Wyobraźmy sobie, że poseł to nie władza, a służba. Poseł służy wyborcom, mając na uwadze wspólne dobro, naszą Ojczyznę. Oczywiście przysługują mu szczególne uprawnienia, ale tylko i wyłącznie dlatego, że zaufało mu bardzo wielu ludzi. Krzyżyk na karcie wyborczej obok kandydata oznaczałby: "ufam ci, że w moim imieniu będziesz brał udział w kierowaniu tym państwem, bo naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio". W takiej hipotetycznej sytuacji nie pojawiłoby się słynne "Kim jest pan Kukiz? On jest nikim, to jest człowiek-nikt, bez znaczenia. Zaskoczeniem będzie, jak zdobędzie więcej niż 1%"

Można byłoby wówczas stworzyć platformę komunikacji z wyborcami, gdzie każdy z nas mógłby (na jasnych, prostych i rozsądnych zasadach) wypowiedzieć się w interesujących nas kwestiach. Poseł będzie miał do dyspozycji opinie swoich wyborców przy zachowaniu prawa do decyzji i możliwość prezentowania swojego stanowiska. Wyjaśni bezpośrednio wyborcom dlaczego zrobił tak, a nie inaczej.

Bezpośrednia komunikacja między cieszącym się naszym zaufaniem posłem a nami będzie bardzo odporna na zakłócenia, będziemy wiedzieć, jakie działania poseł podejmuje i czy nie nadużył naszego zaufania.

W naszym interesie będzie, aby reprezentował nas fachowiec, ale jego nazwisko będzie miało drugorzędne znaczenie - każdej chwili dzięki gromadzonym danym będziemy mogli zobaczyć, w ilu kwestiach się zgadzamy, czy wybraliśmy dobrze. W czasie wyborów mielibyśmy to czarno na białym. Debaty, kampanie, emocje nie musiałaby decydować o naszym poparciu, bo decydowałaby cała kadencja.

Takie proste rozwiązanie (jego rola byłaby opiniująca, poseł nie może być ograniczany, nie jest listonoszem, darzymy go zaufaniem), przy minimalnych kosztach pozwoliłoby nam, obywatelom, brać udział w sprawach dla nas ważnych. Kluczowym czynnikiem byłaby uczciwość kandydata wobec wyborców, ponosiłby odpowiedzialność wobec nich, to on (lub jego ludzie) musieliby zadbać o przekonanie ich do swoich racji, albo poprosić o zaufanie w kwestiach, w których publiczne przekonywanie byłoby niemożliwe.


Niemożliwe do zrobienia? A np. Wikipedia? A codzienne głosowania na Wykopie czy wyrazy poparcia na Facebooku? Z trollami poradzimy sobie tak, jak każda inna społeczność. Technicznie problemu nie ma. Praktycznie - ani mediom, ani politykom na tym nie zależy - z przyczyn oczywistych. Nigdzie na świecie tego nie ma? Konstytucja też nie była popularnym rozwiązaniem. Takie rozwiązania będą oczywiście negowane, marginalizowane, krytykowane. To przecież powrót do źródeł z wykorzystaniem technologii. Taki powrót sprawia często wrażenie zmiany rewolucyjnej.

Dokładnie to - wiarygodność, bezpośrednia komunikacja, liczenie się ze zdaniem wyborców, zrozumienie wagi zaufania (np. jasne postawienie kwestii, że głosów nie da się przekazać) dało panu Kukizowi 20%. I dokładnie tego zabrakło w kampanii innych kandydatów.

Jeśli tego typu kierunek nie zostanie przyjęty (kiedyś w przyszłości), to będziemy mieć ciągle możliwość zmiany na to samo i wybór między kimś, komu nie ufamy mniej, a kimś komu nie ufamy bardziej. Utracimy bezpośredni kontakt, zaufanie i poczucie reprezentacji, które dzisiaj dla wielu z nas się pojawiło. Posłowie utracą poczucie służby i szacunek do wyborców. I choć miało być dobrze, to będzie jak zawsze.

Jeśli jednak taki kierunek zostanie przyjęty, to będziemy mieć - choćby proces był rozłożony na lata - coraz więcej osób odpowiedzialnych, takich, którym ufamy. Potrafisz Polsko?


Piotr Jaskółka

właściciel firmy Infinity, od 7 lat specjalizuje się w ochronie wizerunku i promocji pozytywnych treści dotyczących firm, osób i produktów