Pomimo, że kwestia wymiany żarówek z tradycyjnych na tzw. ekologiczne jest już właściwie historią, sprawa wciąż budzi silne kontrowersje, tym bardziej, że znane są już opinii publicznej poważne badania naukowe – polskie i zagraniczne – które alarmują o szkodliwości dla zdrowia żarówek energooszczędnych. Cena, którą możemy zapłacić za zapowiadaną oszczędość na oświetleniu (po wymianie żarówek jednak rachunki za energię nie zmniejszyły się), może okazać się znacznie większa, niż mówiono jeszcze kilka lat temu. Nowe, unijne żarówki okazują się niebezpieczne dla zdrowia, a polityka rządu w kwestii rynku oświetleniowego – dla polskiej gospodarki.
Unia Europejska wycofała z produkcji i sprzedaży żarówki wolframowe (żarowe) na podstawie Rozporządzeń KE: 2005/32/WE, 2009/125/WE i 2009/244/WE. Komisja Europejska nakazała państwom członkowskim stopniowe wycofywanie ze sprzedaży tych żarówek. Najpierw w 2009 r. z polskich sklepowych półek zniknęły tradycyjne żarówki 100-watowe, a 1 września 2010 r. – 75-watowe. Następnie rząd zakazał sprzedaży żarówek 60-watowych, a także obrotu nimi. Cały proces wymiany żarówek ma ostatecznie zakończyć się 1 września 2018 r. (koniec ostatniego, 6 etapu wdrażania przez państwa unijnego prawa w tym zakresie). Jednak przymusowa wymiana żarówek pod dyktatem Unii rodzi wątpliwości, a same żarówki ledowe wśród wielu osób budzą niepokój o swoje zdrowie, a nawet życie.
Interesujące, a zarazem szokujące wyniki badań zostały zaprezentowane przez publiczną, niemiecką stację NDR Info w magazynie konsumenckim „Markt” („Rynek”). Wynika z nich, że żarówki te zawierają rtęć, bardzo silną truciznę. Każda taka żarówka zawiera 5 mg rtęci, która to ilość jest w stanie zatruć 5000 l. wody pitnej. Substancja ta uwalnia się do środowiska, gdy taka żarówka zostanie stłuczona. „Zatrucie rtęcią jest bardzo groźne dla zdrowia, a jego objawy, szczególnie przy minimalnym skażeniu, mogą być niezauważalne w pierwszym okresie lub mylone z braku doświadczenia przez lekarzy” – mówił w programie Peter Braun, ekspert w dziedzinie skażenia powietrza.
Jak wynika z informacji przedstawionej w NDR Info przez ludzi nauki z zakresu medycyny, powołujących się na testy laboratoryjne, w żarówkach tych jest wiele rakotwórczych substancji, w tym fenol posiadający niebezpieczną toksyczność, będący w dużej groźnej koncentracji. Wyniki testów przeprowadzonych na tzw. ekologicznych żarówkach, pokazują, że zawierają one także inne szkodliwe związki. „Podczas testów świecące żarówki energooszczędne wydzielały rakotwórcze substancje, które podwyższają ryzyko zachorowania na raka” – dodaje Braun. Jego zdaniem, przyczyniają się do tego „nawet niewielkie ilości tych substancji. Dlatego takie żarówki w ogóle nie powinny pojawiać się w otoczeniu człowieka” – stwierdza to autorytatywnie niemiecki ekspert. Ponadto w badaniach stwierdzono negatywny wpływ energooszczędnych świetlówek na wzmaganie się u ludzi jaskry, depresji, a także wskazano na pogłębiające się problemy ludzi chorujących na migrenę i padaczkę.
Problem polega również na tym, że w sklepach, także w Polsce, te groźne żarówki leżą obok innych towarów i nie są zabezpieczone przed stłuczeniem. Nie ma też wyznaczonych miejsc wyrzucania tych śmiercionośnych odpadów i czytelnych zasad ich fachowej utylizacji. Ponadto pracownicy sklepów nie są przeszkoleni w usuwaniu trujących części po zbitej żarówce. Natomiast ludność nie jest uświadamiana i edukowana o szkodliwości i zagrożeniu zdrowia ze strony uszkodzonych lub stłuczonych żarówek.
Według Komisji Europejskiej po aplikacji całego unijnego prawa w tym zakresie, kilkanaście tysięcy osób pracujących w branży produkcji żarówek zapewne straci pracę. W Polsce czołowe fabryki produkujące 90 proc. żarówek – Philips Lighting w Pabianicach i Pile także ponoszą koszty. Na początku tego procesu w obu fabrykach łącznie pracowało ponad 5 tys. osób. Wielu z nich dotknęły już zwolnienia. Przy czym na wyprodukowanie jednej świetlówki zużywa się dziesięć razy więcej energii niż na produkcję tradycyjnej żarówkI. Pamiętajmy także, że zmieniają się oprawy żarówek (ledowe często nie są kompatybilne), co – zdaniem polskich przedsiębiorców z rynku oświetleniowego – zagraża działalności produkcyjnej naszych renomowanych producentów oświetleniowych (kilkadziesiąt firm) w sektorach M+S.
Według niemieckiego tygodnika „Der Spiegel”, 80 proc. wszystkich żarówek energooszczędnych, sprzedawanych na rynku niemieckim, produkowanych jest w Chinach, w warunkach odbiegających od niezbędnych standardów technologicznych. Wytwarzane są tam i masowo wprowadzane na rynek niemiecki, ale także polski, tanie zamienniki produktów LED. Ponieważ posiadają one niskikie parametry, wpływają negatywnie na osiągnięcie celów w zakresie energooszczędności. Alternatywą są drogie żarówki (nawet kilkadziesiąt zł za sztukę) produkowane w Japonii, na Tajwanie czy w Korei Południowej, na które nie stać wiele osób o niższych dochodach. Azjatyckie firmy oświetleniowe, które chcą zdominować europejski rynek oświetleniowy, z powodzeniem prowadzą ekspansję gospodarczą na tym rynku, tym bardziej skuteczną, że są wspierane finansowo pieniędzmi publicznymi przez rządy tych krajów, szczególnie mocno inwestujące w rozwój produkcji oświetlenia w systemie LED.
Niestety, KE i rząd PO-PSL konsekwentnie ignorował i wciąż nie przyjmuje do wiadomości krytycznych wyników badań naukowych w kwestii zagrożeń dla zdrowia LED-owego oświetlenia, a także obaw znacznej części społeczeństwa, która czuje się świadomie niedoinformowana i wręcz zmanipulowane przez rząd. Ponadto obecne władze nie podejmują żadnych działań mających na celu wspieranie polskich przedsiębiorstw i ochronę polskiego rynku oświetleniowego przed zalewem tanich, jeszcze bardziej szkodliwych zamienników. Można odnieść wrażenie, że rząd już „spisał na straty” polskich producentów żarówek.

Artur Górski