Strona którą oglądasz dotyczy poprzedniej kadencji sejmu. Aktualne informacje znajdziesz tutaj

5 punkt porządku dziennego:


Rozpatrzenie poselskiego wniosku o zarządzenie ogólnopolskiego referendum w sprawie renegocjacji pakietu klimatyczno-energetycznego (druk nr 423).


Poseł Krzysztof Szczerski:

    Dziękuję bardzo.

    Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Państwo Ministrowie! Wiele argumentów merytorycznych dotyczących polityki środowiskowej i energetycznej przytoczył przed chwilą w swoim wystąpieniu pan profesor Szyszko, który przemawiał w imieniu wnioskodawców. Ja powiem tylko kilka słów na temat pakietu klimatyczno-energetycznego z punktu widzenia polityki europejskiej, kompetencji europejskiej i tego, w jaki sposób tę politykę należy prowadzić, dlatego że pod tym względem historia polskiego stanowiska w sprawie pakietu klimatyczno-energetycznego ma dwa tomy.

    Pierwszy tom to opowieść o profesjonalnym, rozsądnym i umiejętnym realizowaniu polskiego interesu narodowego w ramach polityki europejskiej. Bohaterem tego chlubnego tomu jest śp. prezydent Lecha Kaczyński. Drugi tom to opowieść o tym, jak można zaprzepaścić wszystkie poprzednie osiągnięcia przez politykę strachu, niepewności i braku znajomości rzeczy. Tom straconych szans napisał rząd Donalda Tuska i ta opowieść jest niestety kontynuowana.

    Aby zrozumieć, dlaczego pakiet energetyczno-klimatyczny jest dla nas niekorzystny i dlaczego nie musiał taki być, należy przypomnieć precyzyjnie treść owych dwóch tomów. Historia zaczyna się w roku 2007, jeżeli chodzi o Unię Europejską. Wtedy, w okresie prezydencji niemieckiej, toczą się w Unii dwa wielkie procesy negocjacyjne: traktatowy i właśnie klimatyczny. W obu tych procesach Polska odgrywa jedną z kluczowych ról w Europie, odważnie i jasno formułuje swoje postulaty, prowadzi zdecydowane negocjacje. Nigdy te dwa procesy nie były przedmiotem handlu wymiennego. Toczyły się równolegle i równolegle Polska potrafiła zabiegać o swój interes. Było to możliwe, bo głową polskiego państwa był wówczas polityczny przywódca prezydent Lech Kaczyński.

    W efekcie jego przywództwa Polska realizuje swoje cele w negocjacjach traktatowych. Nigdy wcześniej i nigdy później ostateczny kształt prawa pierwotnego Unii Europejskiej nie zależał w tak istotnym stopniu od Polski. Myśl tę dedykuję szczególnie obecnemu obozowi władzy, który niestety coraz częściej tylko przygląda się, jak inni tworzą reguły nowej Unii. Ale to jest opowieść na inną debatę.

    Dzięki umiejętnościom politycznym polskiego przywództwa roku 2007 idea pakietu klimatyczno-energetycznego zapisana w konkluzjach Rady Europejskiej z marca 2007 r. - o tym też mówił pan poseł Czerwiński - realizowała z naszego punktu widzenia wszystko to, co podręczniki integracji europejskiej opisują jako wzorzec polityki odpowiedzialnego państwa członkowskiego. Zabezpieczyliśmy nasz interes nie w kontrze do głównego nurtu i nie w poddaniu się decyzjom silniejszych, ale w dialogu, który powoduje, że interes polski i interes europejski są tożsame.

    Co było wówczas istotą owego sukcesu? Opierał się on na czterech filarach: po pierwsze na przyjęciu roku bazowego dla ustalenia redukcji na rok zgodny z protokołem z Kioto, po drugie, na wpisaniu redukcji jako indykatywnej dla Unii jako całości przy uznaniu różnego, bezpiecznego dla nas poziomu redukcji dla poszczególnych krajów, po trzecie, na wpisaniu do konkluzji decyzji o tym - to jest treść tej konkluzji, naprawdę warto ją przeczytać - że pakiet nie może oddziaływać negatywnie na konkurencyjność gospodarek poszczególnych państw członkowskich, a nie Unii jako całości, i po czwarte, na postanowieniu, że pakiet musi być powiązany z polityką bezpieczeństwa energetycznego i polityką rozwoju poszczególnych państw. Cztery elementy, które są istotne, żeby zrozumieć, na czym polega różnica między tym, co potem się zepsuło, a tym, co było na początku: po pierwsze, redukcja bezpieczna dla nas, po drugie, różny poziom dla poszczególnych krajów, po trzecie, pakiet nie może mieć negatywnego wpływu na konkurencyjność gospodarek poszczególnych państw członkowskich i poszczególnych przemysłów, po czwarte, przekonanie o tym, że pakiet musi być powiązany z polityką bezpieczeństwa energetycznego i polityką rozwoju poszczególnych państw, czyli gwarantować im rozwój. I to właśnie było zwycięstwo negocjacyjne Polski - konkluzje ambitne, ale bezpieczne dla nas, dające nam nawet w niektórych scenariuszach przewagę konkurencyjną nad innymi gospodarkami.

    Zatem mamy rok 2007 i znakomitą sytuację wyjściową do szczegółowych negocjacji, które miały się rozpocząć na bazie tych konkluzji. Niestety wówczas, wraz ze zmianą rządu i objęciem pełnej odpowiedzialności przez koalicję PO-PSL i rząd Donalda Tuska, zamyka się pierwszy tom polskiej historii negocjacji pakietu energetyczno-klimatycznego i rozpoczyna się tom drugi, tom niechlubny, żeby nie powiedzieć: zasmucający. Obóz rządzący popełnia cały szereg negocjacyjnych błędów, wynikających albo z chęci przypodobania się Brukseli przez odcięcie się od poprzedników, albo ze strachu przed asertywną polityką, albo z nienawiści do prezydenta, albo z głupoty. Cokolwiek to było, skutki są opłakane. Przypomnę tylko kilka bolesnych faktów.

    Rząd w kluczowym momencie negocjacji klimatycznych i traktatowych zrywa współpracę z prezydentem Kaczyńskim, który jest profesjonalnie przygotowany do tego, żeby kontynuować te rozmowy, i zaczyna bezprecedensową wojnę z prezydentem w celu wyeliminowania go z uczestnictwa w posiedzeniach Rady Europejskiej. Pamiętamy rok 2008, te hańbiące zachowania pana ministra Arabskiego i rozszalałe w plugawej agresji ataki medialne. Rząd chce działać sam, bez prezydenta. Dobrze, ale czy twardo w imię interesu polskiego? Niestety nie.

    Negocjacje idą w złym kierunku, ale Donald Tusk publicznie ogłasza, że nie użyje weta, bo to broń atomowa. Strach przeważył nad rozsądkiem. Rząd z góry oznajmił, że jest miękkim negocjatorem i przyjmie jakikolwiek kompromis, jaki będzie zaproponowany, ponieważ nie jest gotowy do użycia weta. I tak też się stało. Rząd premiera Tuska błyskawicznie niweczy wszystkie zdobycze z posiedzenia Rady w 2007 r. i zamienia je na drobne kwoty, o które handryczy się w rozmowach ostatniej szansy w grudniu 2008 r. Nawet jeśli wszyscy wiedzieli, że prezydencja francuska wtedy, w grudniu 2008 r. jest pod ścianą, bo chce mieć sukces, a za ten sukces uznaje zakończenie negocjacji klimatycznych i jest skłonna do daleko idących ustępstw, to my wtedy gramy już w to, w co zagra główny nurt. Już wtedy mówimy, że nie będzie żadnego weta. I tak oto utargowaliśmy miliony, a przegraliśmy miliardy.

    Obóz władzy PO-PSL zgodził się na cztery dramatyczne odstępstwa od linii prezydenta Kaczyńskiego: zmiany roku bazowego dla redukcji na rok 2005, niekorzystne wskaźniki emisyjne, nieuwzględnienie - o czym mówił pan profesor Szyszko - lasów w bilansie pochłaniania, brak konkretnych zapisów o potrzebach rozwojowych poszczególnych gospodarek, ich konkurencyjności i bezpieczeństwie energetycznym. Do tego jeszcze daliśmy się złapać na błyskotkę, jaką jest technologia CCS, o czym także mówił pan prof. Szyszko, która okazuje się za droga, niebezpieczna i jej przyszłość jest niepewna.

    Tak zamknął się tom drugi, tom nieudacznictwa, który będzie Polskę i Polaków kosztował już od przyszłego roku wiele milionów. Odbije się dramatycznie na wielu branżach przemysłu i gospodarstwach domowych. To my zapłacimy za błędną politykę rządu Tuska.

    Wydawało się, że limit emisji błędów został przez rząd wyczerpany w roku 2008. Okazało się, że nie, ten rok przynosi dwie informacje, które ponownie mrożą krew w żyłach. Po pierwsze, oto Polska wygrała sprawę z Komisją przed Trybunałem Sprawiedliwości o błędne naliczenie limitów CO2, o czym mówił pan profesor Szyszko. To jest zresztą sukces pana profesora, bo on wtedy złożył ten wniosek. Jest zatem szansa na zaoszczędzenie ogromnych sum. I co? Na posiedzeniu Komisji do Spraw Unii Europejskiej przedstawiciel Ministerstwa Środowiska - niedawno odbyło się to posiedzenie - nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie pana profesora Szyszki, wytłumaczyć, czy my de facto uwzględniamy ten korzystny dla nas wyrok w dalszych rozmowach, czy udajemy, że w ogóle go nie było. Po prostu ręce opadają.

    Po drugie, Polska przeszła w tym roku do historii jako pierwszy kraj, który zawetował propozycję swojej własnej prezydencji. Bo przecież nadal trwa prezydencja naszego trio: Polska-Dania-Cypr. I oto teraz używamy broni atomowej, żeby zawetować duńską propozycję pogłębienia pakietu o dalsze redukcje. To dobrze, że wetujemy, ale gdzie do tej pory byliśmy? Jak działały służby prezydencji? Co się dzieje z naszą polityką europejską? Dlaczego ona jest tak skrajnie, kompromitująco nieudolna, że w jej efekcie podczas polskiej prezydencji pakiet ma być jeszcze bardziej pogłębiony? Bo przecież prezydencja naszego trio wciąż trwa. Czy w ogóle coś uzgodniliśmy w sprawie pakietu klimatycznego za naszej prezydencji, czy nic nie uwzględniamy i każdy robi swoje, a Polska wetuje swoją własną prezydencję?

    To wszystko to tylko krótki przegląd problemów związanych z pakietem klimatyczno-energetycznym. Szczegółowe sprawy merytoryczne omówił pan prof. Szyszko. Tak czy owak tych problemów, jeśli chodzi tylko i wyłącznie o pakiet klimatyczny od strony polityki europejskiej, jest zbyt wiele, by przejść nad nimi do porządku dziennego. Dlatego Prawo i Sprawiedliwość domaga się natychmiastowego podjęcia przez rząd działań naprawiających jego własne błędy, a jednocześnie zapowiada, że nadchodzący po najbliższych wyborach rząd Prawa i Sprawiedliwości podejmie umiejętne i zdecydowane kroki, aby powrócić do mądrej polityki prezydenta Kaczyńskiego i pana prof. Szyszki i nadać pakietowi klimatycznemu kształt, który Polskę wzmocni, a nie osłabi, oraz zrealizuje potrzeby związane z polskim bezpieczeństwem energetycznym, rozwojem i ochroną środowiska. Krokiem ku temu jest proponowane referendum, które w pełni popieramy. Warto słuchać obywateli, warto liczyć, warto dbać o polskie interesy. Dziękuję bardzo. (Oklaski)



Poseł Krzysztof Szczerski - Wystąpienie z dnia 13 czerwca 2012 roku.


35 wyświetleń

Zobacz także: