memy czy działania naszych politycznych oponentów i ich zwolenników - dokładnie te niedopatrzenia i mechanizmy wykorzystali w tych wyborach tzw. "antysystemowcy". Czekanie na ostatnią chwilę to ciągle jeszcze często popełniany błąd. Działania związane z obecnością w internecie (najlepiej przy współpracy z doświadczoną firmą) poprawią wizerunek a jednocześnie utrudnią w przyszłości tego typu ataki. Podejmowane ich samodzielnie i amatorsko może być bardzo ryzykowne.

Kolejną kampanią będzie kampania parlamentarna i już za kilka miesięcy przekonamy się, kto wyciągnął odpowiednie wnioski. Kampania prezydencka to ostatni dzwonek do rozpoczęcia takich działań.


Piotr Jaskółka

właściciel firmy Infinity, od 7 lat specjalizuje się w ochronie wizerunku i promocji pozytywnych treści dotyczących firm, osób i produktów