Za sprawą socjologów i publicystów zawrotną karierę zrobiły w Polsce „lemingi”. Stworzenia, które na wspólnych ulicach i w ich apartamentowcach pojawiły się siłą kapitalistycznego huraganu. Ganić czy chwalić?
Awansującymi pupilkami kapitału były i będą jego kolejne pokolenia beneficjentów. W wydaniu rodzimym jedzący z celebrą sushi oraz jeżdżący namiętnie białymi toyotami Auris. Zapewne uproszczenie, ale taki styl życia dla kabareciarzy jest doskonałym natchnieniem. Daleki jednak jestem od potępiania kogokolwiek za to, co je, jak chodzi ubrany i z kim sypia.
Inną sprawą jest, czy średnia elita korporacjonizmu prócz bezgranicznego zaangażowania w budowę potęg finansowych i uzależnienia od Facebooka wnosi wartości, które budują wspólnotę w wymiarze niematerialnym. I tu zaczynają się schody. Wcale nie do nieba.
Oceną poziomu intelektualnego „lemingów” po wpisach na „fejsie”, wychodzi żenujący obraz. Forma, forma i jeszcze raz forma. Treść i owszem, ale żołądkowa. Jeżeli prawdą jest, że „kopiuj wklej”, media obrazkowe oraz hotele na ciepłych plażach są dla „lemingów” szerokimi wrotami do poznawania świata, to pojawia się miast zrozumienia współczucie.
W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku narodziła się w PRL-u klasa technokratów. Ludzi wykształconych politechnicznie, którzy zaangażowali się w budowę „drugiej Polski”. Uciekając od wszelkich ówczesnych okoliczności, nie będzie przesadą opinia, że „gierkowskie lemingi” marzyły nie tylko o wyjazdach nad Adriatyk czy Morze Czarne, ale i czytywały Marka Hłaskę. Dzisiejsi uwielbiają
jego imiennika, Kondrata. Niestety, raczej z reklamówek ING Bank Śląski…
Jak skończą „leming”? Odpowiedź na pytanie jest wyjątkowo prosta. Otóż znamienita część z nich, siłą kapitalistycznej selekcji, wypadnie z tej klasy. Niewielkiej grupie uda się i będą prowadzić materialnie dostatnie życie. Jedni i drudzy w pewnym momencie zaczną myśleć o czymś więcej niż szwajcarski frank. Szczęśliwcom może zabraknąć czasu na nadrobienie zaległości. Z kolei „upadłym
lemingom” nie starczy kasy na bilety do teatru.

PS Wedle politologów „lemingi” stanowią znaczącą część elektoratu partii Tuska. Nic dziwnego, skoro też lubią „haratnąć w gałę”…