Pojawiła się ostatnio wypowiedź ministra Mateusza Szczurka, że wpro­wa­dze­nie jed­nej staw­ki VAT byłoby ko­rzyst­ne,  że jest on zwo­len­ni­kiem ta­kiej zmia­ny, że co prawda jest ona kon­tro­wer­syj­na po­li­tycz­nie, ale nie ma ministra finansów, który by się z tym nie zgodził. Aczkolwiek, złagodził wypowiedź stwierdzając, że „różne staw­ki spełniają swoją misję, więc ja­ka­kol­wiek zmia­na w tym za­kre­sie musiałaby się wiązać, np. ze zmianą np. w po­dat­kach do­cho­do­wych”.

Ano właśnie, zróżnicowanie stawek ma swoją misję, więc propozycja ujednolicenia stawki jest nie tyle kon­tro­wer­syj­na po­li­tycz­nie, ona jest kontrowersyjna ekonomicznie, a mówiąc wprost, jest ekonomicznie błędna i szkodliwa, jest dowodem ignorancji jej autorów. Warto to sobie wyjaśnić, bo w sferze podatków istnieje wiele mitów i nieporozumień, a harce niedouczonych „wynalazców podatkowych” wprowadzają tylko dezorientację i zamieszanie w opinii publicznej, jak widać i ministra wciągają do chóru śpiewającego fałszywe pieśni.

To prawda, że są kraje z jednolitą stawką, na przykład Dania, ale tam i tak wiele  usług jest zwolnionych z  opodatkowania VAT:  transport osób,  opłaty  pocztowe,  usługi  biur  podróży, kultura,  sztuka,  usługi oświatowe, gry,  sport, usługi pogrzebowe, obrót nieruchomościami,  operacje  finansowe,  działalność  ubezpieczeniowa,  opieka  medyczna i  świadczenia  socjalne, działalność charytatywna; zerowa jest stawka na towary i  usługi eksportowane. Tak naprawdę nie ma kraju o jednolitej stawce VAT na wszystkie produkty i usługi. Ale trzeba pamiętać, że wyższa stawka podatku pośredniego na artykuły podstawowe musi oznaczać wzrost kosztów pracy, bo trzeba przekazać pracownikom większy strumień pieniędzy, by skompensować spadek dochodów realnych jaki jest skutkiem wyższego obciążenia cen i tym samym podtrzymać popyt. Warto wiedzieć, ze w tejże Danii w 2013 r. godzinowy koszt pracy według danych Eurostatu był drugi najwyższy w Unii Europejskiej, wynosił 38,4 euro, podczas gdy w Polsce było to 7,6 euro. Najwyższy koszt był w Szwecji 40,1 euro (VAT jak w Danii 25%), w trzeciej w rankingu Belgii było to 38 euro (VAT 21%), zaś w Niemczech 31,3 – koszty nieco mniejsze, ale VAT 19%; Niemcy budują wszak swą potęgę zaciskając nieco pasa, na tyle, na ile może sobie bogaty pozwolić, promując swą ekspansję eksportową. Nasz horrendalnie wysoki VAT (choć nie najwyższy) nie został skorygowany wyższymi wynagrodzeniami. Stał się swego rodzaju opresją naszych dochodów realnych.

Przedstawione ostatnio wyniki badań Fun­da­cji Cen­trum Ana­liz Eko­no­micz­nych CenEA potwierdzają to, co jest elementem podstawowej wiedzy ekonomicznej o podatkach: obciążenie tym podatkiem jest degresywne, to znaczy więcej płacą naj­bied­niej­sze go­spo­dar­stwa do­mo­we – oszacowano, że w formie VAT-u odprowadzają do budżetu 16,3 proc. do­cho­dów, a mniej gospodarstwa najbogatsze – 6,8 proc – co może być zaniżone, bo przecież stopień zróżnicowania dochodów jest bardzo duży, zależy jak ustalimy kryterium zaliczenia do bogatych. Ale istotne jest to, że najbiedniejsi wydają prawie całe swe dochody na zaspokojenie podstawowych potrzeb konsumpcyjnych, bogaci tylko część dochodów, a w przypadku najbogatszych udział wydatków konsumpcyjnych jest  znacznie mniejszy i wydają też na potrzeby mniej podstawowe, na przykład spożywanie ośmiorniczek.

Ale jednocześnie CenEA wspiera ministra finansów (a może jest inicjatorem tego pomysłu), że  „należy roz­począć dys­kusję na temat wpro­wa­dze­nia jed­nej staw­ki VAT”, bo jakoby „jed­no­li­ta staw­ka VAT przy­no­si istot­ne korzyści dla funk­cjo­no­wa­nia go­spo­dar­ki”.  Oczywiście to nieporozumienie, błąd wynikający z niezrozumienia mechanizmu działania tego podatku, co zaraz sobie wyjaśnimy.

Mój znakomity kolega poseł dr Zbigniew Kuźmiuk przypomniał (za danymi ministerstwa), jakie są efekty działania obniżonych stawek podatku VAT:

stosowanie obecnych obniżonych stawek VAT (5% bądź 8%), dało (w warunkach roku 2012) preferencje (dla nabywców czyli konsumentów bądź inwestorów) w usługach budowlanych o wartości 11,2 mld zł, w lekach 4,9 mld zł, mięsie 2,9 mld zł, usługach gastronomicznych 1,8 mld zł, produktach rolnych pochodzenia roślinnego 1,8 mld zł, produktach mleczarskich 1,8 mld zł, transporcie 1,7 mld zł, pieczywie 1,5 mld zł, książkach i prasie 1,4 mld zł, wodzie i napojach 1,3 mld zł. Sumarycznie wartość preferencji podatkowych w podatku VAT na podstawie danych z 2012 roku, wyniosła 43 mld zł i stanowiła blisko 35% całości wpływów z tego podatku do budżetu państwa.” I trafnie konkluduje, że nawet przy założeniu, że nowa stawka podstawowa byłaby o kilka punktów procentowych niższa od tej obecnej, to najbardziej podrożałaby żywność i to zarówno jeżeli chodzi o produkty rolne nie przetworzone (mięso, czy produkty roślinne – razem obecne preferencje wynoszą 4,7 mld zł), czy też produkty przetworzone (produkty mleczarskie, pieczywo, woda i napoje dla których suma obecnych preferencji wynosi 4,6 mld zł), znacząco podrożałyby także leki (wartość obecnych preferencji blisko 5 mld zł) jeszcze bardziej usługi budowlane (wartość obecnych preferencji ponad 11 mld zł) czy też usługi gastronomiczne (wartość obecnych preferencji blisko 2 mld zł) i że straciłaby na tym znakomita większość polskiego społeczeństwa.

 

Warto więc wyjaśnić sobie, dlaczego podatek VAT powinien być zróżnicowany, dlaczego zrównanie stawki na wszystkie produkty byłoby błędem, dlaczego CenEA wyciąga błędne wnioski, nie rozumiejąc, jaką cenę byśmy zapłacili za ujednolicenie VAT-u, nawet na nieco niższym poziomie. Jak ktoś powiedział pół żartem pół serio, z think–tankami trzeba ostrożnie, bo czasami jest tam więcej tanku niż thinku.

Tak więc po pierwsze, i to jest chyba najważniejszy ekonomiczny argument, różne produkty i usługi charakteryzują się zróżnicowanymi tzw. elastycznościami cenowymi popytu, to znaczy popyt różnie reaguje na podwyższenie cen. W przypadku produktów o niskiej elastyczności, czyli sztywnym popycie, wzrost cen wynikający z nałożenia podatku VAT nie powoduje spadku popytu – dotyczy to dóbr podstawowych albo bardzo modnych. W przypadku produktów o wysokiej elastyczności wzrost cen spowoduje znaczny spadek popytu. W rezultacie branże produkujące produkty o wrażliwym popycie w wyniku nałożenia podatku VAT spotkają się ze spadkiem chęci do kupowania, zwłaszcza w sytuacji ogólnej biedy polskiego społeczeństwa. Dobra podstawowe stanowią w budżetach rodzin najważniejszą pozycję, podwyższenie podatku VAT-u spowoduje, że zabraknie miejsca na inne wydatki – wysoka elastyczność popytu powoduje, że pewne dobra są szybko „wypychane” z budżetów rodzin.  Dlatego na takie dobra VAT powinien być niższy, to  jest często warunkiem utrzymania branż gospodarki takich na przykład jak kultura, niektórych mniej podstawowych usług itd.

Po drugie, dobra konsumpcyjne charakteryzują się zróżnicowaną częstością zakupów – na przykład chleb i inne podstawowe produkty spożywcze kupujemy często, natomiast inne kupujemy rzadziej, na przykład telewizor czy lodówkę raz na kilkanaście lat. Na dobrach często kupowanych nawet jeśli mają niski VAT państwo i tak dużo zarabia, natomiast w przypadku dóbr rzadko kupowanych zarabia ogólnie mniej, a konsumenci są bardziej skłonni zaakceptować wyższy narzut na ich cenę ze względu na rzadkie obciążanie ich zakupami budżetów rodzin

Po trzecie, niektóre dobra mają ważne znaczenie dla bytu rodzin i standardu życia. Można powiedzieć, że państwo nie powinno „żyć” kosztem zaspokojenia przez ludzi pewnych podstawowych potrzeb. Na przykład VAT nie powinien obciążać ceny leków ani usług medycznych, nawet jeśli mają charakter komercyjny. Podobnie  na usługi i produkty budowlane nie powinien być wysoki, może nawet w ogóle mieć stawkę zerową, bo choć mieszkanie czy dom nabywamy często raz na całe życie, to państwo powinno ułatwiać uzyskanie jak najlepszego standardu i wielkości mieszkań, wspierać zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych niskim (zerowym) VAT-em.

I wreszcie po czwarte, w przypadku pewnych usług i produktów wyższy VAT wypycha je w szarą strefę, stawka preferencyjna sprzyja wyciągnięciu takich usług z szarej strefy.

Majstrowanie w podatkach jest zawsze ryzykowne, bo jak w ogóle w gospodarce – łatwo zepsuć, ale naprawić – bardzo trudno. Ale warto zauważyć, że VAT jest w ogóle problemem ekonomicznym, bo cena jest najważniejszą informacją gospodarczą, narzut na cenę zawsze, nawet gdy jest jednolity, stanowi pewne zafałszowanie tej informacji. I nawet przy niższej stawce podstawowej (16% z dyrektywy KE), a tym bardziej przy tak wysokim, jaki mamy obecnie, staje się pokusą do nadużyć. Dlatego poszukuje się rozwiązań takich jak „odwrócony VAT”, który  i tak przed oszustwami do końca nie chroni, a powoduje ubytek znacznych wpływów budżetowych na fałszywych, oszukańczych zwrotach podatku naliczonego. Ja uważam, że Europa, która ten „wynalazek podatkowy” wprowadziła na szeroką skalę, wpuściła się w swoiste maliny, natomiast lepszym rozwiązaniem byłby zwykły prosty podatek od sprzedaży, nie za wysoki, ale płacony na każdym etapie procesu wytwarzania i sprzedaży – z ewentualnymi ulgowymi stawkami dla niektórych produktów  końcowych, których konsumpcję państwo chciałoby wesprzeć. Tak, jak to jest w amerykańskim systemie podatkowym. No, ale jesteśmy w Europie, gdzie na wszystkich są nałożone pewne jednolite wymagania, także co do podatków pośrednich, i pewne rozwiązania, nawet niezbyt korzystne, tak wrosły w życie gospodarcze, że naprawienie ich byłoby bardzo trudne. Ale czy niemożliwe? To z pewnością warto dyskutować.